Godlewski. Hu hu ha, nasza zima… atrakcyjna

Po niezwykle udanej jesieni wydawało się, że Igor Angulo nie tylko w cuglach wygra wyścig po tytuł króla strzelców ekstraklasy, ale i rozprawi się z granicą 30 trafień w sezonie. Tymczasem na początku tegorocznej części rozgrywek wygląda na totalnie zablokowanego.

Nie gra wcale źle, notuje asysty, piłka nadal szuka Hiszpana w polu karnym, ale gdy lider klasyfikacji snajperów Lotto Ekstraklasy staje oko w oko z bramkarzami rywali – noga drży bardzo mocno. I w sposób trudny do wytłumaczenia, skoro w niedzielę nie wykorzystał nawet rzutu karnego. Czyżby 34-letni snajper odczuwał niedostatek słońca i dopiero wraz z poprawą pogody i nadejściem kalendarzowej wiosny należy spodziewać się zwyżki jego strzeleckiej formy?

Generalnie jednak aura nie przeszkadza ligowcom. Przeciwnie, zapanowała nowa świecka tradycja – najbardziej atrakcyjne w lutym okazują się mecze rozgrywane o godzinie 20.30, gdy mróz spada do minus 10 stopni Celsjusza. A nawet poniżej. Jeśli więc ktoś nie widział spotkań Jagiellonii z Lechią i Cracovii z Legią, ma czego żałować. Zespół z Białegostoku dał takiego czadu, że ręce aż składały się do oklasków. Pod adresem Romana Bezjaka i Martina Pospiszila można kierować wyłącznie komplementy, jakości w grze obu tych ofensywnych zawodników jest naprawdę dużo od początku rundy.

Na największe brawa zasługuje jednak Ireneusz Mamrot. To trener, który dopiero zdobywa ekstraklasowe doświadczenie, a mógłby zawstydzić niejednego z zagranicznych szkoleniowców, tak chętnie zatrudnianych przez właścicieli naszych czołowych klubów. Patrząc na przygotowanie motoryczne zawodników „Jagi”, na sposób wykonywania stałych fragmentów, ale przede wszystkim na organizację gry – kapelusz z głowy i ukłon aż do podłogi przed 48-letnim specjalistą.

Niska temperatura, ale być może także marka Legii, sprawiła, że Cracovia zagrała w sobotę zupełnie… jak nie Cracovia! „Pasom” chciało się… chcieć, w ich grze była determinacja, ciąg na bramkę Arkadiusza Malarza, i niezbędny na tym poziomie agresywny pressing. Ba, Michał Probierz nie byłby sobą, gdyby nie dał show przed spotkaniem i po końcowym gwizdku, ogniskując zainteresowanie publiki na sobie. Prawdą jest jednak, że i szkoleniowiec drużyny z ulicy Kałuży zasłużył na duże brawa. Zwłaszcza że obserwujemy nieznane dotychczas wcielenie Probierza.

Wcześniej specjalizował się w wynajdywaniu i lansowaniu polskich piłkarzy, młodych i… młodych duchem, teraz – przyparty do muru – opiera zespół na zawodnikach zagranicznych. Wynik też jednak powinien się zgadzać, prezentująca się tak jak na tle Legii Cracovia jest po prostu zbyt silna nawet na dolną połowę tabeli.

W Polsce – jak kraj długi i szeroki – po koreańskich igrzyskach panuje przeświadczenie, że nasze sporty zimowe leżą na łopatkach. Jest jednak zupełnie nieuprawnione, lutowy futbol jest przecież lepszy niż w wielu wiosennych i jesiennych miesiącach..