GKS Tychy. Zupełnie nowa drużyna

Trener Artur Derbin wyciągnął wnioski z lekcji sprzed roku.


Według starych piłkarskich zasad składu wygrywającej drużyny się nie zmienia. Trener GKS-u Tychy Artur Derbin nie zastosował się do tego prawidła i może się cieszyć z remisu 1:1 z Widzewem.

– Rok temu mieliśmy taki moment po zwycięstwie z Arką w Gdyni, że wróciliśmy po całonocnej podróży i nie zdążyliśmy się zregenerować przed spotkaniem z Koroną – przypomina szkoleniowiec tyszan.

– Wtedy od momentu dotarcia do domów mieliśmy trzy dni na przygotowanie do kolejnego spotkania i przekonaliśmy się boleśnie, że to było za mało. Zgubiła nas ta długa podróż, w trakcie której zmęczenie się nasiliło. Powiem też szczerze, że po dobrym występie zespołu nie miałem sumienia odstawić, któregoś z zawodników. Wyszliśmy więc praktycznie tą samą jedenastką i zabrakło nam energii.

Z porażki z kielczanami wyciągnęliśmy jednak wnioski i już wiosną, gdy mecz gonił mecz, dokonałem takiej kadrowej rewolucji po wygranym 1:0 meczu z GKS-em Jastrzębie. 3 dni po nim, w spotkaniu z Puszczą Niepołomice, wyszło sześciu innych piłkarzy i też wygraliśmy 1:0. Dlatego teraz po czwartkowym meczu z Chrobrym, którego „przełamaliśmy” w 89 minucie postanowiłem na mecz z Widzewem znowu dokonać personalnej rewolucji. Gdy na murawę w podstawowej jedenastce wybiega pięciu nowych zawodników to praktycznie możemy mówić o zupełnie innej drużynie.

Oddali więcej strzałów

Zupełnie inna była także taktyka na te spotkania. – W meczu z Chrobrym musieliśmy się nastawić na to, że to my będziemy drużyną przy piłce – dodaje trener GKS-u Tychy.

– Dlatego do takiej gry wybrałem zawodników, którzy lepiej się czują rozgrywając akcje niż wtedy kiedy muszą biegać za piłką, a takiego scenariusza spodziewaliśmy się w spotkaniu z Widzewem. Nie chcieliśmy jednak bronić się aż tak bardzo jak przyszło nam to robić przez pół godziny. Pierwsza akcja, w której łodzianie mocno nas postraszyli, choć skończyła się niecelnym strzałem, sprawiła chyba, że trochę się przestraszyliśmy. W dodatku, gdy próbowaliśmy atakować wysoko to rywale znakomicie wychodzili spod pressingu.

Już w końcówce pierwszej połowy znaleźliśmy jednak sposób na nawiązanie gry i przeprowadziliśmy kilka akcji, a po roszadach w ustawieniu druga połowa wyglądała już w naszym wykonaniu znacznie lepiej. Mieliśmy to czego brakowało przed przerwą, czyli utrzymywaliśmy się przy piłce na połowie przeciwnika. Dzięki temu dochodziliśmy do sytuacji strzeleckich i oddaliśmy w sumie więcej strzałów, ale większość została zablokowana, bo Widzew, szczególnie po strzeleniu gola, nastawił się na to, żeby zabezpieczyć przedpole.

Największy plus

W doliczonym czasie gry Łukasz Grzeszczyk zdołał jednak wolejem z 17 metra doprowadzić do remisu.

– I myślę, że właśnie Łukasz Grzeszczyk to największy plus tego spotkania – zaznacza Artur Derbin. – Po przegranym meczu z Miedzią wypadł ze składu, a ponieważ drużyna zaczęła punktować to pięć spotkań z rzędu rozpoczął na ławce rezerwowych. Pokazał jednak charakter. Trenował na sto procent. Potwierdzał, że jest gotowy do gry. Dawał dobre zmiany, a w meczu z Widzewem, który jest dla niego szczególnym rywalem, wrócił do swojej roli kapitana i lidera zespołu, który ma szeroką kadrę zawodników gotowych do gry.



Dlatego przygotowując taktykę na piątkowy mecz z Górnikiem Polkowice nie muszę się martwić tym, że Krzysiek Wołkowicz wypada po czwartej żółtej kartce. Mamy zawodników, którzy mogą go zastąpić i jestem pewien, że ten piłkarz, który zagra na lewej obronie też będzie naszym mocnym punktem.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus