GKS Tychy. Punkt na początek

Jarosław Zadylak mógł być zadowolony z gry tyszan tylko w końcówce meczu.


To był skok na głęboką wodę. Jarosław Zadylak jeszcze w sobotę prowadził rezerwy GKS-u Tychy, które w IV-ligowych rozgrywkach zajmują pierwsze miejsce, a już w poniedziałek siedział na trenerskiej ławce pierwszoligowej drużyny trójkolorowych w spotkaniu zamykającym 27. kolejkę na zapleczu ekstraklasy.

– Pracę z zespołem rozpocząłem w piątek rano – powiedział nowy szkoleniowiec GKS-u Tychy.

– Miałem więc do dyspozycji tylko trzy treningi i półtora godziny przed meczem z Górnikiem Polkowice przyszedł ten moment, w którym trzeba było podać wyjściową jedenastkę. Była ona efektem tego, co wiedziałem o zespole, który oglądałem do tej pory z trybun oraz rozmów z zawodnikami, zarówno indywidualnych jak i w grupach, a także mojego pomysłu na grę z rywalem, którego analizę zrobiliśmy razem z Przemkiem Pitrym, zwracając uwagę, że siłą polkowiczan jest ofensywa.

Może być lepiej

Wiedzieć to jedno, a wykorzystać te wiadomości na boisku to drugie. Przestawiona przez Jarosława Zadylaka drużyna zagrała w ustawieniu 4-1-4-1. Problemy ze skrzydłowymi nowy szkoleniowiec postanowił rozwiązać przesuwając lewego obrońcę Krzysztofa Wołkowicza na lewą pomoc. W środku drugiej linii, jak za dobrych czasów, ustawiony został Łukasz Grzeszczyk, a na szpicy zagrał Daniel Rumin i… długo nie mógł być zadowolony. Szkoleniowiec tyszan robił więc kolejne przesunięcia i w końcu gola Nemanji Nedicia oraz postawę zespołu w ostatnich minutach meczu przyjął z nadzieją, że może być lepiej.

– To był trudny mecz – stwierdził trener tyszan.

– Można powiedzieć, że wyrwaliśmy ten remis przeciwnikowi z gardła, bo spotkanie nie zaczęło się dla nas dobrze. W ogóle pierwsza połowa stała na słabym poziomie w naszym wykonaniu i to sobie trzeba jasno powiedzieć. Brakowało w naszej grze w tym okresie kompletnie wszystkiego. Natomiast w drugiej odsłonie poprawiliśmy się jeżeli chodzi o cechy wolicjonalne. Zaangażowanie, determinacja zawodników, ta wola walki i podjęcie w pewnym sensie ryzyka pozwoliły nam na to uzyskać tylko, podkreślam to słowo, „tylko” wynik remisowy.

Z nożem na gardle

Tyszanie plasują się obecnie na 9. miejscu w tabeli i tracą do strefy barażowej 3 punkty. Za siebie nie muszą się oglądać, bo na 7 kolejek przed końcem sezonu od strefy spadkowej dzieli ich 14 oczek.

– I to jest ta największa różnica pomiędzy moim wejściem do pierwszej drużyny dwa lata temu i teraz – dodaje opiekun GKS-u Tychy.

– Wtedy z Tomkiem Horwathem, przejmując drużynę 9 kolejek przed końcem sezonu musieliśmy się oglądać za siebie i na wyjazdowy mecz z Wigrami Suwałki jechaliśmy z nożem na gardle. Od zwycięstwa 1:0 zaczęliśmy jednak dobrą passę, dzięki której po pięciu meczach, w których zdobyliśmy 11 punktów znaleźliśmy się nawet na chwilę w pierwszej szóstce. Teraz cel jest inny i zawodnicy są świadomi tego o co gramy. Dlatego w każdym meczu od początku do końca musimy grać na sto procent, z maksymalnym zaangażowaniem. Musimy się wypruwać, żeby zrealizować cel, który był przed tym zespołem od początku sezonu i niezmiennie jest w naszym zasięgu.

Do jego zrealizowania potrzebne są jednak zwycięstwa i z tą nadzieją piłkarze GKS-u Tychy połączą przygotowania do… Świąt Wielkanocnych oraz poświątecznego, zaplanowanego na wtorek wyjazdowego meczu z Odrą Opole, która na 2 punkty więcej niż tyszanie i także przymierza się do ataku na strefę barażową.


Na zdjęciu: Od remisu z Polkowicami rozpoczął pracę z pierwszym zespołem tyszan trener Jarosław Zadylak.
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus