GKS Tychy. Przetrzymali grę w… przewadze

VAR w 3 minucie doliczonego czasu gry zapewnił tyszanom radosny powrót z Gdyni.


O wyniku meczu w Gdyni zadecydowały dwie sytuacje z pierwszej połowy. Już w 4 minucie gry Bartosz Biel mając do wyboru rozegranie akcji z Gracjanem Jarochem, albo solową akcję, wybrał ten drugi wariant. Wbiegł w narożnik pola karnego, a mając miejsce i czas, bo Arkadiusz Kasperkiewicz nie zablokował uderzenia, płaskim strzałem w kierunku dalszego słupka pokonał Kacpra Krzepisza. W ten sposób GKS Tychy pierwszy raz w tym sezonie otworzył wynik, a co najważniejsze utrzymał prowadzenie do ostatniego gwizdka sędziego.

Wprawdzie Arka po stracie gola ruszyła do odrabiania strat, ale Nemanja Nedić na środku obrony wygrywał wszystkie starcia, zarówno powietrzne jak i te na murawie. W dodatku w 37 minucie spotkania stoper z Czarnogóry ruszył do ataku i Adam Deja powstrzymał go faulem, za który został ukarany drugą już w tym dniu żółtą kartką.

Grający w dziesiątkę gospodarze nie zrezygnowali jednak z ofensywnej gry. Od początku drugiej połowy zdecydowanie natarli i Konrad Jałocha był w opałach. W 55 minucie Michał Marcjanik przestrzelił z 5 metra. W 59 i 60 minucie Maciej Rosołek był blisko szczęścia, ale najpierw został zablokowany przez skracającego kąt bramkarza tyszan, a następnie piłka odbita od uda powracającego do Arki napastnika Legii Warszawa przeleciała tuż obok słupka. Jeszcze w 66 minucie Adamczyk uderzając z rzutu wolnego posłał futbolówkę nad okienkiem, ale najwięcej emocji dostarczyła kibicom końcówka spotkania. W 2 minucie doliczonego czasu gry po strzale Huberta Adamczyka z 16 metra piłka trafił w słupek tuż obok okienka, a chwilę później w polu karnym gości upadł Karol Czubak. Zbigniew Dobrynin wskazał na „wapno”. Kiedy jednak Marcus Vinicius zaczął się przygotowania do wykonania jedenastki arbiter skorzystał z możliwości zobaczenia całej akcji w zwolnionym tempie na ekranie i wrócił w szesnastkę, żeby zasygnalizować, że to Nedić w tej sytuacji był faulowany, a nie faulował napastnika Arki.

Tyszanie mogli więc odetchnąć z wielką ulgą, bo prawdę powiedziawszy „szczęśliwie przetrzymali” okres swojej niemal godzinnej gry w przewadze. Tylko sporadycznie przechodzili w nim do kontr, bo zaledwie w 57 minucie Jaroch uderzając z 14 metra sprawdził czujność Krzepisza, a minutę później Biel z woleja z 8 metra trochę się pomylił. Solową akcją popisał się jeszcze w 79 minucie Sebastian Steblecki, ale znowu golkiper Arki był na posterunku.

W pomeczowych statystykach mieliśmy odnotowanych 21 uderzeń Arki i 14 GKS-u, a spośród nich po 5 było celnych. Procent posiadania piłki – 62 procent gdynianie i 38 tyszanie oraz liczba wykonywanych rzutów rożnych – 11 gospodarze i 3 goście także wskazuje na zdecydowany napór drużyny Dariusza Marca. Jednak to Artur Derbin mógł po spotkaniu pogratulować swojej drużynie trzeciego z rzędu ligowego zwycięstwa i wykonania kolejnego kroku w kierunku czołówki.


Arka Gdynia – GKS Tychy 0:1 (0:1)

0:1 – Biel, 4 min

ARKA: Krzepisz – Kasperkiewicz, Marcjanik, Dobrotka, Valcarace (84. Hiszpański) – Kobacki (84. Stępień), Deja, Adamczyk, Aleman, Rosołek (77. Marcus Vinicius) – Czubak. Trener Dariusz MARZEC.

GKS: Jałocha – Połap, Nedić, Szymura, Wołkowicz – Janiak (73. Kozina), Żytek, J. Piątek (73. Steblecki), Biel (80. K. Piątek) – Jaroch (61. Grzeszczyk), Malec (73. Kargulewicz). Trener Artur DERBIN.

Sędziował Zbigniew Dobrynin (Łódź). Widzów 4420.

Żółte kartki: Deja – Jaroch, Wołkowicz, Nedić, Żytek. Czerwona Deja (37, druga żółta).


Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus