GKS Tychy. Prezes jest wściekły

Po dwóch meczach GKS Tychy nie ma na koncie ani jednego strzelonego gola.


GKS Tychy w poprzednim sezonie był wicemistrzem I ligi pod względem skuteczności, ustępując w klasyfikacji strzeleckiej tylko ekstraklasowemu już dzisiaj Podbeskidziu. Ale to już było… Nowe rozgrywki zespół prowadzony od 26 lipca przez Artura Derbina rozpoczął bez armat. O ile brak skuteczności w pierwszym meczu ze Stomilem Olsztyn spowodował „tylko” niedosyt z jednego punktu zdobytego za bezbramkowy remis, to odczucia przywiezione z Sosnowca są już zdecydowanie bardziej bolesne.

Porażka 0:3 w „świętej wojnie” z Zagłębiem wywołała wściekłość prezesa Leszka Bartnickiego, a sztab szkoleniowy zmusza do wyciągnięcia wniosków, bo nie na takie wyniki oczekują tyscy kibice.

– Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że wypadliśmy blado – stwierdził trener tyszan Artur Derbin. – Nic praktycznie nam nie wychodziło, włącznie ze stałymi fragmentami gry. Jest nam z tego powodu bardzo przykro. Prawdziwych mężczyzn poznaje się po takich sytuacjach. Jak zareagują. Wierzę, że nasz zespół zareaguje odpowiednio.

Za mało argumentów

Tylko początek wyglądał obiecująco, bo w 3 minucie po strzale defensywnego pomocnika Oskara Paprzyckiego, uderzającego z 14 metra, bramkarz sosnowiczan musiał wykazać czujność. Później jednak błędy w obronie napędzały gospodarzy, a ostatni kwadrans sprawił, że po trzech latach – poprzedni raz 4 czerwca 2017 roku – GKS Tychy przegrał z Zagłębiem.

– Wynik 3:0 poszedł w świat – podsumował Krzysztof Wołkowicz. – Ktoś kto nie oglądał meczu może powiedzieć, że zagraliśmy słabo. Od siebie powiem jednak, że choć może jakiegoś wybitnego spotkania nie zagraliśmy, to na trzybramkową porażkę nie zasłużyliśmy. Za mało mieliśmy jednak argumentów pod bramką przeciwnika.

Nedić z faulem i rykoszetem

Zabrakło też koncentracji pod swoją bramką, bo Nemanja Nedić zaatakował na 15 metrze rywala stojącego tyłem do bramki. Sędzia uznał, że stoper z Czarnogóry spowodował upadek przeciwnika i podyktował rzut karny, zamieniony na kwadrans przed końcem meczu na gola. Przy kolejnych bramkach, w ostatnich sekundach meczu, nie popisał się Konrad Jałocha.

Bramkarz GKS-u najpierw nie zatrzymał płaskiego strzału z dystansu niemal w środek bramki, a w doliczonym czasie gry skapitulował po uderzeniu z rzutu wolnego z 30 metrów. Ustawił tylko dwuosobowy mru, żeby lepiej śledzić lot futbolówki, ale zmylił go rykoszet i piłka muśnięta głową przez Nedicia przeleciała nad rękami rzucającego się golkipera. Brak porozumienia w szeregach budowanego zespołu widać było zresztą jeszcze w kilku innych sytuacjach.

Musi być lepiej

– Zgrywać będziemy się pewnie jeszcze jakiś czas, ale nie możemy się w ten sposób tłumaczyć, bo liga toczy się już pełną parą – dodał Krzysztof Wołkowicz. – Za chwilę trzecia kolejka, a my mamy jeden punkt. Nie szukamy więc czasu na zgranie, ani innych usprawiedliwień. Trzeba się wziąć za siebie i punktować w następnych meczach. Trenerzy na pewno zrobią analizę spotkania w Sosnowcu i zobaczą gdzie było dobrze, a gdzie było źle i będziemy to poprawiać.


Czytaj jeszcze: Zagłębie nie dało szans rywalowi

Kolejny mecz już w sobotę 12 września, bo GKS Tychy gościć będzie Sandecję, która po dwóch kolejkach ma jeszcze gorszy bilans startu. Zespół z Nowego Sącza przegrał obydwa spotkania, ale może się pochwalić tym, że strzelił jednego gola, a tyszanie ciągle czekają na bramkę, która otworzy ten sezon.

– Czy jestem wściekły? Tak jestem – stwierdził Leszek Bartnicki. – Czy wierzę w ten zespół i sztab trenerski? Tak wierzę. Oczywiście trzeba wyciągnąć wnioski – personalne także, ale nie chodzi o to, by wywracać wszystko do góry nogami. W sobotę musi być lepiej.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus