GKS Tychy. To będzie kluczowy mecz

Kapitan wicemistrzów Polski sprzed 45 lat Marian Piechaczek czeka na przełamanie tyszan.


Wśród zawodników, którzy pilnie śledzą wyniki i grę GKS-u Tychy jest także Marian Piechaczek. Kapitan drużyny, która w 1976 roku sięgnęła po największy sukces w historii tyskiej piłki, zdobywając wicemistrzostwo Polski, wybiera się także na dzisiejszy mecz zespołu Artura Derbina z Miedzią Legnica i jest pełen optymizmu.

– Na inaugurację sezonu patrzyliśmy razem z kolegami ze srebrnej drużyny Kazikiem Szachnitowskim i Stefanem Aniołem – wylicza Marian Piechaczek. – Zabrakło tylko Gienka Cebrata. On też często zasiada z nami w „loży oldbojów”, ale dwa tygodnie temu wybrał się do Zabrza, gdzie Górnik, z którym sięgał przecież po dwa tytuły mistrza Polski, grał pierwszy w tym sezonie mecz u siebie.

Dodatkowym magnesem dla Gienka był wtedy pierwszy w polskiej lidze występ mistrza świata Lukasa Podolskiego i to w zespole, który prowadzi kolega Gienka z czasów gry w Górniku i reprezentacji Polski Jan Urban. Teraz zbitki terminów już jednak nie ma więc myślę, że nasze grono się powiększy i liczę na to, że będziemy mieli powody do zadowolenia.

Do trzech razy sztuka

Wprawdzie po dwóch meczach tyszanie mają w swoim dorobku zaledwie jeden punkt i plasując się dopiero na 13 miejscu podejmuje współlidera, ale 68-letni Marian Piechaczek spokojnie spogląda w tabelę.

– Piłkarze i trenerzy mają zwykle dobrą pamięć – zaznacza „srebrny stoper GKS-u Tychy”. – Wspominki zacznę jednak od najbliższej przeszłości, bo rok temu po dwóch kolejkach nasz zespół też miał tylko jeden punkt i to po bezbramkowej inauguracji ze Stomilem Olsztyn oraz bolesnej wyjazdowej porażce 0:3 z Zagłębiem Sosnowiec.

W trzeciej kolejce nastąpiło jednak przełamanie i wygrana z Sandecją Nowy Sącz zupełnie zmieniła obraz. Sięgnę też do sezonu, w którym zespół ze mną w roli kapitan zdobył wicemistrzostwo Polski i przypomnę, że zaczęliśmy od remisów 1:1 z ŁKS-em u nas i 0:0 z Górnikiem w Zabrzu. Dopiero za trzecim podejściem pokonaliśmy 3:1 Szombierki Bytom po golach Józefa Trójcy, Romana Ogazy i Jana Bielenina.

Tak naprawdę to był początek naszej drogi do sukcesu. A powiem jeszcze więcej. Po przejściu z GKS-u Tychy do Ruchu Chorzów, z którym w 1979 roku sięgnąłem po mistrzostwo Polski, po trzech meczach mieliśmy 1 punkt i z bilansem bramkowym 3:6 zamykaliśmy tabelę. W czwartej kolejce pokonaliśmy wtedy 2:1 Polonię Bytom po trafieniach Jana Benigiera i Tadeusza Małnowicza. Na mecie zameldowaliśmy się z 16 zwycięstwami i świętowaliśmy zdobycie złota. O tych dwóch pierwszych kolejkach trzeba więc już zapomnieć, bo nie zawsze mają znaczenie w ostatecznym rozrachunku.

Najważniejsza jest teraz pełna koncentracja i wiara w to co się zrobiło w letnim okresie przygotowawczym oraz we własne siły, a gdy nastąpi przełamanie to potrzebna jest seria, która sprawi, że zespół pójdzie w górę.

Charakterem i wolą walki

Tak samo jak kibice GKS-u Tychy Marian Piechaczek zastanawia się czy otarcie się o awans w minionym sezonie nie było zbyt bolesne dla drużyny, która na nowo musi znaleźć motywację do walki.

– My po sezonie, w którym do mistrzowskiego tytułu zabrakło nam jednego punktu, w następnych rozgrywkach spadliśmy z ekstraklasy – wspomina legendarny obrońca GKS-u Tychy. – Ale to nie była konsekwencja otarcia się o złoto tylko zbieg wielu innych czynników. Myślę, że nie dotyczy to drużyny Artura Derbina.

Marian Piechaczek
Marian Piechaczek Fot. Dorota Dusik

Obserwowałem ją uważnie w meczu z ŁKS-em i widziałem, że choć łodzianie piłkarskimi walorami zepchnęli nas do obrony to charakterem i wolą walki potrafiliśmy odrobić stratę. Nawet niewiele brakowało, żebyśmy w końcówce sprawili niespodziankę, bo za taką – z przebiegu gry – należałoby uznać zwycięstwo.

Pstryczek dla młodzieżowca

– Zdobyliśmy jednak wyszarpany punkt i było widać, że zespół z kapitanem Łukaszem Grzeszczykiem oraz aktywnym Maciejem Mańka na czele wie czego chce i jaką ma iść drogą. Mam nadzieję, że w tej ekipie znajdzie się także młodzieżowiec, który pomoże drużynie. Kandydaci są, ale oni także potrzebują tego „pstryczka”, którym włączą pierwszoligowe granie i razem z zespołem pójdą w górę tabeli.

Mam nadzieję, że już od spotkania z Miedzią Legnica, bo ta granica, za którą jest się już albo zespołem z czołówki, albo tylko drużyną walczącą o spokojny ligowy byt, zbliża się coraz bardziej – kończy Marian Piechaczek.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus