GKS Tychy. Tarasiewicz potrafi zaskoczyć

Szkoleniowiec GKS-u Tychy Ryszard Tarasiewicz uchodzi w piłkarskim światku za konserwatystę. Raczej przywiązuje się do nazwisk. Zwykle nie dokonuje gwałtownych ruchów kadrowych. Kiedy więc przed pucharowym meczem z Radomiakiem zapowiedział dwie-trzy zmiany w składzie można się było spodziewać, że w porównaniu z jedenastką, która w sobotę zagrał z Wartą Poznań, nastąpi zmiana zmęczonych ogniw, na te mniej używane. Tymczasem na spotkanie z Radomiakiem w wyjściowym ustawieniu pojawili się „odkurzeni”: Ken Kallaste, Jakub Piątek i Łukasz Moneta, do których dołączyli grający ostatnio jako zmiennicy Dario Kristo i Szymon Lewicki. Jednak największym zaskoczeniem była zmiana taktyki. Z gry czwórką obrońców, piątką pomocników i jednym napastnikiem GKS przeszedł na system z trójką stoperów i dwóją zawodników wahadłowych oraz czwórką pomocników i napastnikiem na szpicy.

Trzech stoperów

– Na poniedziałkowym przedmeczowym rozruchu było już widać, że zagramy trójką stoperów – mówi Łukasz Sołowiej.

– Nie analizowaliśmy jednak czy to lepiej, czy nie, tylko przyjęliśmy do wiadomości, że trener postawił na taki wariant, sprawdzony w sparingu z Odrą Opole. Trener jest od tego, żeby opracowywać założenia taktyczne, a my od tego, żeby je realizować. Dla mnie osobiście nie ma to większego znaczenia, w jakim ustawieniu przyjdzie mi grać, tak samo, jak nie nastawiam się na to, z kim chciałbym zagrać w następnej rundzie. Oczywiście w autokarze śledziliśmy wyniki z innych boisk, bo dotarliśmy do Tychów dopiero w nocy, ale spokojnie poczekamy na losowanie. Z marketingowego punktu widzenia na pewno dla klubu byłoby najlepiej trafić na utytułowany zespół, który ściągnie widownię. Jednak my jako drużyna znamy swoją wartość i jesteśmy pewni, że z każdym rywalem będziemy walczyć.

Wyszarpali zwycięstwo

O ile Łukasz Sołowiej był jednym z tych, którzy zostali w wyjściowej jedenastce po meczu z Wartą Poznań, to Łukasza Monetę można nazwać: piłkarzem, który dostał swoją szansę.

– Graliśmy w innym składzie i nowym ustawieniu więc musieliśmy się trochę dotrzeć – dodaje Łukasz Moneta.

– To, co przetestowaliśmy tylko w sparingu z Odrą Opole i ćwiczyliśmy kilka razy na treningach, potrzebowało czasu, więc na początku meczu Konrad Jałocha miał trochę pracy. Złapaliśmy jednak trochę minut w tym ustawieniu i przestawiliśmy się na taką grę, która po przerwie lepiej wyglądała i dała wygraną. Najważniejsze jest to, że „zaskoczyło”. Wygraliśmy i gramy dalej w pucharach. Z mojego punktu widzenia mogę tylko żałować, że nie wykorzystałem swojej okazji, bo mogłem wyrównać. Dobrze jednak, że dochodzę do sytuacji bramkowych, bo to był też taki sygnał do ataku. Jako drużyna wyszarpaliśmy to zwycięstwo i pokazaliśmy charakter oraz to, że potrafimy walczyć do końca. Wypracowaliśmy kilka okazji i przepchaliśmy ten mecz, który chcieliśmy wygrać, żeby w kolejnej rundzie móc zagrać na naszym boisku z zespołem z ekstraklasy.

Sterylni ofensywnie

Ryszard Tarasiewicz bardziej krytycznie analizował spotkanie w Radomiu.

– Cieszymy się, że jesteśmy w następnej rundzie Pucharu Polski, ale w pierwszej połowie byliśmy sterylni ofensywnie – zaznaczył szkoleniowiec tyszan.

– W dodatku na początku meczu były dwie sytuacje, szczególnie ta druga, po bardzo dobrze rozegranej akcji, przy której nie mogliśmy zaradzić i Konrad Jałocha, tak jak i za pierwszym razem, choć w tej akcji mogliśmy jako zespół zachować się lepiej, bardzo dobrze się zachował. W drugiej połowie zmieniliśmy trochę nasz sposób poruszania się szczególnie w środku pola i to nam pozwoliło stworzyć sobie kilka dogodnych sytuacji, które pozwoliły nam z niekorzystnego rezultatu „wyciągnąć” zwycięstwo, bo dwie zdobyte bramki dały na awans, którego gratuluję moim zawodnikom.

Wśród tyskich piłkarzy schodzących do szatni po końcowym gwizdku najmniej zadowolony był Dario Kristo. Wprawdzie strzelił wyrównującego gola i był ważnym zawodnikiem, ale gdy sędzia zakończył już mecz, nie wytrzymał nerwowo i za uderzenie przeciwnika, który go obrażał, został ukarany czerwoną kartką.