GKS Tychy. Szumilas nie zwiesił głowy

 

Stawiani w gronie kandydatów do walki o awans podopieczni Ryszarda Tarasiewicza wracali więc po piątkowym meczu z Niepołomic w kiepskim nastroju, a kibice zastanawiali się kto w takiej sytuacji może poderwać zespół?

Naturalnym kandydatem wydaje się autor jedynego gola strzelonego przez tyszan Puszczy czyli wprowadzony w tym meczu na boisko w 58 minucie Wojciech Szumilas, który od początku tego sezonu daje sygnał sztabowi szkoleniowemu wyraźne sygnały, że można mu zaufać.

Rozegrał w tym sezonie cztery pełne spotkania – wliczając pucharowy występ w Bełchatowie – i strzelił 4 gole. Do tego dwa razy wchodził na boisko w 90 minucie, a w Bielsku-Białej gdzie pojawił się na murawie w 74 minucie miał współudział w wyrównującym golu, który padł po dośrodkowaniu „Szumiego” z rzutu rożnego.

Radość z pierwszej bramki

Zbliżający się do 23 urodzin wychowanek MKS Lędziny do Akademii Piłki Nożnej GKS Tychy trafił jako 14-latek. – To był pierwszy rok działania Akademii, z której wiosną 2014 roku trafiłem do drugiej drużyny GKS-u, prowadzonej przez Tomasza Wolaka i zacząłem grać w okręgówce – wspomina Wojciech Szumilas.

– Następny sezon spędziłem na wypożyczeniach w III-ligowych drużynach Górniku Wesoła i BKS-ie Stal Bielsko-Biała, a po powrocie do GKS-u dość długo przyszło mi czekać na debiut w II lidze. Powiem szczerze, że nie utkwił mi on za bardzo w pamięci, bo wiem tylko, że wiosną 2016 roku w końcówce spotkania wszedłem na boisko w Pruszkowie, gdzie zremisowaliśmy 0:0 ze Zniczem. O wiele lepiej pamiętam za to pierwszego gola w I lidze.

Po awansie zacząłem od trenera Kamila Kieresia dostawać więcej szans gry i gdy wszedłem na boisko w drugiej połowie meczu z Olimpią Grudziądz Łukasz Grzeszczyk wycofał mi piłkę z 16 metra, a ja uderzyłem z dystansu. Wyrównałem na 1:1 i bardzo cieszyłem się z tego gola, a miałem nawet szansę na zdobycie drugiego gola, ale nie wyszło i skończyło się podziałem punktów.

Nabierająca rozpędu kariera została przyhamowana gdy za kadencji Jurija Szatałowa Wojciech Szumilas na rundę wiosenną w 2018 roku został wypożyczony do II-ligowej Legionovii, a po powrocie został odesłany do IV-ligowych rezerw.

Trudny moment

– To był dla mnie trudny moment – dodaje pomocnik GKS-u Tychy. – Nie zwiesiłem jednak głowy, ale starałem się wyciągnąć z tego okresu jak najwięcej pozytywów. W drugiej drużynie grałem na swojej ulubionej pozycji, czyli na „dziesiątce” i strzelając 21 goli oraz zaliczając 14 asyst, nabrałem pewności siebie oraz czucia boiskowej przestrzeni. W dodatku chodząc tylko na popołudniowe treningi miałem czas, żeby normalnym dziennym tokiem studiów zaliczyć pierwszy rok na AWF-ie.

Ten rok umocnił mnie i gdy dostałem od trenera Ryszarda Tarasiewicza szansę powrotu do pierwszego zespołu byłem gotowy, żeby podjąć wyzwanie. Jestem gotowy i staram się to udowadniać za każdym razem gdy wchodzę na boisko. Najbardziej lubię grać na środku pomocy, ale zrozumiałem też, że gdy dostaję szansę występu na lewym skrzydle to również mogę wnieść do zespołu swoje atuty i wykorzystać je.

Jednym z tych atutów jest łatwość zdobywania bramek i to nie tylko lewą nogą. W Niepołomicach Wojciech Szumilas trafił głową i tak zaskoczył… obserwatorów meczu, że w pierwszym momencie przypisali kontaktowego gola Szymonowi Lewickiemu.

Gole i idole

– Po dośrodkowaniu Maćka Mańki wystarczyło przyłożyć głowę do piłki – podkreśla Wojciech Szumilas. – Mogę więc powiedzieć, że to była formalność. Nieporozumienie z przypisaniem gola Szymonowi Lewickiemu wzięło się pewnie stąd, że nie celebrowaliśmy radości po tym trafieniu tylko „Lewy” szybko wyciągnął piłkę z siatki i pobiegliśmy na środek żeby jak najszybciej rozpocząć grę. Przecież jechaliśmy do Niepołomic po zwycięstwo… Nic więc dziwnego, że ta porażka mocno nas zabolała.

W sobotę rano na treningu, bo ta grupa, która w Niepołomicach grała 90 minut miała regenerację, a reszta poszła na „dokrętkę”, nie było więc mowy o śmiechu. Na szczęście w tej całej sytuacji pozytywne jest to, że już we wtorek mamy kolejny mecz. Nie ma więc czasu na rozmyślania tylko trzeba się szybko pozbierać i po wolnej niedzieli na poniedziałkowych zajęciach wszystko podporządkować starciu z Miedzią.

Mam nadzieję, że trener da mi szansę gry od pierwszych minut. Mogę grać na środku, albo na skrzydle, bo przygotowując się do tej roli podpatruję jak Philippe Coutinho czy Bernardo Silva, także lubiący grać na „dziesiątce” w swoich klubach schodzą na skrzydło i są mocnymi punktami drużyn. Bardzo podoba mi się też gra Kevina De Bruyne.

Od najmłodszych lat moimi idolami byli jednak Cristiano Ronaldo i Lionel Messi. Żyjemy w ich czasach i to oni obaj, choć każdy na swój sposób, grają piłkę nie z tej ziemi, rozbudzając marzenia.