GKS Tychy. Szeliga to największy wygrany
Każde zwycięstwo cieszy, ale wygrana GKS-u Tychy z Odrą Opole najbardziej smakowała Bartoszowi Szelidze. 26-letni obrońca do zespołu Ryszarda Tarsiewicza dołączył na początku okresu przygotowawczego, ale dopiero w przeddzień inauguracji sezonu podpisał kontrakt i dwa pierwsze mecze oglądał z ławki rezerwowych.
Po dwóch porażkach szkoleniowiec tyszan zdecydował się jednak na korektę ustawienia i wychowanek Sandecji Nowy Sącz „wskoczył” do wejściowego składu. – W środku tygodnia trener na treningowej gierce i przy omawianiu taktyki dał sygnał, że będę grał – mówi Bartosz Szeliga.
– Zaskoczył mnie jednak informacją, że wystąpię na lewej stronie i od razu rozwiał moje wątpliwości. Stwierdził, że jestem doświadczonym zawodnikiem i poradzę sobie na tej pozycji, bo doświadczenia są bardzo podobne. Nominalnie jestem prawym obrońcą, ale jak było widać podczas meczu dość szybko załapałem o co chodzi i do pełni szczęścia zabrakło mi tylko „punktowania”.
Podałem co prawda Łukaszowi Grzeszczykowi, gdy jego strzał obrońca zablokował ręką i chwilę później z karnego nasz kapitan zdobył bramkę, ale to nie jest asysta, że o golu nie wspomnę. Fajnie jednak, że wygraliśmy i ten mój indywidualny cel może poczekać do następnego meczu.
Wydawało się, że bardziej naturalne, przy roszadzie w obronie GKS-u Tychy, będzie przesunięcie na lewą obronę uniwersalnego Macieja Mańki, ale Ryszard Tarasiewicz zaryzykował. – Ja też myślałem o tym, że skoro Ken Kallaste nie będzie grał to jego miejsce zajmie Maciej Mańka – dodaje obrońca tyszan.
– Dowiedziałem się, że dla niego strona boiska nie ma większego znaczenia i nawet zapytałem „Maniola” w szatni czy nie zagra na lewej stronie, ale on stwierdził, że skoro trener tak zadecydował to nie zmieniajmy.
Dzięki temu zdobył bramkę, choć jako prawy obrońca w narożniku pola karnego zachował się jak rasowy napastnik i strzelił lewą nogą. Obaj możemy być więc zadowoleni. Uzupełnialiśmy się. Byliśmy aktywni. Skrzydła dobrze chodziły, a do tego w środku pola też piłka była dobrze rozgrywana, więc wszystkie tryby dobrze się zazębiały. Ale jeżeli chodzi o mnie to do tej pory na lewej obronie praktycznie nie grałem. Tylko w Piaście Gliwice, za trenera Marcina Brosza, na początku mojej przygody z ekstraklasą, może za dwa razy zagrałem na tej pozycji więc przed pierwszym gwizdkiem czułem się trochę jak debiutant.
Mający na koncie 118 występów w ekstraklasie Bartosz Szeliga nie miał jednak tremy i na nowym dla siebie stadionie, w pierwszym występie w nowych barwach, pokazał, że może być mocnym punktem zespołu. – Czułem wsparcie z trybun, bo na meczu była żona – wyjaśnia defensor trójkolorowych. – Natalia jest w ciąży więc miałem „podwójny” doping. W dodatku byłem bardzo głodny gry, bo ostatni oficjalny mecz ligowy rozegrałem 1 grudnia poprzedniego roku, gdy Bruk-Bet Termalica Nieciecza podejmowała GKS Tychy.
Cztery dni później wystąpiłem jeszcze w spotkaniu Pucharu Polski z Lechią Gdańsk. Niestety kontuzja wyeliminowała mnie z gry i te pół roku było dla mnie bardzo trudne. Wreszcie mogę się jednak cieszyć i to powinno dodać mi skrzydeł do tego, żeby dalej pracować, rozwijać się i cieszyć się graniem w piłkę. A kiedy strzelę gola to na postaram się zrobić „cieszynkę” zadedykowaną żonie i synkowi, który powinien się urodzić w grudniu.
Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem
ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH
e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ