GKS Tychy. Punkt do lidera

Piłkarze GKS-u Tychy po ważnym zwycięstwie odniesionym w środowy wieczór w Mielcu nie mieli za dużo czasu, żeby świętować dołączenie do ścisłej czołówki I-ligowej tabeli. Po nocnej podróży do domu podopieczni Ryszarda Tarasiewicza od czwartkowego poranka zabrali się za przygotowania do kolejnej istotnej potyczki, bo już w niedzielę czeka ich w Bielsku-Białej następne wyjazdowe starcie. Podróż wprawdzie bliska, ale poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko. Wszak Podbeskidzie to wicelider, mający jednak – tak samo jak liderująca Warta Poznań – tylko punkt więcej niż tyszanie.

Steblecki się przełamał

Najbardziej przy mieleckiej potyczce chciałby pozostać Sebastian Steblecki. Dla niego gol na 2:1 był istotny nie tylko dlatego, że dał tyskiemu zespołowi zwycięstwo. – Bardzo cieszy wygrana na takim trudnym terenie – mówi 27-letni skrzydłowy.

– Od samego początku założyliśmy sobie, żeby dać rywalowi jasno do zrozumienia, że przyjechaliśmy po 3 punkty i początek był ciekawy i obiecujący w naszym wykonaniu. Szybko strzelona bramka ze stałego fragmentu gry też dodała nam troszeczkę wiatru w żagle więc ta pierwsza połowa była naprawdę bardzo solidna w naszym wykonaniu. Dobrze utrzymywaliśmy się przy piłce. Odbijaliśmy ataki gospodarzy. Wychodziliśmy z groźnymi kontrami i mecz mieliśmy pod kontrolą.

Co prawda słabszy początek drugiej połowy wprowadził trochę nerwowości w nasze poczynania, bo za bardo daliśmy się zepchnąć do tyłu. Słyszeliśmy okrzyki z ławki, żeby wyjść wyżej, ale czasem są takie momenty w mecze, że człowiek podświadomie się cofa. Stal w tym okresie lepiej operowała piłką i doprowadziła do wyrównania, ale tylko na chwilę. Ta bramka nie zasiała wątpliwości w nasze poczynania, bo szybko otrząsnęliśmy się i błyskawicznie odpowiedzieliśmy zwycięskim golem.

GKS Tychy. Są chętni na klub!

Dla mnie osobiście też było to bardzo ważne trefienie, bo już brakowało mi gola. Poprzedniego strzeliłem ponad rok temu w… Mielcu, w końcówce meczu doprowadzając do remisu 1:1 więc czułem ogromną radość. Sytuacji miałem sporo, ale jakoś bramka nie chciała paść więc tym bardziej cieszę się, że wpadła w takim momencie i dała taki efekt dla drużyny. Niepotrzebna była tylko ta czerwona kartka dla Maćka Mańki w dziwnych okolicznościach.

Rzadko się zdarza złapać drugą żółtą kartkę za przetrzymanie piłki przy wyrzucie z autu. Dziwna, kontrowersyjna sytuacja, ale cóż, wydarzyło się i te ostatnie 15-20 minut pokazaliśmy charakter. Zawsze trudno się bronić 10 przeciwko 11, ale dobra organizacja gry pozwoliła nam przetrwać ataki rywali i wywieźliśmy z Mielca pełną pulę.

Jest rywalizacja

Trener Ryszard Tarasiewicz na analizę mieleckiego meczu też poświęcił trochę czasu, ale po czwartkowym treningu regeneracyjnym od piątku zajęcia podporządkowane zostały zdobywaniu szczytu.

– W czwartek przed południem, ci zawodnicy którzy grali w Mielcu mieli zajęcia na siłowni jazdę na rowerze, a ci którzy nie grali poszli na trening wyrównawczy – wyjaśnia szkoleniowiec. – Na piątek i sobotę rytm treningowy zaplanowany już został taki sam dla wszystkich. Do dyspozycji mam całą kadrę, bo dołączył już też do zespołu Dominik Połap, którego uraz pierwotnie wydawał się niezbyt groźny, a wyszła z tego prawie miesięczna przerwa.

Cieszę się, że wrócił, ale mam też satysfakcję, że jego zastępca Kacper Piątek dał radę. Bardzo dobrze, że w zespole jest rywalizacja i to dotyczy także doświadczonych zawodników. Pozyskanie Szymona Lewickiego nie oznaczało odsunięcia Mateusza Piątkowskiego tylko sprawiło, że nasz atak zyskał. Gol strzelony przez Mateusza w Mielcu potwierdza, że on też jest groźnym napastnikiem, a drużyna mając dwóch wartościowych napastników, z których w wyjściowej jedenastce grać może jeden, czuje się pewniej. Skoro zmiennik ma podobną jakość to trener może się tylko cieszyć. Nie uciekniemy od tego, że napastnika rozlicza się z bramek. Jeżeli strzela dużo to… wyjeżdża za granicę (śmiech), a jeżeli mało to szuka się następcy.

My mamy teraz dwóch solidnych strzelców, z których jeden dobrze pracował w okresie przygotowawczym i na treningach oraz w meczach bardzo się starał więc został zrekompensowany golem. Szymon dołączył do nas później i ma świadomość, że jako trener nie mam podstaw, żeby mieszać w składzie. Zresztą każdy kto śledzi moją pracę trenerską wie, że roszady w wyjściowej jedenastce są znikome. Wie to także sztab szkoleniowy Podbeskidzia, ale mnie to nie martwi, bo skupiam się przede wszystkim na naszej grze, bo ona jest kluczem.

Koncentracja i dyscyplina

Oczywiście wiemy, że dojście Tomasza Nowaka do linii środkowej oznacza umiejętność regulowania tempa gry, a akcje ofensywne napędza głównie Łukasz Sierpina, ale nasza koncentracja i dyscyplina w naszej grze są dla mnie najważniejsze. Zdaję sobie sprawę, że jeszcze nie zagraliśmy w tym sezonie meczu „na zero z tyłu”, ale ja nie lubię tego sformułowania, dość popularnego w światku piłkarskim. Ono kojarzy mi się z grą nastawioną na bronienie i liczenie, że coś się uda strzelić. Moja filozofia gry jest inna. Jasne, że lepiej nie tracić goli, ale najlepiej strzelić jednego gola więcej niż rywal. W 9 meczach strzeliliśmy 18 goli, czyli średnio mamy 2 bramki na spotkanie. Myślę więc, że w Bielsku-Białej jesteśmy w stanie wyprowadzić przynajmniej jeden skuteczny atak i zagrać tak, żeby nie wrócić do Tychów z pustymi rękami – kończy Ryszard Tarasiewicz.

 

Na zdjęciu: GKS Tychy chce zaatakować Podbeskidzie. Sebastian Steblecki może być w tym pomocny.

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem

 
ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ