GKS Tychy. Szlagier z sentymentem

Pięć lat temu Kamil Kiereś wprowadził GKS Tychy do I ligi, a dzisiaj staje na drodze tyszan do ekstraklasy.


Mecz GKS Tychy – Górnik Łęczna to szlagier 29. kolejki I-ligowych rozgrywek. Wicelider gości dzisiaj 4. drużynę tabeli, a strata 2 punktów sprawia, że to rywal musi myśleć o ataku. Wprawdzie ligową wiosnę zespół Kamila Kieresia rozpoczął od trzech zwycięskich spotkań, ale później coś się w grze „zielono-czarnych” zacięło. Świadczy o tym także bilans ostatnich pięciu występów, a których cztery razy zremisowali i raz przegrali. W minioną niedzielę, podejmując przebudzonego lidera, łęcznianie zagrali i pechowo i szczęśliwie jednocześnie. W 13 minucie prowadzili 1:0, a później strzelili dwa gole samobójcze i stracili bramkarza Macieja Gostomskiego za złapanie piłki poza polem karnym. Mimo to, grając ostatnie pół godziny w osłabieniu, odrobili stratę i zremisowali z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza 3:3!

Wsparcie i zaufanie

– Śledzimy wyniki i grę każdego rywala, ale Górnik Łęczna to dla mnie przeciwnik szczególny – mówi Maciej Mańka autor gola, który w ostatnim meczu zapewnił tyszanom zwycięstwo w Niepołomicach.

– Trener Kamil Kiereś i jego asystent Andrzej Orszulak, prowadzący teraz naszych najbliższych rywali, byli przecież szkoleniowcami GKS-u, do którego pięć lat temu wróciłem z Górnika Zabrze i po kontuzji odbudowywałem swoją formę. Przychodziłem gdy po rundzie jesiennej zajmowaliśmy szóste miejsce w II lidze ze stratą ośmiu punktów do strefy zapewniającej bezpośredni awans. Poczułem jednak wsparcie i zaufanie. Zagrałem wszystkie mecze, włącznie z tym niezwykłym, wygranym 8:1 z Rakowem w Częstochowie, gdzie nabraliśmy wiatru w żagle. A po ostatnim spotkaniu, wygranym 1:0 ze Stalą Mielec na swoim boisku, mogliśmy świętować awans. To była bardzo przyjemna współpraca i choć trener Kiereś w rundzie jesiennej się z nami pożegnał, to pozostał szacunek dla niego i jako szkoleniowca, i jako człowieka, bo to po prostu sympatyczny gość.

Ten „sympatyczny gość” wracał później do Tychów dwukrotnie jako rywal. Prowadząc Stomil Olsztyn trzy lata temu – 17 marca 2018 roku – przełknął gorycz porażki 0:1, ale pięć miesięcy później cieszył się z wygranej 3:0. Do tego dodajmy jeszcze jesienny remis w 1:1 w Łęcznej gdzie Nemanja Nedić odpowiedział na gola Bartłomieja Kalinkowskiego, a będziemy mieli pełną wyliczankę potyczek tyszan z drużynami Kamila Kieresia.


Czytaj jeszcze: Zadowolony z całej kadry

Element zaskoczenia

– Wierzę, że tym razem znowu punkty zostaną w Tychach – dodaje Maciej Mańka.

– Choć w Łącznej jesienią nie grałem, bo wtedy jeszcze miałem okres rehabilitacji po operacji kolana, to zdaję sobie sprawę z tego, że z zespołami, które prowadzi Kamil Kiereś gra się ciężko. Przygotowujemy się więc na trudne zadanie. Zarówno indywidualnie oraz jako zespół Górnik to mocny rywal, a o wyniku może zadecydować detal. Dlatego musi obowiązywać koncentracje od początku do końca. Element zaskoczenia powinien być jednak naszym atutem, bo w dwóch ostatnich meczach w sumie zagrało u nas 21 zawodników i każdy zdał swój egzamin. W dodatku było też kilka roszad na pozycjach. Trudno więc rywalowi przewidzieć co teraz wymyśli nasz sztab szkoleniowy i na kogo, formując wyjściową jedenastkę, postawi trener Artur Derbin. Wiemy doskonale jaki jest nasz cel i dlatego z tej rywalizacji o miejsce w składzie, choć nie każdy przy ogłaszaniu składu na mecz czuje się spełniony, wszyscy się cieszymy. Liczy się tylko GKS i z taką myślą wyjdziemy też na mecz z Górnikiem Łęczna oraz na każde następne spotkanie na finiszu sezonu.


Na zdjęciu: Nie tak odległe to czasy, gdy Kamil Kiereś dyrygował tyską drużyną. Teraz z nią rywalizuje prowadząc zespół z Łęcznej.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus