GKS Tychy. Otworzył listę strzelców

Bartosz Biel przychodził do GKS-u Tychy z etykietką „ma gola” i potwierdził, że umie zdobywać bramki.


Wychowanek Baszty Wałbrzych Bartosz Biel przyszedł do zespołu GKS-u Tychy razem z nowym trenerem Arturem Derbinem, który podkreślał, że jego podopieczny z czasów pracy w GKS-ie Bełchatów, wyróżnia się wśród bocznych pomocników tym, że „ma gola”. Te słowa potwierdziły się na murawie, bo to właśnie 26-letni skrzydłowy, w meczu z Sandecją, zdobył pierwszą w tym sezonie bramkę dla trójkolorowych i jeszcze dwukrotnie dochodził do pozycji strzeleckich, ale raz strzelił za lekko, a drugi raz za wysoko.

– W sumie z występu przeciwko Sandecji mogę uznać za pozytywny – mówi Bartosz Biel.

– Zagraliśmy inaczej niż w dwóch pierwszych meczach, w których nie zdobyliśmy bramki. Tym razem było sporo sytuacji, dużo strzałów i po szybko zdobytej bramce, w pierwszej połowie mieliśmy ten mecz pod kontrolą. Po przerwie sytuacja się wprawdzie skomplikowała, bo od 48 minuty musieliśmy grać w osłabieniu, ale pokazaliśmy, że nawet w dziesiątkę, potrafimy być groźnym zespołem, bo podwyższyliśmy prowadzenie i wygraliśmy 2:0.

Warto podkreślić, że prawy pomocnik, swojego pierwszego gola w barwach GKS-u Tychy strzelił z miejsca, w którym powinien królować środkowy napastnik.

Początek długiej listy

– Nie widzę w tym nic szczególnego – dodaje Bartosz Biel.

– Najważniejsze, że nasza drużyna zdobyła tę pierwszą bramkę i mam nadzieję, że ten gol rozpocznie długą listę. A to, że jako boczny pomocnik znalazłem się w centrum pola karnego, świadczy tylko o tym, że w zespole jest wymienność pozycji, bo prostopadłą piłkę sprzed pola karnego zagrywał lewoskrzydłowy Łukasz Moneta, a dośrodkował prawy obrońca Bartosz Szeliga. Ja natomiast mam ten instynkt, który sprawia, że spotykam się z piłką w polu karnym. Taki mam styl. To przyniosło w minionym sezonie 9 goli strzelonych dla GKS-u Bełchatów i mam nadzieję, że to nie jest granica moich możliwości indywidualnych, które chcę jak najlepiej wykorzystać dla zespołu.

Prawoskrzydłowy tyszan nie tylko strzelił pierwszego gola w sezonie, ale także ofiarnie bronił dostępu do swojej bramki. Tak ofiarnie, że nabawił się urazu.

Wyjazd do Bełchatowa

– W końcówce meczu przy blokowaniu wrzutki tak niefortunnie wystawiłem nogę, że piłka uderzyła w moją nieusztywnioną stopę – wyjaśnia Bartosz Biel.


Czytaj jeszcze: Bramkarz bez szczęścia to nie bramkarz

– Poczułem ból, ale dograłem mecz do końca i przygotowuję się do następnego spotkania, tym bardziej że czeka nas wyjazd do Bełchatowa. Nie znaczy to jednak, że postrzegam ten mecz jako najważniejszy w całej rundzie i w jakiś szczególny sposób zaznaczyłem go sobie w piłkarskim kalendarzu. Czeka nas mecz jak każdy inny, ale w miejscu, które mnie osobiście bardzo dobrze się kojarzy. Spędziłem w tym mieście i w tym klubie dwa poprzednie sezony ciesząc się najpierw z awansu do I ligi, a następnie z wywalczonego utrzymania na zapleczu ekstraklasy. Dobrze życzę więc bełchatowskiemu zespołowi, ale jednocześnie mogę zapewnić, że od pierwszego do ostatniego gwizdka – jak to się mówi – sentymentów nie będzie. Pojedziemy do Bełchatowa po trzy punkty.

To najlepiej świadczy o tym, że jako piłkarz Bartosz Biel czuje się już tyszaninem i proces aklimatyzacji w zespole GKS-u Tychy ma już za sobą.

Mieszkanie w Tychach

– W GKS-ie Tychy latem nastąpiły duże zmiany kadrowe i dla zawodników, którzy przyszli do klubu na pewno stanowi to ułatwienie – zapewnia Bartosz Biel.

– Gorzej jest, gdy ktoś samotnie wchodzi do zgranej paczki. Ta nasza nowa grupa zgrywa się z dnia na dzień, a w dotarciu się pomogło tygodniowe zgrupowanie w Grodzisku Wielkopolskim. Myślę, że proces aklimatyzacji w drużynie przebiega płynnie, ale do boiskowego zgrania potrzeba trochę czasu. Gol w meczu z Sandecją świadczy jednak o tym, że już coraz lepiej się rozumiemy. Dobrze czujemy się też z żoną w Tychach. Zamieszkaliśmy tu z Sarą i pod tym względem jesteśmy tyszanami.


Fot. Dorota Dusik