GKS Tychy. Punkty odpłynęły do Łodzi

Zmieniona drużyna GKS-u Tychy nie potrafiła sforsować defensywy gości.


Kibice GKS-u Tychy i ŁKS-u Łódź, w niedzielne południe, wspólnie zasiedli na trybunach Stadionu Miejskiego i głośnym dopingiem wspierali zawodników obydwu drużyn, licząc na dobre widowisko. Po jego zakończeniu zadowoleni byli jednak tylko przyjezdni.

Do meczu drugiej kolejki drużyna gości przystąpiła w identycznym składzie, w jakim rozpoczęła przegraną 0:2 inaugurację z GKS-em Katowice. Natomiast trener tyszan Dominik Nowak po remisowym starcie w Chojnicach zdecydował się na trzy korekty zaczynając od pozyskanego we wtorek bramkarza Adriana Kostrzewskiego.

Do wyjściowej jedenastki wskoczył ponadto kapitan Maciej Mańka, zastępując na lewej stronie obrony Kamila Szymurę oraz skrzydłowy Marcin Kozina, który swoim półgodzinnym występem w pierwszym meczu tego sezonu przekonał sztab szkoleniowy trójkolorowych, że zasługuje na miejsce w pierwszej jedenastce i „wygryzł” z niej Wiktora Żytka. Ta roszada oznaczała jednocześnie przejście GKS-u Tychy na system 3-4-3, bo 21-letni wychowanek Halniaka Maków Podhalański zajął miejsce na prawej stronie ataku obok Daniela Rumina i Patryka Mikity.

Na pierwszy celny strzał trzeba było jednak czekać aż do 18. minuty, bo dopiero wtedy, choć gra była szybka i otwarta, po Antonio Dominguez – były zawodnik ŁKS-u – zatrudnił Dawida Arndta. Piłka po uderzeniu z dystansu zmierzała jednak w sam środek bramki i golkiper łodzian spokojnie złapał futbolówkę.

Najlepszą sytuację do zdobycia bramki w pierwszej połowie mieli jednak podopieczni Kazimierza Moskala. W 30. minucie spotkania po wrzutce, grającego w poprzednim sezonie w tyskim zespole Bartosza Biela na 8 metrze do piłki wyskoczył Dawid Kort, ale główkując posłał piłkę obok słupka. Jeszcze w 43. minucie w polu karnym tyszan zrobiło się gorąco po wrzutce Korta, jednak próbującemu finalizować kontrę Bielowi dalekim wybiegiem i „nurkowaniem” na 15. metrze przeszkodził Kostrzewski. Nie trafił wprawdzie w piłkę, ale zdezorientowany lewoskrzydłowy łodzian nie oddał strzału.

Pokusił się za to o niego w 45. minucie Mikita uderzając zza pola karnego, ale znowu Arndt nie musiał się wysilać, żeby złapać futbolówkę, a chwilę później mógł odetchnąć z ulgą, bo po główce Nemanji Nedicia z 7 metra piłka odbiła się od głowy Rumina i przeleciała tuż obok słupka.

Te sytuacje sprawiły, że kibice w przerwie z niecierpliwością czekali na drugą połowę oczekując na bramki. Doczekali się w 60. minucie, bo wtedy po dośrodkowaniu Marcela Wszołka z linii końcowej w polu bramkowym najszybciej przy piłce znalazł się Pirulo i główką z 4. metra pokonał Kostrzewskiego.

Podrażnieni stratą gola gospodarze dokonali ofensywnych zmian, które nie przyniosły skutku, a łodzianie w 81. minucie byli blisko podwyższenia wyniku, bo Kort doszedł do pozycji strzeleckiej i 7. metra uderzył w krótki róg, ale bramkarz tyszan był czujny. Golkiper ŁKS-u, mimo prób tyszan nie musiał się wysilać, bo szczelna defensywa odparła ataki rywali i punkty odpłynęły do Łodzi.


GKS Tychy – ŁKS Łódź 0:1 (0:0)

0:1 – Pirulo, 60 min (głową),

GKS: Kostrzewski – Buchta, Nedić, Mańka – Machowski (69. Dzięgielewski), Dominguez, Czyżycki (82. Malec), Wołkowicz – Kozina (69. Połap), Rumin, Mikita (66. Radecki). Trener Dominik NOWAK.

ŁKS: Arndt – Wszołek (82. Dankowski), Dąbrowski, Monsalve, Szeliga – Kort (90+2. Lorenc), Ochronczuk (46. Kowalczyk), Trąbka (82. Kuźma) – Pirulo, Balongo, Biel (66. Kelechukwu). Trener Kazimierz MOSKAL.

Sędziował: Sebastian Krasny (Kraków). Widzów 3864.

Żółte kartki: Czyżycki, Nowak (trener) – Dąbrowski, Ochronczuk, Pirulo, Balongo, Kowalczyk.

Piłkarz meczu – PIRULO.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus