GKS Tychy. Z przerwą w przygotowaniach

Po dwóch golach strzelonych w pierwszym sparingu Kamil Kargulewicz musi leczyć kontuzję.


W rundzie wiosennej Kamil Kargulewicz, występując w roli młodzieżowca, szybko zaskarbił sobie sympatię kibiców GKS-u Tychy. 20-letni skrzydłowy pozyskany z III-ligowej Siarki Tarnobrzeg już w pierwszoligowym debiucie w koszulce z trójkolorowym trójkątem na piersi strzelił gola, a w sumie w 12 występach zdobył 3 bramki.

– Poprzedni sezon zakończyliśmy jednak bolesną porażką – mówi Kamil Kargulewicz. – Każda porażka boli, a taka po karnych i to w takiej sytuacji dla mnie jako młodego zawodnika była ciężkim doświadczeniem. Przecież trzy dni wcześniej graliśmy walcząc o bezpośredni awans, a po spotkaniu z Górnikiem Łęczna, choć prowadziliśmy do 87 minuty, musieliśmy się definitywnie pożegnać z nadzieją na grę w ekstraklasie.

Walczyliśmy o coś wielkiego. O coś co dla mnie byłoby spełnieniem marzeń i naprawdę trudno było sobie to wszystko co się stało poukładać w głowie. Tym bardziej, że ja jestem człowiekiem, który emocje raczej tłumi w sobie i musiałem sam ze sobą stoczyć walkę o spokój. Nie było to jednak łatwe i długo to wszystko we mnie siedziało, ale musiałem coś z tym zrobić, żeby treningi przed nowym sezonem rozpocząć już z czystą głową.

Głowa nie od parady

W zresetowaniu myśli swój udział miała rodzina, z którą Kamil Kargulewicz spędził większą część swojego urlopu.

– Najpierw posiedziałem w domu z najbliższymi tym bardziej, że dziewczyna miała w tym czasie sesję na studiach i nie mogliśmy od razu wyskoczyć na wakacje – dodaje wychowanek Pogoni 1945 Staszów. – Dopiero na ostatnie cztery dni wybraliśmy się do Zakopanego pochodziliśmy trochę spacerowymi szlakami w Dolinie Pięciu Stawów, zaglądając między innymi w Morskie Oko. Tyle musiało mi wystarczyć, żeby do Tychów wrócić głodnym treningów oraz gry. I wystarczyło, bo na początku wszystko szło po mojej myśli.

Dobrze wszedłem w pierwszy tydzień zajęć, a na zakończenie tego wstępnego etapu letnich przygotowań strzeliłem dwa gole w meczu sparingowym z zespołem z czeskiej ekstraklasy MFK Karvina. Remis 3:3 z mocnym rywalem, w ciekawym spotkaniu, rozegranym po ciężkich treningach dały radość. Tym większą, że pierwszego gola strzeliłem głową co w moim przypadku jest rzadkością. Gdy sobie tak przypomnę, sięgając pamięcią do czasów juniorskich, to w sumie była to trzecia bramka po uderzeniu głową. Poprzednią zdobyłem w ostatnim moim meczu w Siarce Tarnobrzeg 21 listopada 2020 roku z Chełmianką.

Cieszę się, że tak wyszło, bo choć główkowanie nie jest moją najmocniejszą stroną to jak się okazało też mogę z niego zrobić użytek na potrzeby drużyny. To znaczy, że nad tym elementem również warto pracować, tak jak i nad wieloma innymi. Natomiast drugie moje trafienie było zasługą Sebastiana Stebleckiego, który wypracował sytuację, a ja tylko sfinalizowałem akcję. Zresztą Sebastian w tym meczu dał pokaz gry, bo to on wypracował też bramkę Michała Staniuchy i rozprowadził akcję, po której strzeliłem pierwszego gola.

Dodatkowy bodziec

Radość Kamila Kargulewicza z udanego występu w meczu z MFK Karvina prysła jednak w drugim dniu zgrupowania.

– Uraz mięśnia na wtorkowych zajęciach spowodował, że musiałem opuścić trening – wyjaśnia 20-letni skrzydłowy. – Pojechałem do kliniki Galen w Bieruniu i zaczęło się leczenie. Opuściłem resztę zgrupowania i dwa sparingi, bo miałem trzy dni zwolnienia z zajęć, a teraz pracując indywidualnie, pod kontrolą fizjoterapeutów staram się wrócić do pełni zdrowia. Z dnia na dzień jest lepiej, ale sobotni mecz kontrolny z GKS 1962 Jastrzębie też jeszcze odpuszczę.

Od poniedziałku mam już jednak zacząć normalne treningi z zespołem. W moim przypadku będzie to praca z dodatkowym bodźcem, bo chcę jak najszybciej nadrobić zaległości, żeby później w trakcie rundy nie zabrakło sił. Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji, że wypadam z letnich przygotowań, ale wierzę, że te straty uda się nadrobić, bo chcę grać. Wprawdzie już nie jestem młodzieżowcem, ale szczerze powiedziawszy nie poczułem jakiegoś „przeskoku”. Dalej mam ciężko pracować i walczyć o swoje miejsce w drużynie.

Szansa rozwoju

– Może wiosną zadanie było o tyle łatwiejsze, że o pozycję przeznaczoną dla młodzieżowca rywalizowałem z Kacprem Piątkiem, a były też mecze, w których trener korzystał z dwójki młodzieżowców. Teraz zanosi się na to, że jedno skrzydło będzie „zarezerwowane” dla młodzieżowca, a na drugie jest trzech kandydatów i nie zapominam, że także Sebastian Steblecki może zagrać w tej roli. Nie ma więc innego wyjścia tylko dalej ciężko pracować i liczyć, że trener to doceni.

Liczę na kolejne minuty na boisku. Z takim celem przychodziłem do GKS-u Tychy i taki sam stawiam sobie także przed nowym sezonem, w który wchodzę już jako senior. Cały czas jestem jednak w takiej samej sytuacji w jakiej byłem pół roku temu, bo nadal jestem w dobrym klubie, który daje mi szansę rozwoju i chcę to jak najlepiej wykorzystać. Na razie jednak żadnych liczby sobie nie wyznaczałem. Pod numerem jeden jest w tej chwili powrót do treningów, a gdy już będę ćwiczył z zespołem to wtedy pomyślę o indywidualnych celach – kończy Kamil Kargulewicz.


Fot. Dorota Dusik