GKS Tychy. To był trudny moment

Etatowy wykonawca rzutów karnych Łukasz Grzeszczyk oddał piłkę Krzysztofowi Wołkowiczowi. Jak się okazało, zmiana przyniosła pożądany efekt.


Po zwycięskim meczu z Sandecją piłkarze GKS-u Tychy mieli jeden dzień wolnego, żeby nacieszyć się pierwszą wygraną w tym sezonie, a od wczorajszego popołudniowego treningu wzięli się już za przygotowania do kolejnego starcia. Zanim jednak skoncentrują się na wyjazdowym spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec, trener Artur Derbin wróci do niedzielnych wydarzeń. Dzisiaj pomiędzy zajęciami – porannymi na siłowni i popołudniowymi na boisku – przeprowadzi analizę tego, co było dobre, a co koniecznie trzeba jeszcze poprawić.

Strzelać, wygrać i się cieszyć

Droga do radości była długa. Po bezbramkowym remisie z Podbeskidziem kapitan tyszan Konrad Jałocha zapewniał, że wolałby stracić nawet trzy gole, ale wygrać mecz i… „wykrakał”. W 30 minucie spotkania z drużyną z Nowego Sącza popełnił bowiem błąd, który otworzył gościom drogę do tyskiej bramki. Później jednak był zaporą nie do pokonania i ostatecznie mógł świętować zdobycie trzech punktów.

– Stracona bramka na pewno obciąża konto Konrada – mówi trener tyszan.

– To go jednak mocno zmobilizowało i pozostałą godzinę bronił znakomicie. Mnóstwo miał efektownych parad i skutecznych interwencji, którymi nadrobił to, co stracił. Bez wątpienia należy więc do tych zawodników, których trzeba pochwalić. Szacunek i gratulacje należą się jednak całej drużynie, która odpowiednio zareagowała i błyskawicznie doprowadziła do wyrównania. Nasz plan na ten mecz był prosty. To były trzy punkty: strzelać bramki, wygrać mecz i na koniec się cieszyć – wylicza Derbin.

Oprócz bramkarza, którego interwencje szczególnie w końcówce spotkania utorowały drogę do pierwszego zwycięstwa tyszan w tym sezonie, kluczową rolę w zdobywaniu bramek odegrał Krzysztof Wołkowicz. Po dośrodkowaniu lewego obrońcy, wykonującego rzut wolny, stoper Nemanja Nedić główkując wyrównał stan meczu, a decydująca o zwycięstwie bramka padła z rzutu karnego, wykorzystanego przez Wołkowicza. Etatowym wykonawcą stałych fragmentów gry do tej pory był Łukasz Grzeszczyk, który 5 minut wcześniej zameldował się na boisku. Wziął nawet piłkę i zaczął udeptywać miejsce na „wapnie”, ale oddał futbolówkę 8 lat młodszemu koledze, który huknął nie do obrony.

Mentalność wodza

– Krzysiek wziął na siebie odpowiedzialność – dodaje szkoleniowiec GKS-u Tychy.



– To był naprawdę trudny moment, w którym ten chłopak udowodnił, że ma piłkarski charakter. Najważniejsze, że strzał był skuteczny, bo to zwycięstwo jest dla nas bardzo istotne. Ważne było także trafienie Nemanji Nedicia. On zresztą już w Bielsku-Białej pokazał, jak dużo znaczy w tej drużynie. Można go chwalić za wygrywane pojedynki w powietrzu, za trzymanie naszej defensywy, ale i włączanie się do gry ofensywnej, bo brał udział w budowaniu ataku pozycyjnego. Pojawiały się też pewne niedokładności, ale widać było, że ma mentalność wodza i takich ludzi potrzebujemy, bo chciałbym mieć jedenastu liderów na boisku. Wyróżniał się także Oskar Paprzycki, który po przekwalifikowaniu Wiktora Żytka z pomocnika na stopera zajął miejsce w środku boiska i też odcisnął na grze drużyny swoją pieczęć – chwali trener.

– A trzeba pamiętać, że po urazie do treningów wrócił już Kamil Szymura. Przed meczem z Sandecją mieliśmy jednak krótki mikrocykl i patrząc na to, jak drużyna zagrała w Bielsku-Białej, jak zareagowała na zmiany dokonane przed meczem z Podbeskidziem, nie chciałem „mieszać”. Postanowiliśmy zostawić grupę, która się sprawdziła, ale cieszę się, że mamy już coraz więcej gotowych do gry zawodników, więc możemy reagować zmianami. Kamil już trenował w poprzednim tygodniu, a Maciek Mańka po urazie wraca do zajęć i rywalizacja o miejsce składzie znowu robi się coraz bardziej zacięta – kończy Artur Derbin.


Na zdjęciu: Krzysztof Wołkowicz (z prawej) był kluczową postacią w pierwszym wygranym meczu GKS-u Tychy.
Fot. Dorota Dusik