Gol nowej strzelby

Lech odniósł 700. zwycięstwo w ekstraklasie, ale nie pokazał olśniewającego futbolu.

Dla obu drużyn, „Kolejorza” i Śląska, niedzielny mecz był okazją do podreperowania nadszarpniętej ostatnio reputacji. Drużyna z Bułgarskiej w sześciu poprzednich kolejkach ligowych wywalczyła zaledwie trzy (!) punkty, natomiast wrocławianie w 3. ostatnich kolejkach zdobyli tylko dwa „oczka”.

– Spodziewam się po moim zespole, że po słabym meczu w Płocku, zareaguje dobrze – powiedział przed pierwszym gwizdkiem sędziego trener gospodarzy, Dariusz Żuraw. – Ostatnie dni wykorzystaliśmy na pracę i rzeczy pozaboiskowe, więc liczę, że to przyniesie efekt. Skupiamy się na tym, co możemy zrobić dobrze, lepiej niż w ostatnich spotkaniach.

Trener Śląska Vitezslav Laviczka ze względu na uraz mięśniowy Israela Puerto musiał dokonać roszady w formacji defensywnej, miejsce Hiszpana na stoperze zajął doświadczony Piotr Celeban. Poza tym od pierwszej minuty zagrał Fabian Piasecki (Erik Exposito usiadł na ławce rezerwowych), a pauzującego za nadmiar żółtych kartek Marcela Zyllę zastąpił Lubambo Musonda, jednak trafił na prawe skrzydło, zaś na lewe został przesunięty Bartłomiej Pawłowski.

W 15 minucie gospodarze mogli objąć prowadzenie – po podaniu Alana Czerwińskiego na 7. metr najnowszy nabytek lechitów, Aron Johansson, wślizgiem przeniósł piłkę ponad poprzeczką. A potem… od oglądania „popisów” piłkarzy po prostu bolały zęby. Dość powiedzieć, że do przerwy obserwowaliśmy jeden (to nie przejęzyczenia, ani błąd matematyczny) celny strzał na bramkę przeciwnika. Jego autorem był Jan Sykora, ale Matusz Putnocky poradził sobie z jego uderzeniem zza pola karnego. Po takim „spektaklu” trudno nie wyłączyć telewizora, by zająć się czymś pożyteczniejszym.

Początek II połowy spotkania mógł wstrząsnąć „Kolejorzem”. Fatalny błąd popełnił Czerwiński, futbolówkę przejął Pawłowski, lecz przegrał pojedynek sam na sam z Mickeyem van der Hartem. Zmarnowana „setka” bardzo szybko się zemściła – po dośrodkowaniu Sykory z prawego skrzydła Johansson głową umieścił futbolówkę w bramce Śląska. W 74. minucie Amerykanin powinien po raz drugi wpisać się na listę strzelców bramki, ale po idealnym podaniu Tymoteusza Puchacza pomylił się o centymetry! Stoperzy Śląska w tej akcji zademonstrowali refleks szachisty.

Do końcowego gwizdka sędziego wynik nie uległ już zmianie i Lech przerwał serię sześciu meczów bez wygranej. Było to zarazem jego 700. zwycięstwo w ekstraklasie i to są chyba jedyne powody do zadowolenia. Gra, a zwłaszcza skuteczność pod bramką przeciwnika, pozostawiają wiele do życzenia. Tylko co w takim razie mają powiedzieć zawodnicy Śląska? W czterech meczach zdobyli tylko dwa punkty i znowu razili nieporadnością pod obiema bramkami. Tym razem Matusz Putnocky skóry im nie uratował, tak jak w spotkaniu z „Białą gwiazdą”.

Lech Poznań – Śląsk Wrocław 1:0 (0:0)

1:0 – Johansson, 57 min (głową, asysta Sykora),

LECH: van der Hart – Czerwiński, Rogne, Milić, Puchacz – Sykora (85. Kraweć), Karlstroem, Tiba, Kamiński – Ramirez – Johannsson (76. Szymczak). Trener Dariusz ŻURAW. Rezerwowi: Bednarek, Palacz, Marchwiński, Dejewski, Salamon, Borowski, Kvekveskiri.

ŚLĄSK: Putnocky – Cotugno, Celeban, Pawelec, Sztiglec – Scalet, Praszelik (79. Łyszczarz) – Musonda (70. Exposito), Pich (61. Sobota), B. Pawłowski (79. Janasik) – Piasecki 3. Trener Vitezslav LAVICZKA Rezerwowi: Szromnik, Bejger, Tamas, Wilusz, Pałaszewski.

Sędziował Daniel Stefański (Bydgoszcz). Żółte kartki: Tiba (66. faul) – Pich (32. faul), Piasecki (36. faul), Celeban (68. faul), Pawelec (69. faul),

Piłkarz meczu Jan SYKORA.


Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus