Godlewski: Dziwna gra PZPN

Wydawało się, że relacje między najważniejszymi ośrodkami w polskim futbolu uległy w obecnym sezonie normalizacji. Trudno jednak nie zauważyć, że w ostatnim czasie PZPN zrobił wiele, aby – co najmniej – pokazać, kto rządzi krajową piłką nożną. I to w każdym obszarze.

Przed Wielkanocą kluby Lotto Ekstraklasy dostały pismo, podpisane przez wiceprezesa związku Marka Koźmińskiego i sekretarza generalnego Macieja Sawickiego, w którym ostrej krytyce został poddany terminarz na sezon 2018-19. Można oczywiście dziwić się, że w kalendarzu gier na kolejne rozgrywki widnieją terminy 22 grudnia oraz 7 lutego. Tyle tylko, że spółka Ekstraklasa wyszła w ten sposób naprzeciw oczekiwaniom… PZPN, który poprosił, aby związku z organizacją przyszłorocznych mistrzostw świata U-20 w Polsce, sezon skończył się wcześniej.

Tuż po świętach podjęta została natomiast chaotyczna próba – zainicjowana na Twitterze – przez prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, który cztery dni przed 30. kolejką chciał podzielić tę serię spotkań – od lat rozgrywaną w obligatoryjnym terminie i relacjonowaną w formule multiligi – na dwa dni. Argument miał ważki, federacja – która odpowiada za sprawy sędziowskie, w tym również oczywiście za VAR – dysponuje teraz 4 (słownie: czterema) wozami. Pytanie jednak, z jakiego powodu problem starano się rozwiązać dopiero po Wielkanocy, czyli tak naprawdę za pięć dwunasta przed datą ostatniej kolejki sezonu zasadniczego (znaną od co najmniej roku), pozostanie bez odpowiedzi. A późniejszego wycofania VAR ze wszystkich meczów 30. serii meczów – po fiasku próby rozłożenia meczów na sobotę i niedzielę – w Lotto Ekstraklasie, z adnotacją, że będzie to najsprawiedliwsze rozwiązanie, nie sposób odbierać inaczej niż demonstracji. Szkoda tylko, że rodem z piaskownicy.

Tak naprawdę podjęte przez szefa PZPN działania z góry były skazane na niepowodzenie. Zgodę na organizację imprez masowych wydaje przecież policja, więc uzyskanie pozwoleń na zmiany cztery dni przed zaplanowanym wiele miesięcy temu terminem byłyby w co najmniej kilku przypadkach – jak ustalił „Sport” – niemożliwe. Po drugie, kibice porobili już plany, dotyczące również meczów wyjazdowych na sobotę, i trudno byłoby zmieniać środki transportu, czy rezerwacje w hotelach, i na pewno wiązałoby się to także ze zwiększeniem wydatków. Po trzecie – koszty na wynajem dodatkowych wozów transmisyjnych poniosła już spółka Live Park, realizująca przekaz z meczów Lotto Ekstraklasy. Po czwarte wreszcie, i chyba najbardziej zastanawiające jest to, w jaki sposób prezes PZPN zaproponował, za pośrednictwem Twittera, podzielić spotkania: – Tak się liga ułożyła, że gdyby Lech – Górnik, Legia – Pogoń, Jaga – Wisła P, Cracovia – Zagłębie zagrały o tej samej godzinie w sobotę, a pozostali o tej samej godzinie w niedzielę, to wszyscy byliby tak samo potraktowani (VAR). Nie chodzi o polemikę, tylko mądre rozwiązania, zobaczymy – napisał Zibi.

Popatrzmy zatem najpierw w tabelę Lotto Ekstraklasy. Okazuje się, że o dwa nieobsadzone jeszcze miejsca w tak zwanej grupie mistrzowskiej rywalizują nadal trzy zespoły: 7. Wisła Kraków – 43 pkt., 8. Zagłębie Lubin – 42 pkt., 9. Arka Gdynia – 40 pkt (ma lepszy bilans bezpośrednich meczów z Wisłą). A skoro celem na obecnym etapie sezonu jest wyłonienie czołowej ósemki, to na logikę Zagłębie w pierwszej kolejności powinno rozgrywać swoje spotkanie w tym samym terminie, co Biała Gwiazda i Arka. I tam powinny zostać skierowane VARobusy (czwarty na Piast – Bruk Bet, ponieważ tylko w Gliwicach będzie rozstrzygało się w bezpośredniej walce rozstawienie obu zespołów w rundzie finałowej).

Należy zatem postawić pytanie, skąd wziął nieracjonalny pośpiech i niewytłumaczalny chaos w poczynaniach PZPN? I czy sprawa nie ma drugiego dna, skoro propozycja rozdzielania meczu Zagłębia od spotkań Wisły i Arki była z gruntu niesprawiedliwa?