GKS Tychy. W jedności siła!

Fantastyczne widowisko w Opolu. Tyszanie w szokująco wysokich rozmiarach rozbili świetnie spisujących się ostatnio gospodarzy, odarli ich z marzeń o barażu, sami zachowując szansę bezpośredniego awansu do ekstraklasy.


Tyszanie „zakorkowali” Radomiakowi szampany. Po jego sobotnim zwycięstwie w Gdyni wiedzieli, że jeśli w niedzielę stracą punkty w Opolu, to ostatni mecz z ŁKS-em nie będzie miał już znaczenia i będą mogli przygotowywać się do barażu. Na bardzo gorącym terenie – Odra wygrała u siebie 5 poprzednich spotkań – pokazali jednak charakter, odarli gospodarzy ze złudzeń o czołowej szóstce, a sami zachowali szansę na bezpośredni awans.

Puchatek i Prosiaczek

Wczorajszego wczesnego popołudnia w Opolu byliśmy świadkami świetnego widowiska. Nie mogło być inaczej, skoro jednych i drugich urządzało tylko zwycięstwo. Gra była zatem bardzo otwarta z obu stron, sporo było jakości, mnóstwo sytuacji, strzałów, a w efekcie również goli. Rzadko kiedy drużyna przegrywa 1:5, choć przez większość meczu gra tak dobrze. Patrząc na Odrę, przychodził na myśl cytat z bajki: „Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było”. Okresy świetnej gry opolan, kiedy można było im bić brawo na stojąco, kończyły się golami nr 1 i 2 dla… GKS-u. O ile na tego pierwszego byli jeszcze w stanie odpowiedzieć, o tyle potem zostali już wypunktowani. Obserwując mordercze tempo, jakie w II połowie narzucili sobie opolanie, można było zastanawiać się, czy wytrzymają. Nie wytrzymali, o czym dobitnie świadczy wynik czy wyczerpanie bocznych obrońców, Kacpra Tabisia i Łukasza Winiarczyka, których tyscy skrzydłowi zaprosili na karuzelę. Odrze nie pomogły zmiany – a już na pewno nie w takim stopniu, co walczącym o ekstraklasę gościom.

Kapitan to przepowiedział

Ważnymi postaciami zespołu Artura Derbina okazali się zmiennicy – począwszy od tego, który wybiegł w wyjściowym składzie, czyli Sebastiana Stebleckiego, zastępującego Łukasza Grzeszczyka, zdyskwalifikowanego po meczu z łódzkim Widzewem. To właśnie „Stebel” rozwiązał worek z bramkami, głową wieńcząc idealną centrę Macieja Mańki, który pod nieobecność Grzeszczyka założył kapitańską opaskę. Ciesząc się z gola, Steblecki podbiegł w rejon stadionu, gdzie zasiadał „Grzeszczu”. – Powiedziałem ci coś! – krzyknął w stronę kolegi zdyskwalifikowany kapitan GKS-u, który najwyraźniej to trafienie koledze przepowiedział. Steblecki miał też udział przy bramce nr 5, bo to jego strzał dobił Mańka. Swoje zrobili też zmiennicy „normalni”, wprowadzeni z ławki.

Rajd Kargulewicza

Świetne wejście zanotował Kamil Kargulewicz. Boczny pomocnik na prawym skrzydle zakręcił Winiarczykiem i idealnie obsłużył Bartosza Biela. Ten przymierzył szczupakiem, podwyższając na 1:3. Na 1:4 Kargulewicz strzelił już osobiście, wykańczając solową akcję, podczas której minął Tabisia, a nic nie robił też sobie z obecności Macieja Wróbla i Mateusza Wypycha. To było bardzo efektowne. Trzy grosze do wygranej dorzucił też Moneta, bo to jego dogranie w pole karne poprzedziło piątą bramkę.

– Gdy jest godzina 12.40, słońce, to organizmy inaczej reagują na zmęczenie. Wtedy ważni są zawodnicy wchodzący z ławki. U nas każdy dał superzmianę, wniósł coś do gry. Przez cały sezon, od 33 kolejek, jesteśmy jednością, prawdziwym zespołem, w którym każdy każdego dopinguje. Czasem ktoś wypada, ktoś inny musi wskoczyć w jego buty, ale wszyscy mają odpowiednią jakość piłkarską, byśmy potem jako zespół mogli realizować założenia trenera. To przynosi efekty – radował się przed telewizyjnymi kamerami Sebastian Steblecki, pomocnik GKS-u, czyli drużyny mogącej śmiało myśleć o awansie nawet w przypadku, gdy nie potkną się już Radomiak i Bruk-Bet. W takiej dyspozycji tyszanie będą faworytami barażowej dogrywki. Pewne jest, że nie wezmą już w niej udziału opolanie, ale swojej postawy wstydzić się nie muszą, bo dzięki dobrej postawie w drugiej części rundy wiosennej dali swoim sympatykom wiele emocji. „Jeden z najbardziej niesprawiedliwych wyników w mojej 27-letniej historii chodzenia na Odrę” – tak wczorajszą porażkę podsumował były współpracownik klubu Szymon Janus.


Odra Opole – GKS Tychy 1:5 (1:1)

0:1 – Steblecki, 36 min (głową), 1:1 – Szeliga, 41 min (samobójcza), 1:2 – J. Piątek, 60 min, 1:3 – Biel, 69 min (głową), 1:4 – Kargulewicz, 88 min, 1:5 – Mańka, 90+4 min.

ODRA: Sapielak – Tabiś, Wypych, Kostrzycki, Winiarczyk – Trojak, Drewniak (76. Surzyn) – Mikinicz (66. Żak), Wróbel, K. Nowak (76. Kort) – Czapliński (62. Piech). Trener Piotr PLEWNIA.

GKS: Jałocha – Mańka, Sołowiej, Szymura, Szeliga – Żytek (78. Norkowski), J. Piątek (72. Paprzycki) – Biel (72. Moneta), Steblecki, K. Piątek (46. Kargulewicz) – Lewicki (84. Kasprzyk). Trener Artur DERBIN.

Sędziował Łukasz Szczech (Warszawa). Widzów 980. Żółte kartki: Wróbel, Trojak – Żytek, J. Piątek, Szeliga, Moneta.


Na zdjęciu: Tyszanie (z prawej Kamil Kargulewicz) pozostają w grze o ekstraklasę, z której definitywnie wypadła już Odra.
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus