GKS Tychy. Nie robić głupot w końcówkach
Były bramkarz GKS-u Tychy Eugeniusz Cebrat, który 44 lata temu cieszył się z wicemistrzostwa Polski, radzi swoim następcom.
2 czerwca 1976 roku GKS Tychy, wygrywając 2:1 z Pogonią Szczecin, zdobył wicemistrzostwo Polski. 44 lata później tyszanie przygotowują się do restartu I ligi z nadzieją, że dokonają tego, co 46 lat temu osiągnęli Eugeniusz Cebrat i spółka, wchodząc do ekstraklasy.
Bramkarz wicemistrzowskiej drużyny od wielu lat szczerze życzy tego osiągnięcia zespołowi z trójkolorowym trójkątem w herbie. A teraz ma jeszcze dodatkową motywację do trzymania kciuków za powodzenie zespołu Ryszarda Komornickiego.
– Z Ryśkiem graliśmy razem najpierw w II-ligowym wtedy GKS-ie Tychy, a później w Górniku Zabrze – mówi 6-krotny reprezentant Polski i 2-krotny mistrz kraju.
– Rozmawialiśmy niedawno o tym co czeka prowadzony przez niego zespół po restarcie rozgrywek i obaj zwróciliśmy uwagę na to samo. Według starych przyzwyczajeń po pierwszym rzucie oka na terminarz można powiedzieć, że układ gier GKS-u Tychy jest idealny do zaatakowania.
Trzy pierwsze mecze u siebie uważa się za gwarancję udanego startu, ale niestety zostaną one rozegrane przy pustych trybunach. Atut swojego boiska nie jest więc już tak mocny, jak wtedy gdy gra się z dwunastym zawodnikiem, czyli dopingującymi kibicami.
Pamiętam, że gdy my walczyliśmy o wicemistrzostwo, a wcześniej o awans do ekstraklasy to widzowie odgrywali istotną rolę. Dlatego bardzo ważne jest to żeby nie nabijać sobie teraz głowy punktami i miejscem w tabeli.
Trzeba nastawiać się na jak najlepszą grę i mobilizować do maksymalnego wysiłku, choć atmosfera na stadionie może bardziej przypominać sparing albo mecz towarzyski niż walkę o punkty.
Napastnicy do strzelania
Ósmy zespół tabeli I ligi może pochwalić się największą liczbą goli strzelonych na zapleczu ekstraklasy. Pod względem straconych bramek jest jednak w gronie najgorszych, bo tylko trzy zespoły miały w 22 kolejkach bardziej dziurawą obronę.
– Ale mówiąc o tym jak GKS ma grać żeby mógł myśleć o wygrywaniu trzeba zwrócić uwagę na dorobek napastników – dodaje Eugeniusz Cebrat. – Oni powinni poprawić swoje statystyki, a wtedy gra będzie rozłożona bardziej proporcjonalnie na cały zespół.
Czytaj jeszcze: Komornicki formuje jedenastkę
To znaczy, że obrońcy będą się mogli bardziej skoncentrować na swoich głównych zadaniach. My tak właśnie zdobywaliśmy awans w 1974 roku. W meczu decydującym o mistrzostwie II ligi z GKS Jastrzębie, na cztery kolejki przed końcem wygraliśmy 3:1, po 10 minutach prowadząc już 2:0.
Edek Herman szybko strzelił pierwszy, a Krzysiek Rasek podwyższył. Zaraz po przerwie nasz kapitan Heniek Tuszyński wykorzystał karnego i choć przeciwnicy odpowiedzieli golem, to na więcej im już nie pozwoliliśmy.
Natomiast w obecnym sezonie już parę razy tak było, że zabrakło tej kropki nad „i” więc w końcówce przeciwnicy odrabiali straty. Na takie gubienie punktów już nie można sobie pozwolić. Nie można robić głupot w końcówkach. Musimy grać jak na drużynę gospodarzy przystało i od początku do końca pokazywać kto w Tychach rządzi.
Zagrać dla drużyny
Eugeniusz Cebrat zwraca też jednak uwagę, że pewność siebie musi być połączona z piłkarską pokorą.
– Kiedy GKS Tychy wyraźnie wygrywał rywalizację z BKS-em Bielsko-Biała o awans do ekstraklasy, czy wtedy kiedy sięgaliśmy po wicemistrzostwo Polski, a nawet wtedy gdy w Górniku Zabrze rozpoczynaliśmy mistrzowska serię, nie było mowy o liczeniu punktów przed pierwszym gwizdkiem – zapewnia Eugeniusz Cebrat.
– Każdy, a w zespole Huberta Kostki 35 lat temu było sporo reprezentantów Polski, wychodził na boisko, żeby pokazać się z jak najlepszej strony i zagrać dla drużyny. Nikt nie opowiadał o mistrzostwie dopóki nie stało się faktem. I to jest też sposób na sukces – nie mówić tylko grać.
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus