Gliński: Głosowałem na Bogdana

Świadkowie mówią, że tuż przed końcem niedzielnego meczu z Wybrzeżem urwał się panu film…

Rafał GLIŃSKI: – Upadłem i przyćmiło mnie. Pamiętam, że nasz „maser” Rafał pochylał się nade mną i pytał, czy go słyszę. Słyszałem. Miałem wrażenie, że wszystko trwało chwilę, ale działo się dłużej niż mi się wydawało…

Akcja trwała kilka minut, zanim ratownicy znieśli pana z parkietu. Pamięta pan nokautujący cios?

Rafał GLIŃSKI: – Pamiętam. Dosunąłem w obronie do kolegi i doskoczyłem, by złapać rywala, który miał piłkę. W tym momencie on się odwrócił, jakby chciał oddać rzut – wtedy dostałem centralnie z przedramienia. W sumie przypadek, równie dobrze mogło trafić na przeciwnika. Choć przez tyle lat gry taki nokaut zdarzył mi się pierwszy raz w karierze.

A karierę ma pan przecież bogatą. W styczniu minie dziesięć lat od pamiętnego rzutu Siódmiaka w mistrzostwach świata i 15 sekund Wenty. Może nie wszyscy pamiętają, ale to pan zdobył tam arcyważną bramkę 35 sekund przed końcem meczu na 30:30, która w ogóle umożliwiła późniejszy cud…

Rafał GLIŃSKI: – No tak, czasem znajomi coś wrzucą na facebooka, to sobie też pooglądam. Mam świadomość, że byłem częścią czegoś niezwykłego. To w każdym razie superwspomnienie.

Ówczesny selekcjoner to dziś prezydent Kielc. Jest pan zaskoczony?

Rafał GLIŃSKI: – W żadnym wypadku. Bogdan zawsze był otwarty na ludzi, potrafił z nimi rozmawiać, do nich dotrzeć, do każdego w odpowiedni sposób. Był świetnym taktykiem i myślę, że teraz też będzie potrafił zbudować odpowiedni zespół, by zarządzać miastem.

Gdyby teraz do pana zadzwonił i zapytał, czy objąłby pan u niego stanowisko na przykład doradcy do spraw sportu, poszedłby pan?

Rafał GLIŃSKI: – Hahaha! Na pewno bym to przemyślał, ale na razie na to jeszcze za wcześnie, a Bogdan dobierze sobie odpowiedni zespół. Nie ukrywam, że głosowałem na niego w pierwszej turze, bo w Kielcach jestem zameldowany, w drugiej już nie mogłem, bo akurat graliśmy w Zabrzu. Wrócę tam, jak skończę karierę.

A skończy ją pan w Górniku?

Rafał GLIŃSKI: – Nie wiem, na razie mam kontrakt do końca sezonu i zupełnie nie myślę, czy zostanę, czy odejdę, czy zakończę granie. Mamy jeszcze do rozegrania trzy ważne mecze w tym roku, innymi sprawami nie zaprzątam sobie głowy. Może potem, w okresie świątecznym, przyjdzie czas na rozmyślanie, co dalej.

Skoro rozmawiamy, to doszedł pan do siebie?

Rafał GLIŃSKI: – Już ostatnie 30 sekund meczu oglądałem na siedząco z lodem na karku, w asyście naszego doktora. Potem wspólnie z drużyną pożegnałem się z kibicami. Czułem się w sumie lepiej niż teraz, chyba adrenalina jeszcze działała… Głowa bolała mnie całą noc, teraz też jeszcze boli, ale myślę, że to nic poważnego, w każdym razie na tyle, żeby wykluczyło mnie z przygotowań do meczu z Gwardią Opole w niedzielę.

Dla obu drużyn to prestiżowa potyczka. Do rywalizacji „sąsiedzkiej” doszło przykre dla was wspomnienie ćwierćfinałów poprzedniego sezonu…

Rafał GLIŃSKI: – Nie żeby to w nas dziś jeszcze siedziało, ale pamiętamy. Cały sezon mieliśmy bardzo udany, a potem przyszły te dwa mecze, w których nie sprostaliśmy zadaniu. Innych podtekstów nie ma. Teraz naszym zadaniem będzie wyjść na parkiet, zagrać fajny mecz i go wygrać. Gramy u siebie i wierzymy, że nasza publiczność ponownie nas zmobilizuje.

Ostatnio w Zabrzu kibice wypełniają halę już nie tylko podczas meczu z Vive, ale też z „maluczkimi”, jak ci z Mielca czy Gdańska.

Rafał GLIŃSKI: – To prawda i nic tylko się z tego cieszyć, to budujące i pozytywne. W stworzonej przez nich atmosferze naprawdę gra się inaczej. Jest też grupa osób, która jeździ za nami po całej Polsce, czapki z głów przed nimi, że poświęcają na to swój czas i pieniądze. Nam pozostaje odwdzięczyć im się, stwarzając widowisko i wygrywając – co na razie nam się udaje.

No właśnie, po pokonaniu Orlen Wisły w Płocku i Azotów Puławy mocno osiedliście w tabeli tylko za plecami Vive. Marzy wam się już to drugie miejsce na koniec sezonu zasadniczego?

Rafał GLIŃSKI: – W ogóle nie wybiegamy w przyszłość, co będzie wiosną, które zajmiemy miejsce i z kim przyjdzie nam walczyć o półfinał. Nie popadamy w hurraoptymizm. Po to jednak gromadzimy punkty, żeby ustabilizować się na jak najwyższym miejscu przed decydującą fazą sezonu.