GKS Tychy przegrywa. Strefa spadkowa coraz bliżej!

Tyszanie pierwszy raz w tym sezonie wybiegli na boisko bez Daniela Tanżyny, szeryfa bloku obronnego, który dotąd jesienią nie opuścił ani minuty, ale musiał odbyć pauzę za cztery żółte kartki. Parę stoperów wraz z Marcinem Biernatem utworzył Keon Daniel, przesunięty z drugiej linii, zaś na lewej flance innego z kartkowiczów, Dawida Abramowicza, zastąpił Maciej Mańka.

Brakowało żądła

Drużyna w tak eksperymentalnym zestawieniu defensywy potrzebowała trochę czasu, by wejść w mecz. Początek należał do Chojniczanki, która zaatakowała, ale straciła impet, gdy wskutek kontuzji boisko opuścić musiał Serhij Pyłypczuk. Po pierwszej połowie GKS powinien prowadzić. Cierpliwie budował kolejne akcje, szukał swoich szans… Dość powiedzieć, że w 40 minucie, po długim ataku pozycyjnym napędzonym przez Omara Monterde, zawodnicy zostali nagrodzeni przez publiczność brawami, mimo że akcja ta nie zakończyła się nawet strzałem! Zespołowi trenera Ryszarda Tarasiewicza – żadna to nowość – wyraźnie brakowało z przodu żądła. Rolę wysuniętego napastnika znów pełnił kapitan Łukasz Grzeszczyk, czyli nominalna „dziesiątka”. W 36 minucie trafił nawet do siatki, ale arbiter już kilka sekund wcześniej sygnalizował spalonego. W innych sytuacjach gospodarze pudłowali.

Dwukrotnie pomylił się Hubert Adamczyk, obok bramki uderzał też dwa razy Sebastian Steblecki, który latem trafił do Tychów właśnie z Chojnic. – Wiele takich spotkań już tu ostatnimi czasy widzieliśmy…  – kręcili w przerwie głowami kibice, których niezła gra zespołu w nieskończoność satysfakcjonować nie może, skoro w tabeli brakuje punktów i zwycięstw.

Prosty błąd

Po zmianie stron znów była okazja przekonać się, jak wiele dla zespołu znaczy Konrad Jałocha. 27-letni bramkarz w odstępie kilkudziesięciu sekund zanotował dwie świetne interwencje. Najpierw obronił strzał Damiana Piotrowskiego, a następnie – po rzucie rożnym – Tomasza Boczka, który przypomniał się tyskiej publiczności nie tylko w tej sytuacji, ale też kwadrans później.

Najpierw ujrzał żółtą kartkę za faul w środku pola, a potem w ostatniej chwili zatrzymał w polu karnym Jakuba Vojtusza. Słowak został wprowadzony na boisko w 64 minucie, dlatego od tamtej pory tyszanie grali z nominalnym napastnikiem. Trudno było odmówić im chęci. Konsekwentnie dążyli do celu, dwoił się i troił młodzieżowiec Adamczyk… Brakowało jednak finalizacji, lepszego dogrania w pole karne, precyzyjniejszego strzału.

To wszystko zemściło się w 85 minucie. Pomylił się Mateusz Grzybek, który nie wyekspediował piłki w okolicy 30 metra od bramki. Doszedł do niej Jacek Podgórski, wjechał osamotniony w pole karne i ze spokojem pokonał Jałochę. Trudno było się tego spodziewać po świetnej wiośnie, ale półmetek sezonu tyszanie osiągają jako zespół mający na koncie ledwie 3 zwycięstwa. Nie można wykluczyć, że w kolejny piątek do domowego spotkania z Odrą przystąpią jako przedstawiciel strefy spadkowej…

GKS Tychy – Chojniczanka 0:1 (0:0)

0:1 – Podgórski, 83 min

GKS: Jałocha – Grzybek, Biernat, Daniel, Mańka – J. Piątek, Bernhardt (79. K. Piątek) – Adamczyk, Steblecki (64. Vojtusz), Monterde – Grzeszczyk. Trener Ryszard TARASIEWICZ.

CHOJNICZANKA: Janukiewicz – Kobryń, Boczek, Sylwestrzak, Pietruszka – Zawistowski, Wołąkiewicz (69. Foszmańczyk) – Piotrowski (78. Podgórski), Danielewicz, Pyłypczuk (15. Drozdowicz) – Surdykowski. Trener Maciej BARTOSZEK.

Sędziował Łukasz Kuźma (Białystok). Widzów 3138.
Żółte kartki: Pietruszka, Boczek.