GKS Tychy. Strzelcy wchodzący z ławki

Bramki Łukasza Monety i Szymona Lewickiego wystarczyły tyszanom do zdobycia zaledwie 1 punktu w 2 meczach.


Po dwóch meczach GKS Tychy dopisał do swojego dorobku 1 punkt. Nie tak kibice zespołu Ryszarda Komornickiego wyobrażali sobie restart piłkarzy „trójkolorowych”, którzy deklarowali, że wracają do gry jeszcze silniejsi.

W spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec gol strzelony w doliczonym czasie gry przez Łukasza Monetę uratował punkt i sprawił, że pojawił się uśmiech na twarzy prezesa Leszka Bartnickiego, obchodzącego urodziny.

– Po trzech miesiącach przerwy nasza forma była jedną wielką niewiadomą – powiedział zdobywca bramki z sosnowiczanami. – Byliśmy bez sparingów, a same gry wewnętrzne nie dadzą tego co mecz z przeciwnikiem. Dlatego gra zaczęła się od badania sił, bo nie do końca też wiedzieliśmy jak nasze organizmy na to wszystko zareagują. Dlatego pierwsza połowa nie wyglądała dobrze.

Wiadomo, że trzeba na początku wejść w grę i „przepalić się”, a później już jakoś poszło. Goniliśmy wynik. Trochę się nam spieszyło. Siłą rzeczy odkrywaliśmy się, bo zagraliśmy ofensywnie, a trener wpuścił mnie za lewego obrońcę z takim zadaniem, żebym hasał po lewej stronie boiska.

Cieszę się, że udało się wypełnić te zadania, a gol na remis strzelony w ostatnich sekundach dał satysfakcję. To był ostatni stały fragment gry w meczu więc wszyscy poszliśmy do przodu. Wchodząc w pole karne tak sobie ułożyłem w głowie, że spróbuję wbiec między chłopaków na bliższy słupek i fajnie wpadło. Zremisowaliśmy. Punkt jest punkt i trzeba go szanować, bo każdy w ostatecznym rozrachunku może być ważny.

Strzelił i zaczął

W meczu z Zagłębiem Sosnowiec Łukasz Moneta wszedł do gry w 63 minucie, jako drugi rezerwowy z talii Ryszarda Komornickiego. Trzy dni później rozpoczął już mecz z ostatnią w tabeli Chojniczanką w wyjściowym składzie.

Zakładający ofensywna grę swojej drużyny trener Komornicki postanowił zaufać zawodnikowi, mającemu na koncie 56 spotkań w ekstraklasie, ale strzelba drugi raz nie wypaliła. W pierwszej połowie wychowanek LKS Brzezie najbardziej przydał się na linii bramkowej swojej drużyny, gdy wybił piłkę głową z linii po wykonanym przez rywali rzucie rożnym.

Na lewej stronie obrony była jednak spora luka. Dlatego Moneta drugą połowę rozpoczął przesunięty na lewą pomoc i miał idealną okazję do zdobycia wyrównującego gola. Po zagraniu Wojciecha Szumilasa strzelał z 5 metra, zamykając akcję tyszan i nie pokonał bramkarza.

Został jednak szybko rozgrzeszony, bo do piłki dobiegł Maciej Mańka i idealną wrzutką obsłużył Szymona Lewickiego, który zamykając akcję główką z 5 metra doprowadził do wyrównania.

Niemal takie samo dośrodkowanie Mańka posłał w pole bramkowe gości przy stanie 1:2, ale tym razem Moneta główkując z 5 metra posłał piłkę obok słupka. Mógł znowu zostać ojcem remisu, ale nie trafił i musiał przełknąć z kolegami gorycz porażki.

Z perspektywy trybun

O ile na temat udziału w grze strzelca pierwszego gola dla tyszan po restarcie ligi można było napisać sporo, to udział Szymona Lewickiego w tym dwumeczu otwarcia zaczyna się i kończy na jednej akcji. Na spotkanie z Zagłębiem nie zmieścił się w kadrze, a w spotkaniu z Chojniczanką wszedł jako drugi zmiennik i 2 minuty po zameldowaniu się na murawie, w pierwszym kontakcie z piłką zdobył wyrównującą bramkę, która pełni zadowolenia jednak nie dała.

– Mecz był wyrównany – stwierdził autor gola strzelonego Chojniczance. – Z perspektywy trybun, na których siedziałem 60 minut, wydawało mi się Chojniczanka miała więcej sytuacji w pierwszej połowie. Udało się nam wyrównać, ale to niestety było mało.

Tracimy bramki po prostych błędach i za łatwo przeciwnicy dochodzą do swoich sytuacji bramkowych. Patrząc z boku wyglądało to tak jakbyśmy o nic nie grali, a zawodnicy z Chojnic walczyli jak o życie.

Wziąć się w garść

– Nie wystarczy wyjść na boisko, żeby sobie pograć. Trzeba w każdym meczu dać z siebie 110 procent, żeby sięgnąć po trzy punkty. O tym, że zabrakło nam sił, bo Chojniczanka grała poprzedni mecz we wtorek, a my w czwartek, w ogóle bym nie wspominał. Graliśmy drugi mecz po długiej przerwie.


Czytaj jeszcze: Pierwszy raz Dębka


Jesteśmy zawodowymi piłkarzami. Trenujemy cały czas. Na aspekty fizyczne winy nie ma co zrzucać. Myślę, że przed nami jeszcze wiele pracy taktycznej i technicznej, która przyniesie efekt. Przed nami 10 spotkań i 30 punktów do zdobycia więc musimy się wziąć w garść, walczyć i zdobywać punkty, żeby zająć jak najwyższe miejsce w tabeli – zakończył Szymon Lewicki.

Na zdjęciu: Łukasz Moneta podczas pojedynku z Zagłębiem Sosnowiec.

Fot. Dorota Dusik