Glik: Ciężko wytłumaczyć fenomen Piątka

Mentalnie ta wygrana z Austrią na jej terenie może was zbudować?
Kamil GLIK: – Wiadomo. Spodziewaliśmy się ciężkiego meczu i tak rzeczywiście było. Austriacy mieli swoje sytuacje, a my swoje. Dopisało nam też trochę szczęścia, tak że zwycięstwo odniesione w bólach, ale odniesione z naszym największym rywalem do awansu i to na dodatek na jego terenie. Wygrana może cieszyć, ale jeszcze długa droga przed nami. Wiemy, że piłka uczy pokory i do wszystkiego trzeba podejść z chłodną głową. W niedzielę trzeba potwierdzić, że wszystko idzie w dobrym kierunku.

Meczu nie zaczęliście jednak najlepiej. To rywal dominował i miał swoje sytuacje. Z czego to wynikało?
Kamil GLIK: – Myślę, że Austriacy dobrze podeszli nas taktycznie. Pierwszych 10-15 minut grali wiele między liniami, między linią obrony, a pomocy. Grali tak, że nie bardzo wiedzieliśmy, jak się za nich zabrać. Na szczęście z biegiem czasu wyglądało to z naszej strony coraz lepiej. Dobrze zareagowaliśmy.

To pierwszy mecz wygrany za kadencji trenera Brzęczka. Do tego zagraliście na zero z tyłu. Jest chyba ulga, prawda?
Kamil GLIK: – Można powiedzieć, że wszystko stało się w dobrym momencie. Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że każdemu zależało, walczyliśmy bardzo mocno. Tak, że co? Dobre otwarcie, dobry początek, ale jak mówię, jeszcze daleka droga przed nami.

W obronie to było to co chcecie grać?
Kamil GLIK: – Nie ma meczów perfekcyjnych, zawsze jest tam coś do poprawy. Austriacy mieli swoje sytuacje. Trzeba jednak dodać, że jeśli chodzi o defensywę, to wszyscy zagrali dobrze, bo wszyscy bronili. Teraz już trzeba się szykować na niedzielne spotkanie. Na pewno będzie analiza meczu czwartkowego i już myślimy o tym, co przed nami. Latami do meczu z Austriakami na pewno nie będziemy wracali, ale mam nadzieję, że to takie spotkanie, które stworzy podobną historię, jak z Niemcami kilka lat temu.

Jak grało się z Janem Bednarkiem?
Kamil GLIK: – Zachowaliśmy zero z tyłu i to co mówię, cała drużyna pomagała. Po wejściu Przemka Frankowskiego, mocno angażował się w defensywę, jak zresztą i pozostali zawodnicy. „Grosik” na drugim boku czy Mateusz z Grzegorzem w środku pola, do których wołaliśmy cały czas, żeby nam środek zabezpieczali. Dobrze się grało. Przede wszystkim ważne jest to, żebyśmy bronili dobrze jako cała drużyna, bo w dzisiejszym futbolu jest to bardzo istotne. Za tą obronę odpowiada nie tylko dwójka środkowych czy czwórka graczy w tyłach, ale cały zespół. W Wiedniu dobrze to funkcjonowało.

Do Wiednia przyjechaliście nie przegrać?
Kamil GLIK: – Nie. Chcieliśmy wygrać, byliśmy nastawieni na ciężki bój i na zwycięstwo, ale patrząc na to co się działo, to jakby był remis, to też nie byłoby jakoś źle i nie płakalibyśmy z tego powodu.

Przy strzelonym golu była pan niedaleko całej sytuacji. Jak to wyglądało z pana perspektywy?
Kamil GLIK: – Ta piłka po strzale Tomka Kędziory przeleciała mi koło głowy. Zareagował bramkarz, a zaraz gdzieś tam obok stał Krzysiek. Byłem gdzieś tam zamieszany w to. Najważniejsze, że piłka spadła naszemu zawodnikowi i strzeliliśmy tego upragnionego, zwycięskiego gola.

Świetnie zna pan włoską piłkę, włoską ligę i całą jej specyfikę. Skąd ten strzelecki fenomen Krzysztofa Piątka?
Kamil GLIK: – Tego nie da się wytłumaczyć do końca. Nawet ten mecz we Wiedniu pokazał, że potrafi zdobyć bramkę w każdej sytuacji. Bramkarz przeciwnika odbija piłkę, akurat w miejsce gdzie on był. Nie kto inny, tylko on. Trudno to naprawdę wytłumaczyć. Kibicuję mu, fajnie że tak trafia, ale każdy kolejny miesiąc i sezon będą dla niego cięższe i myślę, że o tym wie. Można powiedzieć, że nie jest już jakimś nieznanym zawodnikiem na włoskich boiskach, a ukształtowanym graczem ze swoją renomą. Przyznam, że sam czekam na jego kolejny sezon czy kolejne sezony na włoskich boiskach czy dalej tak będzie. Ja mam nadzieję, że tak. Zresztą Krzysiek sam zdaje sobie z tego sprawę.

Jaka była atmosfera w szatni?
Kamil GLIK: – Było wesoło. Chwilę się nacieszyliśmy wygraną, ale teraz już myślimy o tym co będzie. Odnowa, regeneracja, szybka analiza, sobota rozruch i w niedzielę mecz. Tutaj nie ma czasu na wielkie świętowanie. To przecież pierwszy mały kroczek, tak że spokojnie, zostało jeszcze wiele meczów, wielu rywali przed nami i sporo może się jeszcze wydarzyć.

Teraz będzie z górki?
Kamil GLIK: – Teoretycznie był to najcięższy mecz w tych eliminacjach z najtrudniejszym rywalem na jego terenie. Ale trzeba powtórzyć, że jeśli do każdego meczu nie podejdzie się z takim zaangażowaniem, jak to było teraz, to będą problemy. Na pewno jakości mamy tyle, że z każdym jesteśmy w stanie sobie poradzić, ale jak mówię, trzeba podejść odpowiednio do każdego z grupowych rywali.

Przed wami mecz z Łotwą. Co można powiedzieć o tym spotkaniu?
Kamil GLIK: – Wiem, że to jest klasyka, ale dziś nie ma słabych przeciwników. Przede wszystkim trzeba podejść z wielką pokorą i spokojem. Nie ulega wątpliwości, że mamy większą piłkarską jakość, ale nie takie rzeczy futbol widział. Tak, że trzeba podejść skoncentrowanym, przygotowanym na sto procent i wtedy jestem pewien, że damy radę.

 

Na zdjęciu: Kamil Glik (nr 15) był mocnym punktem biało-czerwonych w meczu we Wiedniu.