GKS Tychy. Rozpadła się defensywa

Czy bardziej martwi przerwana zwycięska passa czy kartkowa absencja Jałochy i Szeligi?


Porażka w Nowym Sączu odbiła się na nastrojach w tyskiej drużynie. I nie chodzi tylko o to, że po pięciu zwycięstwach z rzędu została przerwana znakomita seria zespołu Artura Derbina. Rozpadła się także dobrze do tej pory funkcjonująca defensywa, z której po czerwonej kartce za akcję ratunkową wypada Konrad Jałocha, a po czwartym w tym sezonie napomnieniu żółtym kartonikiem, pauzować musi Bartosz Szeliga.

– Przy odrobinie szczęścia mogliśmy w Nowym Sączu zdobyć punkt, ale prawda jest taka, że zespół Sandedcji wygrał mecz zasłużenie – mówi Artur Derbin.

– Gospodarze byli agresywni w swoich działaniach. Szybciej reagowali. Częściej zbierali „drugie piłki”. My z kolei nie mieliśmy swojego dnia. To nie był GKS, do którego w tym roku kibice mogli się już przyzwyczaić. Pierwszego gola straciliśmy, bo trzech zawodników biernie stało przy zawodniku, który wykonał dośrodkowanie, a dużo niższy piłkarz niż nasi defensorzy zgubił krycie i strzelił gola głową. To potwierdza tylko myśl, że za mojej kadencji nie było słabszego występu.

Ten kiepski moment przytrafił się nam akurat w potyczce z dobrze dysponowanym przeciwnikiem. Może na tle innego rywala tę naszą słabość udałoby się zakamuflować, ale w Nowym Sączu gospodarze w pełni ją wykorzystali.

Zmiany w pakiecie

Po meczu z Sandecją Artur Derbin, w przeciwieństwie do poprzednich spotkań, nie mógł też pochwalić zmienników. Piłkarze, którzy weszli tym razem nie byli widoczni.

– Wiktor Żytek, który w tygodniu poprzedzającym wyjazd do Nowego Sącza borykał się z urazem, wyszedł w wyjściowej jedenastce, a na prawej stronie pomocy zagrał z kolei Kacper Piątek, który pozbawiony był w tygodniu rywalizacji z leczącym uraz Kamilem Kargulewiczem – wyjaśnia trener tyszan.

– Ale to nie tylko ich postawa sprawiła, że w przerwie nastąpiły roszady. Chcieliśmy coś zmienić w grze zespołu, który wprawdzie w „drodze do szatni” wyrównał, ale ta bramka nie zamazała nam obrazu pierwszej połowy. Graliśmy w niej słabo i liczyłem na to, że te zmiany dadzą zespołowi impuls. Weszli na boisko Łukasz Moneta na skrzydło i Łukasz Norkowski do środka pomocy.

Musieliśmy taką zmianę zrobić „w pakiecie”, bo chcąc zmienić młodzieżowca, który gra na skrzydle musieliśmy tam postawić niemłodzieżowca. A w związku z tym młodzieżowiec musi wejść w miejsce zawodnika doświadczonego padło na Żytka, bo z jednej stronie nie wiedzieliśmy czy zniesie do końca meczowe obciążenie, a po drugie złapał żółtą kartkę. Żeby więc zmniejszyć ryzyko osłabienia zespołu, zdecydowaliśmy, że to on zostanie w szatni. Jednak ani te roszady w przerwie, ani późniejsze zmiany nie zadziałały tak jak w poprzednich meczach. Wtedy jednak cały zespół funkcjonował bardzo dobrze, a tym razem wszystkim szło źle.

Niefortunna decyzja

Do porażki doszły kartki, które też odbiły się na humorze zawodników i sztabu szkoleniowego.

– Jedno i drugie martwi, bo nikt nie lubi przegrywać i szkoda gdy z gry wypadają zawodnicy będący ważnymi ogniwami zespołu, ale myśląc o odniesieniu sukcesu z takimi sytuacjami trzeba sobie umieć poradzić – dodaje trener GKS-u.

Czytaj jeszcze: Chmiel nadaje goryczki

– Konrad Jałocha jest w dobrej dyspozycji i wiele razy nam pomógł w wygrywaniu meczów, ale w myśl zasady „jak wszyscy to wszyscy” jemu też się zdarzyła niefortunna decyzja o wyjściu z pola karnego i konsekwencje są takie, że w najbliższym meczu nie zagra.

Mamy jednak w kadrze czterech bramkarzy, z których Adrian Odyjewski jest tak zwaną „dwójką”. Jego ostatni mecz w I lidze miał miejsce, gdy GKS podejmował w Tychach GKS Bełchatów. Zagrał wtedy na zero z tyłu i miło to wspomina więc będzie się mógł znowu pokazać. Ze względu na formę „Kondiego” ciężko było komukolwiek wskoczyć między słupki, ale teraz gdy otwiera się taka szansa liczę, że ten bramkarz który wybiegnie w sobotę na murawę da drużynie pewność.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus