GKS Tychy. To był remis z nutką rozpaczy

Niedoświadczony duet trenerski oraz junior w środku boiska potrafili odmienić oblicze fatalnie układającego się meczu.


Po takich meczach jaki GKS Tychy rozegrał w Grodzisku Wielkopolskim remisując z Wartą Poznań podróż do domu minęła bardzo szybko. Podopieczni Tomasza Horwata i Jarosława Zadylaka mieli bowiem o czym dyskutować, analizując na gorąco wydarzenia, które na długo zostaną w pamięci.

– Jak powiem, że w pierwszej połowie nie było nas na boisku to nie będzie to nic odkrywczego – mówi Jarosław Zadylak. – Wiedzieliśmy jednak co musimy zrobić po przerwie, żeby ten mecz uratować i przynajmniej doprowadziliśmy do remisu. Patrząc na to jak Warta była dobrze zorganizowana jeżeli chodzi o odbudowę ustawienia, o grę defensywną, o szybki powrót do ustawienia, to przy tak wolnej grze jaką prowadziliśmy w pierwszej połowie było to niemożliwe.

Dlatego musieliśmy przyspieszyć grę i nawet zaryzykować, przenieść grę na połowę przeciwnika i tam szukać pojedynków jeden na jeden oraz szukać zagrań krosowych i zagrań na jeden kontakt, żeby Wartę zaskoczyć.

Wynik pokazuje, że to zdało egzamin, a jestem przekonany i śmiem twierdzić, że gdyby Łukasz Grzeszczyk trafił do siatki z rzutu karnego, moglibyśmy się nawet pokusić o zwycięstwo. Z remisu jesteśmy jednak zadowoleni, bo w pierwszej połowie ten mecz w naszym wykonaniu wyglądał naprawdę słabo.

Młodzieńcza fantazja

Trzeba jednak stwierdzić, że tym razem wyjściowa jedenastka tyskiego duetu trenerskiego nie zdała egzamin. Po tym jednak poznaje się dobrego szkoleniowca, że szybko potrafi zareagować. Tandem Horwat-Zadylak w przerwie dokonał dwóch roszad wprowadzając 19-letniego Kacpra Piątka i 20-letniego Dawida Kasprzyka.

Bohaterem drugiej połowy okazał się jednak 17-letni Jan Biegański, który swój powrót do wyjściowego składu okrasił efektowną bramką, zdobytą strzałem z dystansu i wywalczył rzut karny. Pomocnik, który z racji wieku powinien uczyć się piłkarskiego rzemiosła od bardziej doświadczonych zawodników tyskiej drużyny wziął ciężar gry na swoje barki i pokazał, że ma olbrzymi potencjał.

Uderzył jak chciał

– Cieszę się, że zdobyłem taką bramkę – twierdzi junior mający w tym sezonie na swoim koncie 6 występów i 2 gole w I lidze. – Próbowałem już wcześniej, ale dodałem za mało siły. Za drugim razem przyjąłem sobie i uderzyłem tak jak chciałem. Jednak brawa należą się całej drużynie za to co pokazaliśmy w drugiej połowie.

Odrobiliśmy wynik na remis, ale schodziliśmy z nutką, takiej trochę rozpaczy, że nie wygraliśmy, bo druga połowa była naprawdę bardzo dobra w naszym wykonaniu. Wyszliśmy na boisko jako GKS Tychy, taki których chciał grać w piłkę. Nie czułem, żebyśmy odstawali w środku polu, choć Warta ma tam bardzo doświadczonych zawodników. Wręcz przeciwnie dominowaliśmy.


Czytaj jeszcze: Choć nie wykorzystali karnego…


Pokazaliśmy tak naprawdę jaki futbol chcemy grać, bo wiadomo jaki jest nasz cel i nie przestajemy o tym marzyć i o to walczyć. Dlatego skupiamy się już na następnym meczu.

A ten mecz wymaga… kolejnej dalekiej podróży. Gdy po restarcie tyszanie patrzyli na terminarz zastanawiali się nawet czy po meczu z Wartą nie zostać w Grodzisku Wielkopolskim i stamtąd po minizgrupowaniu ruszyć do Olsztyna. Ale po wtorkowym meczu wrócili do Tychy i z domu wyruszą na mecz ze Stomilem.