GKS Tychy. Szampan zamiast sparingu

Oldboje zamiast tradycyjnego meczu noworocznego spotkali się żeby otworzyć szampana, a kapitan Łukasz Grzeszczyk niecierpliwie czeka na pierwsze wspólne zajęcia tyskiej drużyny


Od ćwierć wieku oldboje GKS-u Tychy, zainspirowani przez obecnego prezydenta miasta Andrzeja Dziubę, rozgrywali mecz noworoczny. Tym razem jednak spotykający się regularnie dwa razy w tygodniu ludzie spod znaku trójkolorowego trójkąta nie wybiegli 1 stycznia o godzinie 12.00 na płytę bocznego boiska Stadionu Miejskiego.

– W dobie obostrzeń i zakazów nie mogliśmy podtrzymać tradycji – wyjaśnia Grzegorz Kiecok od 10 lat kierownik pierwszej drużyny. – Spotkaliśmy się jednak przy boisku. Zwykle odnotowywaliśmy kto strzelił pierwszego gola, a tym razem zapisaliśmy w naszej kronice nazwisko tego, kto jako pierwszy otworzył… szampana – Tomasza Sitkowskiego.

Toast z życzeniami

Wśród tych, którzy na progu roku jubileuszu 50-lecia klubu, także przyjechali na Stadion Miejski byli: Marek Franczuk, Rafał Oprzondek, Kamil Skiba, Tomasz Szczepanek, Łukasz Wesecki, Tomasz Wolak i pomysłodawca oldbojowskich zmagań tyszan Albin Wira. Przy wznoszeniu toastu nie zabrakło oczywiście życzeń powrotu GKS-u do ekstraklasy, ale to już zadanie dla obecnej drużyny dowodzonej przez kapitana Łukasza Grzeszczyka.

– Urlop dobiega końca – mówi lider tyskiego zespołu. – Jak zwykle Święta Bożego Narodzenia spędziłem rodzinnie. Z żoną i dziećmi pojechaliśmy w nasze rodzinne strony i najpierw byliśmy u moich rodziców w Ostrołęce, a następnie u rodziców Kasi w Węgrowie. W ostatnich dniach 2020 roku, jak zwykle od kiedy jest już z nami Amelka, a w lutym skończy 6 lat oraz z 2-letnim już Oliwierem, cieszyliśmy się rodzinnym szczęściem we własnym gronie i Nowy Rok powitaliśmy w Tychach. Od 28 grudnia zacząłem już ćwiczyć według przygotowanej przez trenerów rozpiski, a ponieważ w klubie mamy dobre warunki to korzystając z siłowni i biegają na sztucznej murawie bocznego boiska, przygotowuję się do tego co nas czeka od 7 stycznia.

Niecierpliwość kapitana

Nie znaczy to jednak wcale, że Łukasz Grzeszczyk z niechęcią spogląda w kalendarz, w którym zaznaczona jest data pierwszego wspólnego treningu.

– W minionym roku tego piłkarskiego odpoczynku w sumie było aż za dużo więc wystarczy tego urlopu – dodaje 33-letni rozgrywający tyszan. – W dodatku atmosfera w naszej drużynie jest taka, że z niecierpliwością czekam na spotkanie z kolegami. Przed nami taki moment, w którym mocno pracować i nie zastanawiać się nad tym czy ktoś to lubi czy nie. Trzeba zrobić swoje i tyle, bo przed nami runda wiosenna, którą rozpoczniemy… odrabiając jesienną zaległość. Patrząc na tabelę i widząc, że mamy jeden mecz mniej niż większość rywali, trochę mi szkoda, że nie mogliśmy rozegrać tego ostatniego spotkania zaplanowanego na 2020 rok. Po dwóch zwycięstwach u siebie chcieliśmy siłą rozpędu dokończyć rundę i widząc, że ŁKS był wtedy w dołku, jechalibyśmy do Łodzi jako faworyci. Nie ma jednak co mówić, że gdybyśmy wygrali to mielibyśmy 2 punkty straty do wicelidera i bylibyśmy w ścisłej czołówce.

Powalczyć o coś więcej

– Po to będziemy trenować, żeby 20 lutego z jak najlepszym skutkiem odrobić zaległości i w 2021 roku być drużyną z pierwszej szóstki. To jest nasz cel. Do tej pory ciągle jednak wymykał się nam z rąk. Gdy wydawało się nam, że już jesteśmy w strefie barażowej to przychodził mecz, po którym znowu spadaliśmy „pod kreskę”. Przed sezonem wyliczyłem sobie, że jeżeli na półmetku zdobędziemy 32 punkty będę zadowolony. Teraz mamy 27 punktów i jeden zaległy mecz więc jesteśmy blisko i ze świadomością, że nigdy nie można być do końca zadowolonym z tego co już się zrobiło zaczniemy przygotowania do rundy wiosennej. Na początku sezonu wydawało się, że Arka będzie poza zasięgiem, ale pokonaliśmy ją w Gdyni. Później przyszedł czas dominacji ŁKS-u i Termaliki, która ostatecznie zdominowała rundę jesienną, a my na jej boisku wywalczyliśmy punkt za bezbramkowy remis. Tego co się wydarzy wiosną nikt nie jest w stanie przewidzieć, dlatego my chcemy iść do przodu małymi krokami i zapewnić sobie miejsce w szóstce, a jak będzie szansa to powalczyć o coś więcej – kończy Łukasz Grzeszczyk.


Fot. Dorota Dusik