GKS Tychy. Siódmy rok z rezerwami

 

Zbliżający się do 44 urodzin Tomasz Wolak z GKS-em Tychy związany jest od najmłodszych lat. Trafił do tyskiego klubu z osiedlowych rozgrywek wyłowiony przez trenera Karola Grzesika, ale to wcale nie znaczy, że niedawny współpracownik Ryszarda Tarasiewicza, a obecnie „tylko” szkoleniowiec drużyny rezerw, szedł przez piłkarskie życie prostą „trójkolorową” drogą.

– Ponad 30 lat temu na osiedlowych boiskach w Tychach rozgrywane były turnieje pod nazwą Mundialito – wspomina Tomasz Wolak. – Spółdzielnie osiedlowe organizowały mecze, na których częstym gościem był trener Grzesik i gdy moja drużyna, reprezentująca osiedle „N”dotarła do finału, w którym zmierzyła się z zespołem z osiedla „O” z Bartkiem Karwanem w składzie, od niego wypłynęło zaproszenie.

Skorzystałem, bo gra w GKS-ie Tychy to było moje marzenie. Od razu pojechałem też na obóz z rówieśnikami z tyskiego zespołu i na drugi obóz z Kadrą Śląska mojego rocznika. Szybko jednak rozstaliśmy się z Tychami, bo trener Grzesik przeprowadził się do GKS-u Katowice i nam też zaproponował przeprowadzkę.

Skorzystała z niej spora grupa z Mariuszem Masternakiem na czele i od początku nowego roku szkolnego całą tyską paczką chodziliśmy już do technikum górniczego w Chorzowie i trenowaliśmy w Katowicach.

Choć Tomasz Wolak z kadrą pierwszego zespołu na Bukowej trenował praktycznie od 16 roku życia nie zadebiutował w „GieKSie”.

Na ławce w Superpucharze

– Najbliżej byłem w meczu o Superpuchar z Legią 2 września 1995 roku – dodaje Tomasz Wolak. – Trenerzy Orest Lenczyk i Stefan Pietraszewski zabrali mnie do Rzeszowa, ale nie miałem okazji zagrać w spotkaniu, zakończonym zwycięstwem 1:0, po golu Bartka Karwana. Przesiedziałem 90 minut na ławce, a później przeniosłem się do Sokoła Tychy.

Niestety klub już wtedy chylił się ku upadkowi i po okresie przygotowawczym skorzystałem z oferty Stefana Pietraszewskiego, który prowadził III-ligowy zespół Górnika Lędziny. Zakotwiczyłem tam na dwa i pół roku.

W tym czasie urodził się mi syn więc myśląc o rodzinie wyjechałem do Niemiec i przez sezon razem z Tomkiem Szczepankiem graliśmy w V-ligowym SH Hausach jako zawodowcy. To był też czas, w którym Jan Żurek chciał mnie ściągnąć do Górnika Zabrze, ale zaporowa cena lędzińskich działaczy stanęła na przeszkodzie.

Po powrocie z Niemiec zastaliśmy już w Lędzinach zupełnie inną sytuację, bo w 1998 roku klub przeszedł reorganizację stając się Miejskim Klubem Sportowym i zmienił politykę, przechodząc na niewielkie stypendia dla zawodników i stawiając na swoją młodzież. Wykupiłem więc wtedy swoją kartę i jako wolny zawodnik mogłem szukać ciekawych ofert w okolicznych klubach.

Okrężną drogą

Przez Czechowice-Dziedzice, Trzebinię oraz Chrzanów, a także Łaziska Górne i Mysłowice, dość okrężną drogą, Tomasz Wolak w 2013 roku doszedł do GKS Tychy.

– Najpierw dwa sezony spędziłem w Walcowni między innymi z takimi zawodnikami jak znani z ekstraklasy Artur Toborek czy Rafał Baucz, a później na siedem lat zakotwiczyłem w Małopolsce – przypomina Tomasz Wolak.

– Grając w Górniku Siersza, przekształconym na MKS Trzebinia-Siersza oraz w Fabloku, spotkałem między innymi trenera Roberta Moskala, a także sam wiosną w 2007 roku w chrzanowskim klubie zadebiutowałem jako trener. Później na półtora roku trafiłem do Polonii Łaziska Górne, a w 2009 roku trafiłem do Górnika 09 Mysłowice, w którym od 1 lipca 2010 roku przez 3 lata byłem trenerem IV-ligowej drużyny.

Rok 2013 był dla mnie szczególny ważny z tego powodu, że wreszcie miałem okazję zagrać w koszulce z herbem GKS-u Tychy. Co prawda była to druga drużyna, grająca wtedy w okręgówce i ktoś może powiedzieć, że to „tylko zespół rezerw”, ale dla mnie był to symbol powrotu do domu. W dodatku, gdy prowadzący tę drużynę Piotrek Mrozek we wrześniu przeszedł do pierwszej drużyny, zastępując Tomasza Fornalika, a później został w sztabie szkoleniowym Jana Żurka, to ja zająłem jego miejsce i prowadzę ten zespół do dzisiaj.

5 października 2013 roku w meczu z MKS Lędziny zagrałem ostatni raz i skoncentrowałem się na trenowaniu. W 2015 roku świętowaliśmy awans do IV ligi, a w tym sezonie dobra gra w rundzie jesiennej sprawiła, że zaczęliśmy myśleć o awansie do III ligi.

Po drodze miałem mecze, w których jako tymczasowy zastępca siadałem na ławce prowadząc pierwszy zespół, a także współpracując z: Janem Żurkiem i Przemysłem Cecherzem. Tylko Tomasz Hajto, który miał swój sztab szkoleniowy, nie korzystał z mojej pomocy. Jednak po spadku do II ligi nowy trener Kamil Kiereś, znowu sięgnął po mnie i tak zaczął się kolejny etap.

Miałem swój udział w awansie do I ligi, a następnie byłem w sztabie Jurija Szatałowa i Ryszarda Tarasiewicza. Teraz znowu jestem oddelegowany do rezerw, ale jedno jest pewne – na GKS Tychy się nie obraziłem.

Nie zmarnowali zimy

Tomasz Wolak chce to udowodnić wynikami i dlatego z niecierpliwością czeka na decyzję, która umożliwi zawodnikom z IV ligi wyjść na boisko i na murawie rozstrzygnąć rywalizację o awans do III ligi.

– To nie był nasz cel przed sezonem – wyjaśnia Tomasz Wolak. – Zespół, którego średnia wieku, zawyżana przez Łukasza Kopczyka, wynosi 21 lat, swoją postawą na boisku sprawił, że jesteśmy wiceliderami IV ligi.

Młodzież, a w pierwszej jedenastce często wybiegało siedmiu młodzieżowców i dziewięciu wychowanków, traktuje zespół rezerw bardzo poważnie i chce się w nim rozwijać. Pomogę im w tym najlepiej jak będę umiał i mimo tej trudnej sytuacji w jakiej się znaleźliśmy przez koronawirusa.

Dlatego we wtorek spotkałem się ze sztabem szkoleniowym drugiej drużyny, czyli asystentem Łukaszem Kopczykiem, masażystą Januszem Wolskim i kierownikiem Januszem Adamusem. Wprawdzie do 28 marca zawodnicy nie będą trenować razem, ale każdy z naszej 24-osobowej kadry ma indywidualny zestaw ćwiczeń i wie co ma robić.

Jesteśmy też z piłkarzami w kontakcie telefonicznym i na WhatsAppie więc wiem, że pracują i liczę na efekty. Potwierdzeniem, że moja praca daje dobre efekty jest na przykład postawa zawodników GKS-u Tychy w dogrywce ćwierćfinałowego meczu Puchary Polski z Cracovią.

Wytrzymali to spotkanie kondycyjnie i to potwierdza, że pod względem przygotowania motorycznego nie zmarnowaliśmy zimy.