GKS Tychy. Różnica dwóch klas

Odległość pięciu godzin drogi dzielą GKS Tychy i Zawiszę Bydgoszcz.


Po remisie z Resovią GKS Tychy zajmuje 9. miejsce w tabeli I ligi natomiast Zawisza Bydgoszcz po wygraniu 5:1 z Bałtykiem Gdynia utrzymał się na podium w II grupie III ligi. Dzisiaj na murawie stadionu imienia Zdzisława Krzyszkowiaka przekonamy się czy różnicę dwóch klas będzie widoczna.

– Puchar Polski zawsze wywołuje emocje – powiedział trener tyszan Dominik Nowak gdy okazało się, że jego zespół zmierzy się z Zawiszą. – Przed losowaniem chłopcy zakładali się nawet z kim przyjdzie nam zagrać i typy były przeróżne. Trafiliśmy na Zawiszę, co na pewno ucieszyło kibiców, bo dla nich jest to mecz przyjaźni, a to znaczy, że możemy liczyć na bardzo fajną atmosferę połączonych sił fanów z Bydgoszczy i Tychów. Natomiast z piłkarskiego punktu widzenia jest to dla nas rywal, którego będziemy chcieli przejść i zameldować się w następnej rundzie. Wprawdzie w 2014 roku Zawisza sięgnął po Puchar i Superpuchar Polski, ale obecnie gra w III lidze.

Doskonale zdajemy sobie jednak sprawę, że nikogo nie można lekceważyć, bo zespół z Bydgoszczy jest w fazie odbudowy i musimy ten daleki wyjazd – co jest na pewno minusem – potraktować bardzo poważnie. W dodatku w niedzielę mamy w Gdyni ligowe spotkanie z Arką więc trzeba to wszystko dobrze poukładać logistycznie, ale na razie przed nami mecz pucharowy i na nim się koncentrujemy.

Liczenie kilometrów

Ligowy wątek jest w tym przypadku o tyle istotny, że liczony może być w… kilometrach. Z Tychów do Bydgoszczy jest ich około 450, a z Bydgoszczy do Gdyni około 200. Można więc powiedzieć, że to już blisko, szczególnie jeżeli ma się w perspektywie powrót do Tychów i blisko 600-kilometrowy wyjazd do Gdyni na niedzielny mecz z Arką.

– Nie ukrywam, że gdyby od spotkania w Bydgoszczy do meczu w Gdyni były trzy dni to warto byłoby zostać – podkreślił szkoleniowiec tyszan. – Jednak taki wydłużony pobyt, podczas którego przychodzi znużenie ma swoje minusy. Nie będziemy trenować, a siedzenie w hotelu powoduje „zamulenie”. Dyskutowaliśmy nad tym, ale zdecydowaliśmy ostatecznie, że wyjedziemy z Tychów we wtorek rano, a po meczu z Zawiszą ruszymy w podróż powrotną. To jest pięć godzin drogi w jedną stronę więc chcemy to wszystko tak zorganizować, żeby po pucharowym starciu wrócić, wyspać się, zrobić dzień wolny i po odnowie oraz regeneracji ruszyć do Gdyni. Uważam, że lepiej będzie gdy zawodnicy spędzą ten czas z rodzinami niż siedząc w hotelu. Ten problem zostawiamy jednak na później, bo teraz skupiamy się na tym co najważniejsze, czyli na najbliższym meczu, a naszym rywalem jest Zawisza.

Atuty i znajomi

Także zawodnicy GKS-u Tychy są myślami przy najbliższym rywalu. Ostatnie zwycięstwo 5:1 w ligowym starciu z Bałtykiem świadczy, że zespół Piotra Kołca jest na fali. Ma też swoje atuty: Kamila Żylskiego – mającego za sobą występy w I-ligowym ŁKS-ie Łódź oraz Macieja Koziarę, grającego w I-ligowej Miedzi Legnica, prowadzonej przez Dominika Nowaka czy Piotra Okuniewicza znanego tyskim kibicom z gry w GKS-ie przed siedmioma laty.

– Na co dzień koncentrujemy się na rozgrywkach ligowych, ale Puchar Polski ma coś takiego w sobie, że też wzbudza emocje – stwierdził Wiktor Żytek. – Było to widać choćby podczas losowania, które oglądaliśmy wspólnie w szatni i nawet czasem robimy zakłady typując na kogo trafimy. Na Zawiszę postawił Tomek Malec więc on wygrał w momencie losowania, a teraz przychodzi ten czas, w którym nasza drużyna już na boisku musi się pokazać z jak najlepszej strony.

Wykonać swoją robotę

– Na pewno Zawisza mocno się na nas zepnie, ale my chcemy zwyciężyć i przejść dalej. Tym bardziej, że po meczu z Resovią czujemy duży niedosyt. Mieliśmy wszystko pod kontrolą, bo w pierwszej połowie graliśmy naprawdę nieźle, ale gorzej weszliśmy w drugą połowę i ze spokojnego meczu sami stworzyliśmy sytuacje przeciwnikowi do powrotu do gry. Niedosyt jest więc po tym spotkaniu najlepszym słowem. Dlatego koncentrujemy się na grze i chcemy dobrze wykonać swoją robotę – zakończył strzelec gola w meczu z Resovią.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus