GKS Tychy. Zdobywa uznanie akcjami jak z PlayStation

 

Do dobrej gry w meczu z GKS-em 1962 Jastrzębie Jakub Piątek dorzucił spektakularną asystę. W 55 minucie spotkania defensywny pomocnik tyszan zagrał na 20 metrze piętą idealnie do wbiegającego w pole karnego Łukasza Grzeszczyka. Kapitanowi GKS-u Tychy w sytuacji sam na sam z bramkarzem nie pozostało już nic innego jak tylko celnie strzelić z 10 metrów.

– Mam nadzieję, że w FIFA 2021, gdy GKS Tychy będzie w ekstraklasie, ta akcja znajdzie się na PlayStation – ze śmiechem mówi Jakub Piątek. – Fajnie to wygląda gdy patrzy się na to zagranie na wideo. Na boisku nie było jednak czasu na analizę. Podczas gry myśli się szybko i działa się instynktownie. Gdy piłka leciała w moim kierunku widziałem jak Łukasz Grzeszczyk biegnie obok mnie w kierunku pola karnego. W dodatku nasz kapitan krzyknął, żeby mu podać, a ponieważ stałem tyłem do bramki to zagrałem piętą. Wyszło idealnie i z tego zagrania oraz z całego występu mógłbym być zadowolony gdyby nie końcowy wynik. Remis kolejny raz oznacza, że będąc drużyną lepszą straciliśmy 2 punkty.

Zyskał uznanie

Jakub Piątek zyskał jednak uznanie kibiców. 21-letni pomocnik, dla którego był to dopiero czwarty w tym sezonie występ w pierwszej jedenastce Ryszarda Tarasiewicza, potwierdził, że trener tyszan może na niego stawiać.

– Długo czekałem na miejsce w wyjściowym składzie – dodaje wychowanek Gwarka Ornontowice. – W poprzednim sezonie, jako młodzieżowiec, grałem regularnie w pierwszej jedenastce, ale teraz już jako senior drogę na murawę miałem trudniejszą. Pracowałem jednak solidnie na treningach i czekałem na swoją szansę. W piłce tak bywa, że zawodnicy muszą pauzować za kartki, wypadają z gry przez urazy, albo mają obniżkę formy, a wtedy otwiera się szansa przed tymi, którzy są na ławce rezerwowych. Ja doczekałem się swojej okazji na udowodnienie trenerowi, że jestem gotowy do gry.

Zdaję sobie sprawę, że na dwa miejsca dla defensywnych pomocników, bo taką taktykę preferuje Ryszard Tarasiewicz, w naszej kadrze jest trzech kandydatów, ale walczę o to, żeby być w tej dwójce. W 17 kolejce w Bełchatowie zagrałem, gdy Dario Kristo pauzował po czwartej kartce, a przeciwko GKS-owi Jastrzębie Keon Daniel nie mógł wystąpić z powodu kartkowej pauzy, ale pomiędzy tymi meczami było spotkanie z Radomiakiem, w którym też zagrałem od początku i schodziłem z boiska gdy prowadziliśmy 1:0. Przed nami jeszcze dwa mecze w tym roku i chciałbym w nich zagrać.

Z podwórka w Ornontowicach

Jakub Piątek, który na boisku dużo widzi, lubi kombinacyjną grę, krótko trzyma piłkę przy nodze, umie zagrać prostopadłą piłkę górą, a także jest waleczny, swoje piłkarskie atuty zawdzięcza… podwórkowym początkom.
– Wychowałem się w Ornontowicach, gdzie za namową kolegi z klasy Dominika Bigosa poszedłem na pierwszy trening do miejscowego Gwarka – wspomina pomocnik GKS-u Tychy.

– Miałem też kilkumiesięczny okres treningów w Górniku Zabrze i wtedy próbowałem swoich sił jako… bramkarz. Karty zawodniczej jednak nie wtedy wyrobiłem tylko ornontowickiej drużyny trafiłem do Stadionu Śląskiego. Ale tak naprawdę to moją bazą treningową było podwórko.

Razem z dwa lata młodszym bratem Kacprem, z którym jesteśmy teraz w GKS-ie Tychy oraz z grającym w Górniku Zabrze Przemkiem Wiśniewskim i jego kuzynem, graliśmy tam non-stop. Reguły były takie: jeden staje w bramce i wybija piłkę, a trzech się kiwa między sobą i strzela. Ten, kto strzelił trzy bramki stawał między słupki i znowu zaczynała się gra, w której każdy miał nazwisko idola. Ja byłem Nanim, który brylował wtedy w Manchestrze United. Razem z nim grał Cristiano Ronaldo, którego też podziwiałem i gdy przeszedł do Realu Madryt to polubiłem ten klub. W nim pojawił się też Luka Modrić i z racji warunków fizycznych i pozycji, na której gra, stał się moim wzorem. Podziwiałem jego występy w tych dobrych sezonach w klubie i znakomitą grę na mistrzostwach świata w Rosji.

Natomiast w Polsce kibicuję Górnikowi Zabrze nie tylko dlatego, że gra w nim Przemek Wiśniewski. Na stadion przy ulicy Roosevelta jeździłem jako dziecko z wujkiem Leszkiem i ta sympatia pozostała.

Rodzinne wsparcie

W piłkarskim życiorysie Jakuba Piątka po Stadionie Śląskim pojawiły się Legia Warszawa i Raków Częstochowa.

– Z Przemkiem Wiśniewskim dzięki naszemu trenerowi z Ornontowic Robertowi Piculakowi znaleźliśmy się razem w Stadionie Śląskim, a nasze drogi rozeszły się w 2014 roku, czyli po gimnazjum – wyjaśnia Jakub Piątek.

– On poszedł do Górnika, a ja za drugim podejściem znalazłem się w Warszawie. W juniorach Legii byłem jednak tylko jeden sezon i postanowiłem spróbować seniorskiej piłki, a taką szansę dawał mi Raków, który grał wtedy jeszcze w II lidze.

Jako 17-latek zadebiutowałem w wyjazdowym meczu Pucharu Polski z ŁKS 1962 Łomża, a później w ligowych spotkaniach zagrałem 13 razy i miałem okazję pokazać się też na stadionie w Tychach. Wygraliśmy 2:1, a ja wszedłem na boisko zmieniając po godzinie gry strzelca obydwu bramek Damiana Warchoła. Rodzice byli na trybunach i cieszyli się. Teraz też są na każdym meczu w Tychach i na te najbliższe wyjazdy również jeżdżą, dopingować synów. Z Kacprem nie rywalizujemy. Cieszyliśmy się też razem rok temu po wygranym 5:0 meczu z Garbarnią, w którym obaj strzeliliśmy po jednej bramce. To jest dla mnie jak na razie najbardziej pamiętny mecz.

Gramy na różnych pozycjach i gdy zdarza się, że on biega po skrzydle, a ja walczę w środku boiska, to radość jest podwójna. Mobilizujemy się i wspieramy, bo chcemy się ciągle piłkarsko rozwijać, a w GKS-ie Tychy mamy taką możliwość. Drużyna gra bardzo dobrze i choć trochę punktów nam uciekło to przypomnę, że dwa lata temu i przed rokiem było ich znacznie mniej.

Druga runda po zimowej przerwie przepracowanej z trenerem Ryszardem Tarasiewiczem była znacznie lepsza. Pamiętając o tym zbieramy siły na ostatni w tym roku ligowy mecz z Odrą Opole, żeby wiosną rozpocząć atak z jak najwyższego pułapu.


Zobacz skrót meczu GKS Tychy – GKS 1962 Jastrzębie (2:2)