GKS Tychy. Trzy asysty już są, czas na bramkę

Marcin Kozina czeka na pierwszą bramkę na zapleczu ekstraklasy.


Młodzieżowiec GKS-u Tychy Marcin Kozina po meczu z GKS-em 1962 Jastrzębie miał prawo być zadowolony. Schodził z boiska w 71 minucie, gdy tyszanie prowadzili 3:1, a wszystkie trzy gole podopieczni Artura Derbina strzelili po zagraniach 20-letniego skrzydłowego. Najpierw przejął piłkę na swojej połowie i wyprowadzając kontrę zagrał na środku boiska do Jakuba Piątka, który po 20-metrowym biegu zdecydował się na strzał, którym zapewnił gospodarzom prowadzenie.

Najlepszy mecz

Druga asysta była już bardziej klasyczna. Prawoskrzydłowy zdecydował się na pojedynek jeden na jeden i dograł piłkę zza linii bocznej pola karnego idealnie w pole bramkowe gdzie Bartosz Biel wykonał skutecznego szczupaka.

A za trzecim razem przejął futbolówkę na środku, zakręcił kółeczko, uciekł goniącemu go przeciwnikowi i dokładnie w tempo podał do włączającego się do ataku prawego obrońcy Dominika Połapa. Ten miał dużo czasu i miejsca na złożenie się do strzału więc uderzeniem z 14 metra w długi róg wykorzystał znakomitą sytuację.

– Pod względem liczb był to na pewno mój najlepszy mecz w tej rundzie – mówi zawodnik, który latem przyszedł do GKS-u Tychy z III-ligowego LKS-u Goczałkowice. – Największą radość sprawiła mi asysta, po której Bartek Biel podwyższył wynik na 2:0, ale w sumie cały występ był udany. Już od miesiąca czułem, że moja forma idzie w górę. Zauważył to także trener Artur Derbin i w meczu ze Skrą pierwszy raz wyszedłem w pierwszej jedenastce. Skończyło się bezbramkowym remisem, ale niewiele brakowało, żebym zdobył dwie bramki i miał dwie asysty. Wtedy się jednak nie udało i razem z drużyną czułem ogromny niedosyt, a teraz cieszę się zarówno z wygranej zespołu jak i moich statystyk.

Do pełni szczęścia brakuje już mi tylko pierwszej bramki, ale mam nadzieję, że niedługo to się zmieni. Wydaje mi się, że w spotkaniu z jastrzębianami pokazałem 90 procent swoich aktualnych możliwości, ale czuję też, że cały czas się rozwijam i widzę postęp jaki zrobiłem w ostatnich tygodniach.

Mądrzej biega

Kiedy Marcin Kozina przychodził do tyskiej drużyny miał etykietkę „pierwszego młodzieżowca”. Zaczął jednak sezon jako zmiennik Michała Staniuchy, a później sprowadzony już w trakcie rundy Kacper Janiak, zepchnął wychowanka Halniaka Maków Podhalański na ławkę rezerwowych.

– W tym okresie przeskoku z III ligi na boiska zaplecza ekstraklasy miałem słabszy moment – dodaje 20-latek urodzony w Suchej Beskidzkiej. – Po debiucie w I lidze musiałem więc przetrwać te słabsze chwile i pracować, żeby wróciła dyspozycja i pewność siebie. Dużo dały mi też zajęcia indywidualne i zalecenia trenerów.

Na pewno poprawiłem się pod względem fizycznym, a dzięki lepszej wydolności szybciej mogę podejmować decyzje i dokładniej zagrywać piłkę. Dużo daję mi też podpowiedzi starszych kolegów, dzięki którym mądrzej biegam – to znaczy wiem kiedy ruszyć sprintem, a kiedy po prostu stać. Maciek Mańka i Dominik Połap, czyli zawodnicy, z którymi gram na jednej stronie boiska dyrygują, a ja staram się grać na dobrą nutę.



Podpatruję też na treningach tych najlepszych technicznie jak Łukasz Grzeszczyk czy Sebastian Steblecki i tych najbardziej wybieganych jak Bartek Biel i Krzysiek Wołkowicz, a w potyczkach z Nemanją Nediciem i Kamilem Szymurą uczę się walki w pojedynkach jeden na jeden. Każdy trening jest dla mnie wyzwaniem i dzięki temu mogę się rozwijać.

Dumni koledzy i sąsiedzi

O tym, że dużo pracy jeszcze przed nim Marcin Kozina przekonał się szczególnie w pucharowym meczu z Wisłą Kraków, który był szczególnym wydarzeniem dla skrzydłowego tyszan.

– Pochodzę z terenów, na których kibicuje się „Białej gwieździe” – wyjaśnia wychowanek Halniaka Maków Podhalański. – Dlatego na meczu z Wisłą Kraków w sektorze kibiców gości widziałem wielu kolegów i sąsiadów, którzy byli dumni, że grałem w tym spotkaniu. Na co dzień natomiast kibicują mi rodzice i dziewczyna. Są na każdym meczu w Tychach i wspierają mnie w trudnych chwilach oraz cieszą się ze mną kiedy jestem zadowolony. Dzięki nim też mogą się rozwijać.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus