Gol w Lany Poniedziałek

Ryszard Komornicki, trener GKS-u Tychy, Święta Wielkanocne spędził z dala od rodziny i miał czas na wspomnienia o mistrzowskich czasach.

Trener Ryszard Komornicki święta spędził samotnie w tyskim mieszkaniu. – Przyzwyczaiłem się już do czterech ścian… – przyznaje szkoleniowiec GKS-u. – Z żoną i córkami, które są w Szwajcarii, widziałem się na ekranie. Do tego też przywykłem, bo z Bożeną kontaktujemy się w ten sposób od kilku miesięcy, a od początku zawieszenia treningów w klubie, codziennie rano przechodzą lekcję przetrwania.

Moje kulinarne umiejętności ograniczają się do… zagotowania wody, więc każdy dzień zaczynam od wysłuchania instrukcji żony i z zamawianych online produktów próbuję przygotować coś dla siebie. Na Wielkanoc miałem jednak specjalną dostawę.

Mieszkająca pod Wadowicami siostrzenica żony przygotowała „pakiet świąteczny” z wędlinami, jajkami, sałatkami i babkami bezglutenowymi, bo muszę się trzymać tej diety, a jej mąż mi to wszystko dostarczył. Mogłem więc zasiąść do świątecznego stołu.

Nie podtrzymałem jedynie zwyczaju śmigusa dyngusa, ale może to i dobrze, bo zawsze – jako śpioch – byłem tym, którego w poniedziałek rano wszyscy polewali. Na pewno jednak tegoroczną Wielkanoc na długo zapamiętam.

Egipska prowizorka

Niecodzienne święta były też w 2011 roku, gdy pracowałem w El Gouna FC – dodaje 20-krotny reprezentant Polski. – Egipska Wielkanoc w mieście Al-Dżuna, z punktu widzenia przygotowania, była wielką prowizorką. Z kulinarnymi wyzwaniami żona sobie poradziła, ale o święceniu pokarmów czy robieniu pisanek nie było mowy.

Nie pamiętam natomiast z dzieciństwa zwyczaju chowania prezentów i spotkałem się z nim dopiero po przeprowadzce z Górnika Zabrze do FC Aarau, czyli ponad 30 lat. W Wielkim Tygodniu, ku mojemu zaskoczeniu, koledzy z drużyny zaczęli przeczesywać wszystkie zakamarki szatni, do których nigdy wcześniej nie zaglądali. Dopiero gdy wyciągali z nich słodycze, zapytałem o co chodzi i usłyszałem, że to prezenty od „zajączka”.

W jednej linii z di Mateo

Pomocnik, który z Górnikiem Zabrze w latach 1984-87 cztery razy sięgnął po mistrzostwo Polski, a w Szwajcarii także wpisał się na złotą listę (w 1993 roku z FC Aarau), ma na swoim koncie sporo meczów rozgrywanych w Wielkim Tygodniu.

– Najbardziej utkwiło mi w pamięci to, że musieliśmy się odrywać od rodzin i świątecznych stołów, bo w Lany Poniedziałek zwykle były treningi, a raz nawet zagraliśmy mecz – wspomina Ryszard Komornicki.

– W moim pierwszym sezonie w Aarau, czyli w 1991 roku w świąteczny poniedziałek graliśmy na wyjeździe z FC Baden. W pierwszej połowie strzeliliśmy 5 goli, z których jednego zapisałem na swoje konto. Do momentu, w którym schodziłem z boiska prowadziliśmy 5:0, a w końcówce rywale zdobyli 2 bramki.

Wracaliśmy jednak zadowoleni z wygranej 5:2. W polskiej lidze natomiast najbardziej udany był poświąteczny mecz z 1986 roku, kiedy wygraliśmy w Zabrzu z Ruchem Chorzów 4:0 i też strzeliłem gola. Z Wielkiej Soboty natomiast najbardziej pamiętam wygraną z 1993 roku, bo maszerując po mistrzowski tytuł z FC Aarau, na naszym boisku wygraliśmy 1:0 z Neuchatel Xamax FC.

Obok mnie grał wtedy Roberto di Mateo, który po tamtym sezonie przeszedł do Lazio, a następnie został reprezentantem Włoch i trafił do Chelsea FC, którą jako trener w 2012 roku poprowadził do zwycięstwa w finale Ligi Mistrzów.

Inaczej niż przez 25 lat

O tym jak i z kim grał szkoleniowiec GKS-u Tychy mógłby opowiadać długo. W europejskich pucharach, jako zawodnik Górnika, stawiał czoło Bayernowi Monachium i Realowi Madryt, a w barwach FC Aarau – AC Milan. Uczestniczył też w mistrzostwach świata w 1986 roku.

– Te doświadczenia przydają się w pracy trenera, choć od miesiąca wygląda ona zupełnie inaczej niż przez ostatnie 25 lat – dodaje Komornicki. – Z asystentami spotykamy się we wtorki na wideokonferencjach.

Przekazuję im moje wskazówki, a oni opracowują tygodniowy plan zajęć dla każdego zawodnika i przesyłają konkretne ćwiczenia. Przygotowuję też program szkolenia młodzieży i czekam na dzień, w którym wreszcie wrócimy do wspólnych treningów.

Na zdjęciu: Ryszard Komornicki czeka na dzień, w którym będzie się mógł spotkać ze swoimi podopiecznymi.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus