GKS Tychy. Z obrony do pomocy trenerowi

Wychowanek GKS-u Bełchatów Kacper Jędrychowski pierwszy raz wystąpi w roli przeciwnika swojego macierzystego klubu.


Asystent trenera Artura Derbina 30-letni Kacper Jędrychowski jest wychowankiem GKS-u Bełchatów. Nic więc dziwnego, że czekając na mecz z macierzystym klubem, wspomina swoje najmilsze chwile z lat spędzonych na stadionie przy ulicy Sportowej 3.

– Pierwszy raz znajdę się w takiej sytuacji, że będę przeciwnikiem mojego macierzystego klubu – mówi Kacper Jędrychowski. – Nie wiem jak to przeżyję, bo nie ukrywam, że to klub bliski mojemu sercu. Tu jako junior zdobyłem z kolegami mistrzostwo województwa, wygrywając rywalizację w juniorach starszych z rówieśnikami z Widzewa czy ŁKS-u i SMS-u Łódź. W pierwszej rundzie na szczeblu centralnym wyeliminowaliśmy jeszcze Polonię Warszawa, ale już w walce o awans do turnieju finałowego, w którym grały cztery drużyny, przegraliśmy z Arką Gdynia. Po tym sezonie cały nasz zespół, w którym w bramce występował Łukasz Budziłek, przeszedł do Młodej Ekstraklasy, a ja trafiłem następnie do III-ligowego Włókniarza Zelów. Zdałem sobie jednak sprawę, że jako zawodnik kariery nie zrobię, a chcą zostać przy piłce postanowiłem rozpocząć swoją przygodę trenerską i w tej roli się realizuję.

Utarli kilka nosów

Były boczny obrońca GKS Bełchatów w 2016 roku wrócił do macierzystego klubu jako asystent trenera. Pracował u boku Rafała Ulatowskiego i Mariusza Pawlaka oraz Artura Derbina, który po rozwiązaniu umowy o pracę z bełchatowskim klubem i zakotwiczeniu w Tychach sięgnął po sprawdzonego asystenta.

– Zacząłem pracę u boku Rafała Ulatowskiego i w pierwszym sezonie zanotowaliśmy spadek do II ligi – wspomina Kacper Jędrychowski. – Spadek, po którym skazywano nas na szybki powrót na zaplecze ekstraklasy, ale pod wodzą Andrzeja Konwińskiego oraz Mariusza Pawlaka się nam nie udała, bo walczyliśmy o utrzymanie. Dopiero kiedy wydawało się, że już nie będziemy się liczyć w walce z najlepszymi, po przyjściu Artura Derbina zaatakowaliśmy z tylnego fotela i przeżyliśmy niezapomniane chwile cieszą się z awansu.

W minionym sezonie też przeżywaliśmy radosne momenty, bo choć skazani zostaliśmy na spadek to dzięki atmosferze panującej w drużynie, mimo problemów z którymi borykał się klub, utarliśmy kilka nosów i wywalczyliśmy utrzymanie. To był dla nas naprawdę sukces.

Przebudowana kapela

Po tym sukcesie Kacper Jędrychowski otrzymał ofertę z GKS-u Tychy i skorzystał z propozycji dalszej współpracy z Arturem Derbinem i wspólnie mogli opracować taktykę na mecz w Bełchatowie.

– Trzeba jednak dodać, że obecny GKS Bełchatów to inny zespół, niż ten, z którym wywalczyliśmy utrzymanie – dodaje Kacper Jędrychowski. – Skład uległ zmianie. Nie wszystkich zawodników znam, a nawet tych, którzy wrócili do klubu musieliśmy na nowo rozszyfrować. Nie zapominamy też o tym, że ten zespół, tak samo zresztą jak nasz, z meczu na mecz będzie wyglądał inaczej.


Czytaj jeszcze: Rywal nader wygodny?

Oczywiście, dokonaliśmy analizy i przyglądnęliśmy się dokładnie jak gra nasz najbliższy rywal, bo to jest istotne, ale uważamy że gdy się przebudowuje kapelę to najpierw trzeba zwrócić uwagę na swoją grę. Ona jest najważniejsza i w niej leży klucz do zwycięstwa, a taki jest nasz cel w wyjazdowym meczu w Bełchatowie. Najważniejsze jest to żebyśmy nie przegrali walki z samym sobą.

Zadomowi się w Tychach

Kacper Jędrychowski mówiąc „nasz cel” myślał oczywiście o GKS-ie Tychy, bo z tym klubem się w pełni identyfikuje.

– Mamy już mieszkanie w Tychach – wyjaśnia Kacper Jędrychowski. – Żona Ewelina jest jeszcze co prawda zawodowo związana z Bełchatowem, ale niebawem się to zmieni i razem z córką Wandą i naszym psem bokserem „Fibi”, na cześć Phoebe z serialu Przyjaciele, zadomowimy się już rodzinnie w Tychach.


Na zdjęciu: Kacper Jędrychowski

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus