GKS Tychy. Szlagierowy tydzień

 

Po 14 kolejkach rundy jesiennej Warta jest na pierwszym miejscu w I-ligowej tabeli i ma 7 punktów więcej niż GKS Tychy, ale stwierdzenie, że poznańska drużyna jest faworytem spotkania na Stadionie Miejskim przy ulicy Edukacji byłoby nadużyciem.

Szczególnie w kontekście tego co się wydarzyło we wtorek, bo w zaległym meczu zespół Ryszarda Tarasiewicza odprawił z kwitkiem Miedź uznawaną za głównego kandydata do awansu. Nie tylko wynik, ale także styl, w jakim tyszanie pokonali 4:1 legniczan sprawił, że tyscy kibice czekają z niecierpliwością na „powtórkę z rozrywki”.

Pozostaje jednak pytanie, czy trenerowi Tarasiewiczowi uda się drugi raz tak zmobilizować swoich podopiecznych, żeby po czterech dniach znowu wznieśli się na wyżyny. – Przed meczem z Miedzią nie było mowy o załamaniu atmosfery w zespole – mówi Łukasz Sołowiej. – Wiedzieliśmy, że jesteśmy w dobrej formie i choć patrząc przez pryzmat wyników, mieliśmy słabszy moment w zdobywaniu punktów, ale nie straciliśmy wiary w siebie. Drużyna jako całość grała o zwycięstwo, a każdy zawodnik pracował indywidualnie na własne konto, żeby pokazać się z jak najlepszej strony.

Zaufanie do trenera

Pojawiły się głosy, że eksplozja formy na mecz z Miedzią była odpowiedzią zespołu na pytanie czy Ryszard Tarasiewicz, po trzech porażkach ma zaufanie zawodników.

– Nie można mówić, że przed meczem z Miedzią ktoś wytworzył sztuczną napinkę – zapewnia 31-letni stoper GKS-u. – Mamy zaufanie do trenera, bo gdybyśmy nie mieli to fachowcy nie wymienialiby GKS-u wśród kandydatów do czołowych miejsc. Przychodzimy razem do pracy i liczymy na siebie. W drużynie jest 25 chłopa, żołnierzy, którymi dowodzi generał i bez zaufania nie da się iść w bój z myślą o zwycięstwie. Ja innej drogi nie widzę i nie trzeba żadnych haseł typu „panowie gramy dla trenera” czy coś w tym stylu. Wszyliśmy na boisko.

Zrobiliśmy swoją robotę, a dodatkowym smaczkiem było to, że przyjechał dobry przeciwnik. Mówi się co prawda, że każdy rywale jest taki sam, że do każdego trzeba się tak samo nastawić, ale Miedź ze swoim budżetem i kadrą oraz ambicjami, a także napędzona zwycięstwem 4:1 z dobrze spisującym się Stomilem Olsztyn, była rywalem szczególnym.

Mocna i wyrównana kadra

Po Miedzi, która miała szansę, zwycięstwem w Tychach zapewnić sobie awans na pozycję wicelidera, na tyską murawę wybiegnie zespół lidera. Szlagierowy tydzień z udziałem GKS-u Tychy trwa więc w najlepsze.

– Na tle Miedzi pokazaliśmy swoją moc i dobrze, że teraz mamy kolejne mecze na swoim boisku, a pierwszy z nich gramy z liderem – dodaje obrońca, który wszedł do gry po przerwie jako zmiennik Marcina Kowalczyka. – Jeżeli ktoś ma teraz ból głowy to chyba nasz trener, bo zawodnicy, których „odkurzył”, albo raczej znowu im dał szansę, zdali egzamin.

Mamy mocną wyrównaną kadrę i każdy kto wchodzi do gry daje tej drużynie jakość, o czym świadczą gole strzelone Miedzi przez Wojtka Szumilasa, Dominika Połapa i Mateusza Piątkowskiego, a ja też swoją robotę na stoperze wykonałem poprawnie. Daliśmy sygnał, że każdy z nas może grać. Nie jesteśmy zespołem, w którym wpuszczenie do gry zawodnika z ławki powoduje, że jakość spada. To też jest nasz atut i problemy kartkowe czy urazy nas nie wybiją z uderzenia.

Stomil po Warcie

Łukasz Sołowiej liczy więc na kolejną szansę występu w tyskim zespole, a przy okazji liczy, że wywalczy w nim miejsce na dłużej, bo już za tydzień do Tychów przyjedzie Stomil Olsztyn.

– Nie ukrywam, że koncentrując się na spotkaniu z Wartą, ale myślę także o następny meczu u nas ze Stomilem Olsztyn, czyli klubem, z którego przyszedłem do GKS-u Tychy – przyznaje Łukasz Sołowiej.

– Zagramy z nim 3 listopada, czyli tydzień po meczu z Wartą i na pewno przyjemnie będzie spotkać się z tymi ludźmi, wśród których spędziłem naprawdę fajne chwile. Mimo, że było trudno, bo mieliśmy ogromne problemy organizacyjne, to trzymaliśmy się razem i było rodzinnie. Miło będzie się więc znowu zobaczyć, a jeszcze milej… ich ograć, ale najpierw mamy Wartę i to jest teraz dla nas najważniejszy mecz w sezonie.