GKS Tychy. Solidny środek obrony

Stara gwardia GKS-u Tychy chłodnym okiem patrzy na zespół budowany przez Artura Derbina.


Piłkarze, którzy 45 lat temu tworzyli zespół maszerujący po wicemistrzostwo Polski, z zainteresowaniem patrzą na grę swoich następców.

– Na meczu inaugurującym sezon 2020/2021 było nas pięciu – mówi Kazimierz Szachnitowski.

– W loży honorowej usiedli ze mną Stefan Anioł, Gienek Cebrat, Heniek Tuszyński i Marian Piechaczek. Oprócz nich w naszej wicemistrzowskiej grupie są jeszcze Zbyszek Janikowski, Jurek Kubica, Jurek Brzozowski i Leszek Olsza, którzy w trakcie sezonu pewnie do nas dołączą. Zwłaszcza, jeżeli GKS będzie wygrywał i walczył o awans do ekstraklasy, bo na to wszyscy w Tychach czekają od 1977 roku. Oczywiście po pierwszej kolejce trudno wyciągać jakieś wnioski, ale w naszej pomeczowej dyskusji byliśmy zgodni, że zmiany, które nastąpiły latem w kadrze są na plus. Z szóstki nowych zawodników, którzy zaprezentowali się w meczu ze Stomilem, najlepsze wrażenie zrobili na nas stoperzy Nemanja Nedić i Kamil Szymura, który naszym zdaniem strzelił prawidłowego gola i dziwiliśmy się, że sędzia go nie uznał. Zawodnik z Czarnogóry też spisywał się jak na stopera przystało i można chyba powiedzieć, że wreszcie mamy solidny środek obrony. Na dobre oceny zasłużyli także włączający się odważnie do ofensywy Tomasz Wołkowicz na lewej obronie i Oskar Paprzycki, który w środku pola potrafi odebrać i przytrzymać albo rozrzucić piłkę. Na plus nowego trenera Artura Derbina zaliczyliśmy też przygotowanie zespołu, który przez ostatnie 20 minut „siedział” na rywalu i do końcowego gwizdka sędziego atakował, dążąc do zmiany wyniku. To samo widzieliśmy w meczu pucharowym z Wisłą Płock, więc można wyciągnąć wniosek, że bez względu na to z jakim rywalem gramy, sił wystarcza do samego końca.

Nie znaczy to jednak, że ludzie, którzy na piłce „zjedli zęby”, dostrzegli w pierwszym występie GKS-u Tychy same plusy.


Przeczytaj jeszcze: Krzysztof Wołkowicz: Czujemy moc i jesteśmy w gazie


– Potrafimy patrzeć na grę tyskiej drużyny chłodnym okiem – zapewnia Kazimierz Szachnitowski.

– Widzieliśmy więc także minusy. Na oczekiwanym przez nas poziomie nie zagrali w tym pierwszym meczu Bartosz Biel na skrzydle i Dominik Nowak w ataku. Mamy nadzieję, że pomocnik sprowadzony z GKS-u Bełchatów nie wskoczył do jedenastki tylko z racji znajomości z trenerem. Musi jednak, tak samo jak napastnik, pokazać więcej, żebyśmy go mogli uznać za wzmocnienie. Nie do końca widzieliśmy też realizowanie taktyki, którą awizował trener, ale to może wynikać z tego, że ten zespół dopiero jest na etapie zgrywania. Myślę, że na generalną ocenę taktyki i jej realizacji przyjdzie czas po 4-5 kolejce.

Wicemistrzowie Polski z sezonu 1975/1976 uważnym okiem obserwowali nie tylko nowych zawodników. Ocenili również „starą gwardię”.

– Zaczynając od obrony trzeba powiedzieć, że Dominik Połap, który w końcówce poprzedniego sezonu zbierał zasłużone pochwały za grę na prawej obronie, nie jest jeszcze w optymalnej formie – dodaje Kazimierz Szachnitowski.

– Parę razy podniósł nam ciśnienie i w meczu ze Stomilem był najsłabszym ogniwem defensywy. Więcej też oczekujemy od Łukasza Grzeszczyka, który zatracił strzał z rzutu wolnego. Uważamy też, że Janek Biegański nie do końca wykorzystuje umiejętność uderzenia, bo jeden strzał na cały występ to za mało. Liczymy więc, że z meczu na mecz tyski zespół będzie poprawiał swoją grę.


Na zdjęciu: W meczu ze Stomilem Kazimierz Szachnistowski dostrzegł zarówno plusy, jak i minusy w grze GKS-u Tychy.

Fot. Dorota Dusik