GKS Tychy. Trener na szczycie

Artur Derbin zbierając siły przed finiszem I-ligowych rozgrywek zdobył Szczeliniec Wielki.


Po zwycięstwie wywalczonym w końcówce bardzo trudnego meczu w Łodzi z Widzewem piłkarze GKS-u Tychy dostali trzy dni na złapanie oddechu przed ostatnimi kolejkami rundy wiosennej.

Podopieczni Artura Derbina ruszą do finiszu z najniższego stopnia podium, a mają jeszcze przed sobą dwie pracowite niedziele. 6 czerwca zagrają bowiem w Opolu z Odrą, która wygrywając z liderem zgłosiła aspiracje awansu do pierwszej szóstki. Natomiast tydzień później na swoim stadionie tyszanie gościć będą plasujący się aktualnie na piątej pozycji ŁKS, którego celem jest zajęcia jak najlepszego „pola startowego” do spotkań barażowych.

Liczy się charakter

– Pierwsza połowa meczu z Widzewem w naszym wykonaniu była z kategorii „do zapomnienia” – mówi Artur Derbin. – Nie było nas z przodu, a w środku graliśmy niedokładnie. Być może było to też spowodowane tym, że zdajemy sobie sprawę o jaką stawkę gramy. Mimo to nie pozwoliliśmy przeciwnikowi zdobyć bramki, a Konrad Jałocha poza jednym strzałem zza linii bocznej pola bramkowego nie musiał się w jakiś szczególny sposób wykazywać swoimi umiejętnościami. I to był pierwszy plus tego meczu.

Drugi jest taki, że po tym jak w przerwie, w szatni powiedzieliśmy sobie kilka cierpkich słów, to przyniosły one skutek. I to mnie najbardziej bardzo cieszy, bo w tym momencie, w którym jesteśmy, na tym etapie rozgrywek, bardziej niż taktyka liczy się charakter i serducho. Raduję się więc, że nasza drużyna to pokazała i w tym bardzo trudnym dla nas meczu, w którym przeciwnik zaprezentował się z bardzo dobrej strony, sięgnęła po trzy punkty. Udowodniła, że nawet gdy jest ciężko to gramy na naszych warunkach.

Zaatakowaliśmy późno, ale okazało się, że w to był najwłaściwszy moment, bo zdobyliśmy dwie bramki dające zwycięstwo. Chylę czoła przed drużyną. Gratuluję jej tej odmiany mentalnej w drugiej połowie i liczę na taką postawę także w ostatnich meczach tego sezonu.

Przez Opole w Góry Stołowe

Przygotowując się do ostatecznej rozgrywki o awans do ekstraklasy trener Derbin zawodnikom dał co prawda wolne, ale sam nie odpoczywał.

– W niedzielę pojechałem na mecz Odra – Bruk-Bet Termalica Nieciecza, żeby zobaczyć w akcji naszego najbliższego rywala, ale to był tylko początek „marszruty” – dodaje trener GKS-u Tychy.

– Z Opola, razem z Martą ruszyliśmy w Góry Stołowe, żeby kontynuować zdobywanie Korony Polskich Gór. Weszliśmy więc na Szczeliniec Wielki i Śnieżnik-Masyw Śnieżnika, ale najważniejsza była radość i aktywny odpoczynek. Naładowałem się energią. O tym, że nasi zawodnicy mają jej pod dostatkiem świadczyły zapisy z GPS-ów, bo z nich najlepiej wynika jak dobrą pracę wykonali.

We właściwym czasie

Najmniej z tyszan na murawie Widzewa nabiegał się Kamil Kargulewicz, ale to właśnie zawodnik, który wszedł na boisko w 86 minucie przechylił szalę zwycięstwa na stronę GKS-u Tychy.

– Nie będę mówił, że to efekt „trenerskiego nosa” – zaznacza szkoleniowiec tyszan. – „Kargul” był już wcześniej przygotowany do zmiany, ale Maciek Mańka zgłosił uraz i musieliśmy w jego miejsce wprowadzić Dominika Połapa. Żeby nie „wystrzelać się” ze zmian poczekałem więc z wpuszczeniem Kamila na boisko.

Wszedł, szarpnął, a najważniejsze, że znalazł się we właściwym czasie w odpowiednim miejscu, bo ten gol był nam bardzo potrzebny. Tak sobie myślę, że Bozia w taki sposób pokierowała losami tego meczu nie bez powodu. Wszystko jest po coś i podbudowany takimi wnioskami od wtorkowego popołudnia rozpoczynam z drużyną przygotowania do meczu z Odrą Opole.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus