Głowacki: Od początku byłem przekonany, by przyjąć tę ofertę

Mateusz MIGA: Ile osób radziło panu, by nie brać tej posady?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Chyba większość. Obawiali się tego, co się może wydarzyć, jakie trudności mogą mnie spotkać. Mimo to – podjąłem decyzję na tak.

A więc mógł pan zweryfikować te przestrogi. Rzeczywiście jest tak ciężko?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Każdy na uwadze miał problemy, które w klubie są i przez najbliższy czas będą nam jeszcze doskwierały. Ja zdawałem sobie sprawę z tych kłopotów. Z drugiej strony patrzyłem na tę sytuację jak na szansę sprawdzenia się w innej roli. Trzeba było położyć na szali te dwie sprawy i ocenić, która będzie dla mnie korzystniejsza.

A jak wyglądał u pana proces podejmowania decyzji? Była chłodna kalkulacja czy raczej impuls?
Arkadiusz GŁOWACKI: – To były rozmyślania. Rozmyślałem na Mazurach, na łódce. Z daleka czasami lepiej widać. Prawda jest jednak taka, że od początku wiedziałem, że przyjmę tę posadę. Było niby 50 na 50, ale ten jeden procent był na decyzję „na tak”. Mimo to, obaw było całe mnóstwo, więc wolałem dać sobie trochę czasu.

A co było tym decydującym procentem? Żałowałby pan, gdyby tego nie przyjął?
Arkadiusz GŁOWACKI: – To na pewno też. Ale też wychodzę z założenia, że czasami życie kieruje naszym losem. Daje nam szansę, podjeżdża pociąg i pada pytanie: wsiadam czy nie. Nie przygotowywałem się do tej roli, nie miałem takich planów. Z doświadczenia wiem jednak, że często rzeczy, które planujemy nigdy nie dochodzą do skutku. A te o których człowiek nawet nie marzył, nagle dochodzą do skutku. Nam pozostaje podjąć decyzję, a potem zmagać się z jej konsekwencjami.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus

Nie chciał pan zagrać na czas?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Ktoś kto wpadł na ten pomysł, wiedział, że to nie jest proste. A ja wiedziałem, że taka szansa może się nie powtórzyć, bo sytuacja ulegnie zmianie.

Z kim konsultował pan tę decyzję?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Byliśmy na żaglach, więc z kolegami z łódki (śmiech) Największa rolę, jak zwykle, odegrała moja żona, Karolina. Bardzo mnie namawiała, bym to wziął. Pewnie bała się mojej emerytury piłkarskie. Dodawała mi otuchy. Gdy w pewnym momencie bardzo się wahałem, byłem bliższy podjęcia decyzji „na nie”, to ona sprawiła, że losy się odwróciły.

Doświadczenie boiskowe ma pan wielkie. Ale w jaki sposób zdobywa wiedzę potrzebną do pracy na stanowiska dyrektora sportowego?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Proszę zwrócić uwagę, kto jest trenerem naszej Wisły. Maciej Stolarczyk to dyrektor z 10-letnim stażem. Jest Daniel Gołda, pani prezes Marzena Sarapata, do tego moje doświadczenie. Parę rozmów negocjacyjnych się w życiu przeprowadziło. Znam kilku agentów, z którymi wiele razy rozmawiałem na różne tematy. Ale wcale nie ukrywam tego, że jestem na początku drogi, że swoją wiedzę muszę poszerzyć, złapać doświadczenie. To są rzeczy bezcenne, tego nie da się nadrobić w jedno czy dwa okienka transferowe. Ale ktoś kto mnie chciał zatrudnić, znał moje mankamenty ale też widział we mnie potencjał i predyspozycje do pełnienia tej funkcji.

Może czas wrócić do szkoły?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Rozmawiałem niedawno na ten temat z prezesem Bogdanem Basałajem. Najgorsze jest to, że nie ma szkoły, która mogłaby mi pomóc. Śmieję się, że przez ten miesiąc, dwa, w klubie wydarzyło się tyle różnych rzeczy, że w żadnej szkole nie nauczyłbym się tego przez cały rok. W Wiśle miałem szkołę przyspieszonego nauczania.

Chciał pan teraz zająć się swoją akademią.
Arkadiusz GŁOWACKI: – Dokładnie tak. Myślałem, że życie po karierze piłkarskiej będzie toczyło się wolniej i spokojniej, ale myliłem się. Jak zresztą często.

Na ile pańskie oczekiwania wobec tej pracy odbiegają od rzeczywistości?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Jeszcze jako piłkarz zdawałem sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji jest klub. Oczywiście, zewnętrzna retoryka była inna, ale my wewnątrz znaliśmy tę drugą stronę medalu. Uzbrojony w tę wiedzę spodziewałem się, że pojawią się trudności.

Zaraz na początku wybuchł problem ze stadionem.
Arkadiusz GŁOWACKI: – To był pożar, którego nikt się nie spodziewał. Wydawało się, że ten problem jest odroczony w czasie. Mieliśmy to cały czas z tyłu głowy, ale staraliśmy się wykonywać swoją codzienną pracę. Nie było wyjścia. Każdy musiał skupić się na swoich obowiązkach i myślę, że wszystkim bardzo dobrze się to udało. Trudno było przewidywać co wydarzy się za tydzień, ale każdy z nas miał zadania do wykonania. Sztab trenerski i piłkarze podeszli do tego bardzo odpowiedzialnie. Przygotowali się najlepiej, jak potrafili – piłkarze skupili się na treningu, trenerzy na taktyce i organizacji pracy. To była dobra droga.

Kariera zakończona, organizm stygnie. Narzucił pan sobie jakiś reżim treningowy?
– Wstyd się przyznać, ale nie. Od momentu, gdy odniosłem kontuzję i już wiedziałem, że nie zdążę wrócić, zrozumiałem, że to koniec kariery, od tego Arkadiusz GŁOWACKI: czasu praktycznie nic ze sobą nie robiłem. Na razie wszystko przestało boleć, ale wiem, że to okres przejściowy. Trzeba sobie narzucić pewien rytm dnia, rytm pracy i to jeszcze przede mną.

Przebierze się pan czasem i wyjdzie na trening?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Jeszcze tego nie zrobiłem.. Ale jak pewnego dnia będę chciał rozbawić piłkarzy to z pewnością wejdę do gierki.

Pogodził się pan już z faktem, że nie jest piłkarzem. Wymagało to przestawienia?
Arkadiusz GŁOWACKI: – W ogóle. To się wyłączyło ot tak, samo z siebie. Trochę brakuje mi samej gry, ale poczyniłem już w tej sprawie pewne starania i wkrótce to się zmieni. Ale nie czuję fizycznie potrzeby bycia profesjonalnym zawodnikiem. Dużo więcej stresów kosztuje mnie każdy kolejny mecz, który muszę oglądać z trybun. Emocje są hardkorowe. Końcówka meczu z Miedzią, gdy Michał Buchalik jakimś cudem obronił ten strzał, to był po prostu jakiś obłęd.

Klub pierwotnie poinformował tylko, że nie przedłuży z panem kontraktu. Pan już wtedy wiedział, że to oznacza koniec kariery?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Tak, choć prawda jest taka, że chciałem jeszcze grać. Może nawet nie tyle grać, co czuć ducha szatni, jej zapach, uczestniczyć w pewnych obyczajach, które tu panują, a do których się przyzwyczaiłem. Wiedziałem, że będzie mi tego brakowało. Ale w momencie, gdy klub ogłosił, że nie przedłuży ze mną umowy, to wiedziałem, że to jest koniec.

A pan – jako dyrektor sportowy – przedłużyłby kontrakt takiemu zawodnikowi?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Chyba nie. Dwukrotnie zastanowiłbym się nad sytuacją klubu.

A co z Pawłem Brożkiem? Czy klub nie rozstał się z nim nazbyt pochopnie?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Musimy tez spojrzeć na to z innej strony. Był inny trener, który decydował o bardzo wielu rzeczach, a dodatkowo był kompatybilny z dyrektorem sportowym. Nie była to decyzja pochopna, tylko przemyślana. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że mogło to się potoczyć nieco inaczej. Dziś możemy powiedzieć, że nasi napastnicy wypełniają swoje zadania, wszystko jest w porządku, ale zaraz przyjdzie październik, listopad grudzień… Pojawią się kontuzje, zmieni się pogoda, trzeba będzie grać w trudniejszych warunkach, do tego dojdą kartki. I wtedy mogą być problemy, ale zobaczymy, co życie przyniesie.

Foto. Krzysztof Porębski/PressFocus

Furtka, którą Paweł może wrócić do Wisły jest nadal uchylona?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Jest sierpień, do października daleko. Z trenerem mówimy jednym głosem. Tego muszą chcieć dwie strony i niech tak się stanie.

Która strona chce?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Nie mogę nic więcej powiedzieć na ten temat.

Jak wygląda pański typowy dzień pracy?
Arkadiusz GŁOWACKI: – To zależy. Czasami trwa 8 godzin, innym razem 16 lub 24. Trzeba być gotowym w każdej chwili na podjęcie jakiejś decyzji albo rozwiązywanie problemów, które się pojawiają. Raczej nie mam normowanego czasu pracy.

Wieczorami w domu pewnie też wisi pan na telefonie.
Arkadiusz GŁOWACKI: – Tak, ale wbrew pozorom nie jest tego aż tak wiele. Z trenerem mamy taką samą wizję na prowadzenie drużyny co ułatwia nam pracę. Na pewno uczę się cały czas tego zawodu i mam świadomość, że do kolejnego okienka transferowego będę bardziej przygotowany. Swoją pracę na stanowisku dyrektora sportowego rozpocząłem w połowie czerwca więc cięzko było mieć szczegółowo dopracowany plan na to okienko.

Teraz to pan musi czasem wejść do szatni, uspokoić piłkarzy i zapewnić, że robicie wszystko, by poprawić sytuację klubu.
Arkadiusz GŁOWACKI: – To jest pewnie jeden z tych powodów dla których ktoś typował mnie na to stanowisko. Wiem, czego oczekują piłkarze, co zniosą godnie, a czego słuchać nie chcą. Spójrzmy na sytuację z Rafaelem Lopesem. Mając na uwadze to, w jakiej jesteśmy sytuacji, czego oczekują zawodnicy, wspólnie uznaliśmy, że nie zatrudnianie Lopesa będzie trafną decyzją. Taką, dzięki której nadal będziemy mieli scementowaną szatnię, grupę piłkarzy chcących grać w tych trudnych warunkach.

Dużo pracy musiał pan włożyć w zjednoczenie tej szatni?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Cały sztab trenerski robi dobrą robotę, dobrą atmosferę udało się osiągnąć dzięki odpowiednim zajęciom, spotkaniom integracyjnym. W trudnych momentach, atmosfera to fundament na którym trzeba budować drużynę. Piłkarze są świadomi sytuacji. Rozmawiam z nimi, powtarzam, że staram się być szczery i mówię im, jak sytuacja wygląda i mogą mi w tej kwestii ufać. To też dzięki piłkarzom atmosfera jest, jak na razie, bardzo dobra.

Nie boi się pan, że ma być tarczą dla zarządu?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Zastanawiam się, który dyrektor sportowy był chwalony po wielu latach pracy. To praca w której musisz się liczyć z tym, że możesz oberwać i oberwałem już nie raz. Mimo wszystko mam nadzieję, że dobrze się ułoży, nie tworzę pesymistycznych wizji. Mimo wielu trudności do pracy przystępuję z dużym optymizmem. To zasługa ludzi w klubie, nawzajem się wspieramy i mamy wspólne spojrzenie na wiele spraw.

Od kibiców może pan obrywać za błędy, których nie popełnił. „Co za szrot ściąga ten Głowacki”.
Arkadiusz GŁOWACKI: – Nie znam dyrektora sportowego, który by sprowadził samych magików. Potknięcia się zdarzają i tego nikt nie zmieni.

O którym z dotychczasowych transferów możemy powiedzieć, że to człowiek Głowackiego?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Mateusz Lis i Marcin Grabowski to tematy, które powstały wcześniej. Naszym pomysłem jest Riccardo Grym. I Dawid Kort, pomysł Maćka, który znał go z Pogoni.

Powstało coś w stylu komitetu transferowego czy decyzje to po prostu efekt rozmów?
Arkadiusz GŁOWACKI: – To są na razie rozmowy. Odeszło od nas kilkunastu zawodników i mamy swoje potrzeby, ale też problemy finansowe, które ograniczają nasze działania. Z drugiej strony trzeba spojrzeć na tych piłkarzy, którzy nie dostawali szans za trenera Kiko czy trenera Carrillo. Byli na bocznym torze, być może warto ich teraz wykorzystać, dać im szansę i oni to czują. A my chcemy to wykorzystać.

https://sportdziennik.pl/wisla-na-nowo-glowacki-dyrektorem-sportowym/

Pańskim transferem miał być Łukasz Surma w roli trenera juniorów. Chce pan to jeszcze skomentować?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Ja się tego pomysłu nie boję. Uważam, że zabrakło czasu, by przedstawić kibicom moje spojrzenie na tę sprawę. Chciałbym aby zrozumieli, dlaczego Łukasz miał tu trenować, co mógłby wnieść i co myśli o tym, co stało się w przeszłości. Nie daliśmy sobie na tyle dużo czasu, by doprowadzić to do końca.

Carlitos od początku nastawił się na Legię. Utrudnił wam w ten sposób jego sprzedaż?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Łatwo się domyślić, że trochę ograniczało to pole manewru. Jasne, że klub spodziewał się większych kwot transferowych, ale jest też druga strona medalu. Możemy pokazać zawodnikom, że piłkarze z Wisły odchodzą, że to dobre miejsce, by rozwijać się piłkarsko i myśleć o kolejnym transferze. W ten sposób będziemy opowiadać ludziom tę historię.

Czuje się pan oszukany przez Frana Veleza, który chciał wrócić do Hiszpanii do chorej córki, a podpisał kontrakt w Grecji?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Trener Stolarczyk mówił, że pozostał niesmak i ja mam podobne odczucia.

Czyli z zawodu jest już pan dyrektorem na stałe?
Arkadiusz GŁOWACKI: – Na razie próbujemy wprowadzać dobry klimat w drużynie i sztabie trenerskim. Utrzymać to, co udało ęsi stworzyć. Okienko transferowe otwarte jest do końca sierpnia. Wielkich rzeczy raczej się nie spodziewamy. Może ktoś jeszcze odejdzie, być może ktoś dojdzie, ale ta kadra jest zbliżona do tej, która będzie walczyć w tym sezonie walczyć o jak najlepsze miejsce dla Wisły.