GKS Tychy. Niepełna radość po zwycięstwie

10 bramek w sezonie dla napastnika to jest zdrowa liczba.


Od 11 marca do 7 maja kibice GKS-u Tychy czekali na zwycięstwo swojej drużyny. Po pokonaniu Zagłębia Sosnowiec zaczęła się bowiem „czarna seria” ośmiu spotkań bez wygranej i dopiero mecz z Puszczą Niepołomice sprawił, że trójkolorowi znowu mogli dopisać do swojego dorobku komplet punktów.

– To był szalony mecz – mówi napastnik tyszan Daniel Rumin. – Pierwsza połowa była pod naszą kontrolą, ale po mojej bramce Puszcza troszkę przejęła inicjatywę i jakiś przypadkowy rzut karny sprawił, że doprowadziła do wyrównania. Na szczęście szybko odpowiedzieliśmy golem na 2:1 i na przerwę po pierwszej połowie, która była pod nasze dyktando schodziliśmy zadowoleni.

Niestety w drugiej, po czerwonej kartce dla Krzyśka Wołkowicza, musieliśmy grać w osłabieniu, ale pokazaliśmy charakter i nie tylko odparliśmy ataki przeciwnika, ale jeszcze w końcówce strzeliliśmy gola pieczętującego nasze zwycięstwo 3:1. Było nam ono bardzo potrzebne, bo to, że od 11 marca nie wygraliśmy meczu siedziało nam w głowach. W każdym meczu chcemy wygrać. Były jednak mecze, w których graliśmy dobrze, ale przegrywaliśmy. Z Puszczą natomiast wyglądaliśmy dobrze i zasłużenie wygraliśmy.

Muszą liczyć na potknięcie rywali

Trudno jednak mówić o pełnej radości w tyskich szeregach, bo wszyscy zdają sobie doskonale sprawę, że na 2 kolejki przed końcem rozgrywek ligowych GKS Tychy zajmuje 10 miejsce w tabeli. Oczywiście matematyczne szanse na wejście do pierwszej szóstki ciągle istnieją, ale nawet wygranie z GKS-em Jastrzębie na wyjeździe i Koroną Kielce na swoim boisku może nie wystarczyć do zapewnienia sobie prawa gry w barażach o awans do ekstraklasy. Żeby sezon dla trójkolorowych nie zakończył się 22 maja podopieczni Jarosława Zadylaka muszą liczyć na potknięcia przeciwników, którzy są jeszcze w ich zasięgu.

Walczyć o zwycięstwo

– Przede wszystkim skupiamy się na sobie – zapewnia 25-letni napastnik tyszan. – To co przyniesie boisko, jakie będą wyniki i jak ukształtuje się tabela to jest druga sprawa. My musimy wychodzić na murawę i w każdym meczu walczyć o zwycięstwo. To, że w meczu z Puszczą byliśmy bardziej skuteczni niż w ostatnich meczach na pewno dodaje optymizmu. Cieszy to, że zdobyliśmy trzy bramki, bo ciężko pracujemy na treningach i robimy swoje żeby grać dobrze, a na koniec sezonu okaże się które miejsce zajmiemy.

Atut dobrze znanego boiska

Pewne jest już to, że poprzedni klub, w którym grał Daniel Rumin i strzelił dla niego 6 goli w rundzie jesiennej, czyli GKS Jastrzębie, nie ma szans na utrzymanie. Nie znaczy to jednak, że zespół, który przegrał ostatnich pięć spotkań z rzędu odda punkty bez walki. Przykładu potwierdzającego, że jastrzębianie potrafią kąsać nie trzeba szukać zbyt daleko w terminarzu rozgrywek.

Na Stadionie Miejskim przy ulicy Harcerskiej 10 kwietnia przegrał wszak Chrobry Głogów, który także na finiszu sezonu ma szansę na występy w barażach. Napastnik tyszan będzie miał jednak za sobą atut… dobrze znanego boiska. Na tej murawie bowiem spisywał się bardzo dobrze strzelając dla jastrzębian w sezonie 2020/21 12 goli. W obecnych rozgrywkach w sumie ma na swoim koncie 9 trafień, a więc hat-trick pozwoliłby wyrównać najlepsze I-ligowe osiągnięcie.

Po 6 bramek na rundę

– Przed sezonem zakładam sobie co prawda limit strzelonych goli, ale nie mówię o tym głośno, żeby nie nakładać na siebie dodatkowej presji – dodaje autor 9 goli w tym sezonie. – Dopiero gdy osiągnę ten założony pułap to powiem. Do mojego rekordu mi jednak daleko, bo jeszcze w III lidze w rundzie wiosennej 4 lata temu strzeliłem 13 goli dla Skry Częstochowa, a w I lidze regularnie zdobywałem po 6 bramek na rundę. Myślę, że dla napastnika ponad 10 bramek w sezonie to jest zdrowa liczba.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus