GKS Tychy – Podbeskidzie Bielsko-Biała. Każdy chciał wygrać

Po trzecim z rzędu remisie piłkarze Podbeskidzia nie mogą powiedzieć, że stracili punkty


Wprawdzie Podbeskidzie przed meczem w Tychach było liderem I ligi, ale po dwóch remisach z rzędu, w bielskim zespole pojawiła się niepewność. Nawet to, że Krzysztof Brede mógł już skorzystać z zawodników, którzy we wtorek musieli pauzować za kartki i dokonał w sumie czterech roszad, w porównaniu z wyjściową jedenastką z meczu z Puszczą Niepołomice, nie okazało się remedium na problemy górali. Zespół GKS-u, który od czwartkowego meczu w Suwałkach i długiej podróży przez całą Polskę miał praktycznie trzy dni mniej na przygotowanie się do niedzielnego boju, wyszedł na murawę pewniejszy siebie.

Gospodarze, w szeregach których nastąpiła tylko jedna roszada, bo wracający po urazie Koen Daniel zastąpił w środku pomocy juniora Jana Biegańskiego, nie tylko nic nie robili sobie z rozgrywanych przez bielszczan akcji w ataku pozycyjnym, ale także skutecznie radzili sobie ze stałymi fragmentami gry gości. Konrad Jałocha najwięcej problemu miał w 7 minucie, kiedy to Łukasz Sierpina wykonywał rzut wolny zza narożnika pola karnego. Kapitan Podbeskidzia mocno uderzył w kierunku bliższego słupka, ale bramkarz tyszan był na posterunku.

O wyniku pierwszej połowy zadecydowała kontra z 17 minuty. Wtedy bowiem po wrzutce Łukasza Monety piłka po rykoszecie dotarła do Szymona Lewickiego, który niemal z linii bramkowej piersiami dopełnił formalności. Ten gol sprawił, że drużyna Tomasza Horwata i Jarosława Zadylaka zaczęła grać z ogromną swobodą. Najlepszym jej przykładem była solowa akcja Sebastiana Stebleckiego, który w 42 minucie zabawił się z Filipem Modelskim. Skrzydłowy tyszan biegł z prawego skrzydła w pole karne i zwodami „na wajchę” wypracował sobie sytuację strzelecką. Uderzał zza narożnika piątki, ale Martin Polacek był dobrze ustawiony i uratował swój zespół od straty gola. Efektownie wyglądał też akcja Grzeszczyka z Monetą w 44 minucie, ale tym razem po dograniu lewoskrzydłowego kapitan GKS-u nie trafił w piłkę na 6 metrze.

Ciekawie było także w doliczonym czasie gry pierwszej połowy, bo najpierw Marko Roginić główkując zmusił Jałochę do interwencji, a w odpowiedzi Moneta sprawdził czujność Polacka i można powiedzieć, że kibice żegnając zawodników schodzących na przerwę nie szczędzili im zasłużonych braw.

Znacznie więcej do powiedzenia swoim zawodnikom w szatni miał do powiedzenia Krzysztof Brede. Trener Podbeskidzia dokonał dwóch zmian, mających na celu wzmocnienie ofensywy. Owszem, napór wzrósł i już w 50 minucie Tomasz Nowak „postraszył” Jałochę, uderzając z dystansu, ale minimalnie chybił. Celności zbrakło także Roginićowi, który w 61 minucie wdarł się w pole karne i strzelał płasko z 14 metra.

Im bardziej bielszczanie nastawiali się na atak – od 64 minut grając dwójką napastników – tym bardziej narażali się na kontry gospodarzy, z udziałem Stebleckiego, Monety, a nawet Macieja Mańki. Ale gdy tylko tyszanie za bardzo przesunęli się do przodu Nowak rozkręcił akcję, przebiegł z piłką 30 metrów i znalazł lukę w tyskiej defensywie. Prostopadłym podaniem wypuścił w pole karne Kamila Bilińskiego, a trzeci w tym meczu zmiennik Podbeskidzia strzałem z 14 metra z zimną,  krwią pokonał Jałochę w 73 minucie doprowadzając do wyrównania.

O tym, że podział punktów nie interesował żadnej z drużyn świadczyła końcówka spotkania. Gospodarze włączali do ataku nawet bocznych obrońców, a goście napędzani przez Nowaka wykorzystywali każdą okazję do oddania strzału. W 85 minucie jednak po faulu na Grzeszczyku ukarany drugi raz w tym meczu żółtą kartką Kornel Osyra musiał opuścić boisko i więcej ochoty na zmianę wyniku nabrali tyszanie. W 88 minucie po wrzutce Grzeszczyka z wolnego Mateusz Piątkowski nie sięgnął jednak piłki wślizgiem w polu bramkowym, a w doliczonym czasie bombę Mańki z 18 metra efektownie obronił Polacek. Jeszcze w ostatnich sekundach po dośrodkowaniu Grzeszczyka główkował zamykający akcję Moneta, ale skończyło się na rzucie rożnym, po którym zabrzmiał ostatni gwizdek. Bardziej zawiedzeni schodzili z boiska tyszanie, bo kolejny raz wypuścili zwycięstwo z rąk, ale z drugiej strony przedłużyli swoją serię bez porażki, jeżeli dwa mecze można już nazwać serią. Tak można natomiast powiedzieć o passie trzech remisów z rzędu Podbeskidzia.

GKS Tychy – Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:1 (1:0)

1:0 – Lewicki, 17 min,
1:1 – Biliński, 73 min

GKS: Jałocha – Połap, Biernat, Sołowiej, Mańka – Steblecki (68. K. Piątek), Kamavuaka (75. J. Piątek), Daniel, Moneta – Grzeszczyk, Lewicki (56. Piątkowski). Trenerzy Tomasz HORWAT i Jarosław ZADYLAK.

PODBESKIDZIE: Polacek – Jaroch (46. Gach), Osyra, Baszłaj, Modelski – Danielak (64. Biliński), Rzuchowski, Figiel (46. Nowak), Sopoćko, Sierpina – Roginić. Trener Krzysztof BREDE.

Sędziował Łukasz Szczech (Warszawa). Widzów 1763.
Żółte kartki: Połap, Sołowiej, Biernat – Danielak, Osyra, Baszłaj, Sierpina. Czerwona kartka Osyra (85, druga żółta).