GKS Tychy. Wrócą silniejsi

Kacper Piątek i Artur Derbin przeżywając gorycz porażki z wiarą patrzą w przyszłość GKS-u Tychy.


Chociaż w tegorocznych spotkaniach na I-ligowych boiskach zespół GKS-u Tychy zdobył w 18 meczach aż 36 punktów to tyska drużyna nie zaliczy rundy wiosennej do szczęśliwych. Mimo mocnego finiszu okraszonego wyjazdowymi zwycięstwami 2:0 z Widzewem Łódź i 5:1 z Odrą Opole podopieczni Artura Derbina nie zdołali zająć miejsca w pierwszej dwójce. Pozycja tuż za plecami radomian i niecieczan otwierała jednak szansę na uprzywilejowaną grę w barażach. Uprzywilejowaną, bo na swoim boisku. Ale i to okazało się za mało. Nawet szybki gol strzelony Górnikowi Łęczna przez Kacpra Piątka nie otworzył drzwi na salony, bo w ostatnich sekundach goście wyrównali i w karnych zakończyli tyszanom jubileuszowy sezon 50-lecia istnienia klubu.

– Bardzo dobrze weszliśmy w to spotkanie, w którym jeszcze na 4 minuty przed końcem prowadziliśmy 1:0 – mówi Kacper Piątek.

– Zabrakło niewiele. Stracona w samej końcówce bramka na pewno podcina skrzydła, ale z przebiegu spotkania na pewno nie byliśmy drużyną gorszą. Byliśmy nastawieni na atak od pierwszego gwizdka, bo wszyscy mieli w głowach, że to jest tylko jeden mecz, w którym każdy musi dać z siebie wszystko. I dał. Jednak to nie wystarczyło. Przeciwnicy też byli zmotywowani i po starcie gola dążyli do tego, żeby wyrównać. Dlatego były fragmenty, że zostaliśmy zepchnięci do obrony. Nie mieliśmy w planach cofnięcia się na swoją połowę i gry w głębokiej defensywie, ale tak wyszło z przebiegu meczu, który niestety zakończył się naszą porażką w karnych. W dogrywce też nie potrafiliśmy przechylić szali zwycięstwa na naszą stronę. Na pewno nie było to związane ze stresem, bo wszyscy byli już przecież rozgrzani grą, ale pojawiła się niedokładność. Może to była kwestia zmęczenia. Nie wiem i trudno powiedzieć dlaczego właśnie tak się skończyło. Taka jest piłka nożna…

Ogromny smutek

Choć w słowach wypowiadanych przez młodszego z braci Piątków czuć było ogromny smutek po przegranym meczu i straconej szansie na awans do ekstraklasy pojawiła się także w jego głosie delikatna nutka optymizmu.

– Mieliśmy fajną atmosferę w zespole – dodaje 20-latek, który w 17 wiosennych występach strzelił 2 gole.

– Na trening przychodziło się z przyjemnością. Chciało się iść na zajęcia i nie było ani chwili zniechęcenia czy znużenia i dlatego, choć smutni zamykamy ten rozdział, nie pozostaje nam nic innego jak tylko z nadzieją patrzeć w przyszłość.

Trudny moment

Ten wątek pojawił się także w pomeczowej wypowiedzi trenera tyszan Artura Derbina.

– W takim momencie nie chce się nic mówi – twierdzi szkoleniowiec GKS-u Tychy.



– Jest to dla nas trudne doświadczenie i trudny moment. Jesteśmy nieco zawiedzeni tym co się stało, bo mieliśmy duże nadzieje i dużą wiarę w to, że w niedzielę zagramy w finałowym meczu barażowym. Tak się jednak nie stanie i odpowiedzialność za to spada na mnie i ja to biorę na swoje barki. Bardzo mi przykro z tego powodu, że nie byłem tą osobą, która dała drużynie tę satysfakcję i nie dała kibicom tej radości przejścia do kolejnej fazy walki o to żeby GKS Tychy w przyszłym sezonie grał w ekstraklasie.

Chwilowa „żałoba”

– Ale w takim momencie, mimo wszystko, a nawet nie mimo wszystko tylko naprawdę chciałby podziękować drużynie za ten sezon, bo mimo tego zakończenia on był dobry. Do ostatniej kolejki biliśmy się o bezpośredni awans i choć polegliśmy w pierwszym barażu, to analizę tego spotkania zostawię sobie na spokojniejszy czas, a teraz w tym czasie mojej osobistej chwilowej „żałoby”, którą przechodzę trzyma mnie wiara w to, że na pewno wrócę silniejszy i drużyna też do nowego sezonu przystąpi silniejsza. Dziękuję także kibicom, którzy w dużej mierze musieli emocjonować się tylko śledząc nasze mecze na ekranach, ale myślę, że wiele razy daliśmy naszym sympatykom dużo radości i choć w najważniejszym momencie sezonu się smucimy to jestem pewien, że wrócimy silniejsi – kończy Artur Derbin.


Fot. Dorota Dusik