GKS Tychy. Wiara w ukochaną drużynę

Kazimierz Szachnitowski podsumował zimę w GKS-ie Tychy.


Kibice GKS-u Tychy odliczają już godziny dzielące zespół Artura Derbina od inauguracji rundy wiosennej. Kazimierz Szachnitowski, który w 1976 roku wywalczył z tyskim zespołem wicemistrzostwo, a następnie przez wiele lat był zawodnikiem, trenerem i działaczem trójkolorowych, także z niecierpliwością czeka na pierwszy gwizdek w 2022 roku.

– Z niecierpliwością, ale też z lekkim niepokojem – mówi zdobywca 101 bramek dla GKS-u Tychy. – Nie miałem co prawda okazji osobiście oglądać sparingowych występów naszego zespołu, ale moim oczami był na nich wnuk i syn. Z Kubą i Patrykiem dyskutowaliśmy więc o tym co się działo na grach kontrolnych i analizowaliśmy to co było dostępne w internecie. A trzeba powiedzieć, że początek był kiepski. Porażka z III-ligowym LKS-em Goczałkowice i lanie od Legii Warszawa niczego dobrego nie zwiastowały.

W dodatku, gdy na obozie w Ustroniu wreszcie coś drgnęło, bo przyszedł remis z GKS-em Jastrzębie, a zwycięstwo z Puszczą Niepołomice zamknęło ten okres zgrupowania, to radość szybko została zgaszona wyjazdową porażką z czeskim II-ligowcem Slezskym FC Opawa. Tak na dobrą sprawę cały swój optymizm, bo kibic zawsze wierzy w ukochaną drużynę, opieram na pierwszej połowie z próby generalnej. 8 dni przed startem rozgrywek wygraliśmy bowiem 5:0 z czeską II-ligową drużyną Fotbal Trzyniec 5:0, wszystkie gole strzelając przed przerwą.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

Jeżeli tak skutecznie i efektownie zagramy także z Podbeskidziem to będziemy się mogli w niedzielę cieszyć. A warto dodać, że ten początek jest bardzo ważny, bo przecież bielszczanie są w tabeli dwa miejsca wyżej od nas i mają 2 punkty więcej. Zwycięstwo jest nam więc bardzo potrzebne i podbuduje drużynę przez wyjazdem do Nowego Sącza na kolejny kluczowy mecz. Sandecja jest bowiem w tabeli tuż przed nami i ma jeden punkt więcej. Dlatego uważam, że od wyników tych dwóch spotkań zależy to czy będziemy się w tym sezonie liczyć w rywalizacji o awans do ekstraklasy czy nie.

Żal Kacpra Piątka

Wyniki sparingów to jeden z elementów, na podstawie których tyski snajper rekordzista ocenia okres zimowych przygotowań. Drugi to transfery.

– Uważam, że ten czas okienka transferowego nie został dobrze wykorzystany – dodaje 69-latek, który w barwach GKS-u Tychy rozegrał 311 spotkań. – Wystawienie na jesienną listę transferową pozbawiła nas siedmiu zawodników, z których najbardziej mi żal Kacpra Piątka. 21-letni zawodnik, praktycznie wychowany w naszym klubie, bo 10 lat temu zaczął w Chrzcicielu Tychy. Później przez Akademię, juniorów i rezerwy trafił do I-ligowej drużyny, w której przez cztery lata zebrał spore doświadczenie i dobre opinie, ale został wystawiony na sprzedaż i będzie grał w liderującej w II lidze Stali Rzeszów, która się mocno zbroi, żeby awansować.

Jeszcze bardziej zaskoczony jestem przesunięciem do rezerw, bo tak to się w praktyce skończyło Sebastiana Stebleckiego, bo pozostali zawodnicy z listy faktycznie niewiele GKS-owi Tychy dali. Do tej siódemki z listy transferowej dodać musimy jeszcze 18-letniego Marcela Misztala, reprezentanta Polski U17, naszego wychowanka, którego nie udało się zatrzymać w klubie i odszedł do Podbeskidzia, a także Łukasza Sołowieja, który przeszedł do Puszczy Niepołomice, a był w naszym zespole takim trzecim stoperem, gotowym do gry, gdy któremuś z podstawowych środkowych obrońców coś się przydarzyło.

Z prostego dodawania wychodzi więc, że ubyło dziewięciu zawodników, a póki co pojawiło się trzech.

Dwa transfery na plus

Poprzeczka przed nowymi zawodnikami zawieszona jest wysoko. Tyscy kibice spodziewają się, że Daniel Rumin, Krystian Wachowiak i Mateusz Czyżycki pociągną zespół do powrotu do ekstraklasy, z którą GKS Tychy pożegnał się 45 lat temu.

– Rumin szybko wkomponował się w drużynę, która przeszła na system gry dwójką napastników – uważa wicemistrz Polski z 1976 roku. – Ta zmiana w ustawieniu zespołu mnie osobiście cieszy, bo uważam, że powinniśmy grać ofensywnie. Taką piłkę lubią kibice.

Sporo obiecuję sobie także po Czyżyckim, bo oglądając go w meczach Warty Poznań widziałem u niego sporą ochotę do gry do przodu. Robił na mnie dobre wrażenie. Te dwa transfery są na plus. Zaskoczony natomiast jestem Wachowiakiem, bo liczyłem, że młodzieżowiec przychodzący z Wisły Kraków szybko zakotwiczy w pierwszej jedenastce i wypełni lukę jaką mieliśmy na skrzydle jesienią. Na razie jednak tego nie zrobił, ale runda dopiero się zaczyna więc jeszcze może nas zadziwić, czego mu życzę. Życzę też jeszcze klubowi udanego zamykania okienka transferowego, bo jeszcze kilka dni zostało, a stoper na pewno by się nam jeszcze przydał.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus