Górak: Jesteśmy w ciągłym ogniu

Rozmowa z Rafałem Górakiem, trenerem GKS-u Katowice


GieKSa spędza zimę na 13. miejscu w pierwszoligowej tabeli. Czy jest pan zadowolony z zakończonej jesieni?

Rafał GÓRAK: Generalnie tak, ale zadowolenie też ma różne oblicza. Jestem zadowolony, że daliśmy sobie radę z tym, co działo się w tej rundzie. A działo się bardzo dużo. Wiemy, że ona w Katowicach powinna być dzielona na dwie części: do momentu pucharowego meczu w Zambrowie i po nim. Albo do ligowego spotkania ze Stomilem i po nim. Od dziesiątej kolejki – i do dziesiątej kolejki. Dwie fazy, dwie różne zdobycze punktowe, dwa różne stosunki bramek.

My przecież po 10 kolejkach mieliśmy w lidze 7 punktów! Zdajemy sobie sprawę, przez co przeszliśmy i z czym się mierzyliśmy. Po awansie z drugiej ligi założyliśmy sobie, że ta grupa zawodników dostanie swoją szansę. Podeszliśmy do tematu bardzo optymistycznie. Pierwsze mecze były dla wszystkich bardzo atrakcyjne, świetnie się je oglądało. Po pięciu kolejkach, z których cztery graliśmy u siebie, mieliśmy 6 punktów. Z krzesła to nie zwalało. Wygrana z Zagłębiem Sosnowiec po rollercoasterze sprawiała, że wiele mogło nam się wydawać. Ale w tym wszystkim pojawiała się też refleksja, że może gramy zbyt odważnie. W pewnym momencie dotarło do mnie, że tak dalej nie mogę prowadzić zespołu, bo prowadzę go na rzeź. Że jeśli tak dalej będziemy grać, to w tej lidze zginiemy.

W pewnym momencie, czyli kiedy?

Rafał GÓRAK: Przed meczem w Opolu wiedziałem, ale jeszcze nic nie zmieniłem. I to sobie zarzucam. Miałem zareagować wcześniej, a nie zareagowałem. Jeszcze się łudziłem, że może, może – a od 20 minuty w Opolu już układałem sobie w głowie plan na to, co dalej. Wiedziałem, że ten mecz już za nami (GKS przegrał ostatecznie 2:4 – dop. red.). Tego trochę szkoda. Gdybym potraktował wyjazd na Odrę inaczej, to być może przyniósłby nam przynajmniej punkt, a to zawsze cenna zdobycz.


Rafał Górak i Piotr Piekarczyk – dwaj trenerzy, którzy prowadzili GieKSę w największej liczbie meczów.
Fot. Rafał Rusek/Pressfocus

Odbiliście się od dna dzięki przejściu na tryb mniej widowiskowy, z czwórki na trójkę obrońców. Można doszukiwać się, że brakło wam czegoś poza piłkarskiego, by to wszystko odpaliło bez zmiany ustawienia? Czy po prostu to nie mogło się udać?

Rafał GÓRAK: Patrząc na statystyki, liczby – można powiedzieć, że nie mogło. Gdyby jednak ta drużyna nie miała w sobie tego, co ma, to zmiana ustawienia nic by nie dała. Nie można powiedzieć, że tamto było całkiem „be” – a to, co po 10. kolejce, to już super. Gdybyśmy wytłumaczyli, że poprawiliśmy wyniki, bo porzuciliśmy system 4-4-2, to by było za proste. W tej drużynie zostało wiele dobrego – budowanie ataku, realizacja pewnych założeń. Myśmy przez dwa lata w drugiej lidze musieli kruszyć mur. 90 procent zespołów przecież z GieKSą się broniło. Nie było tak, że przed meczem ze Stomilem weszliśmy do szatni i powiedzieli: „A teraz gramy na trzech stoperów” i nagle – hop! Jakby to było takie banalne, to by było pięknie. Za zmianą ustawienia poszła też zmiana narracji w szatni, nabranie jeszcze większej pokory zawodników i nas wszystkich. Staliśmy się niebezpieczni sami dla siebie, chcąc tak atakować. Musieliśmy poprzestawiać coś w głowach zawodników, trenerów. Wydaje się, że to się powiodło.

Trzeba było zakodować w głowach „panowie, walczymy o utrzymanie”?

Rafał GÓRAK: Przyszedł taki moment, ale od samego początku byłem przekonany, że ten sezon w Katowicach należy poświęcić na to, by drużyna się w lidze utrzymała. To jest nasz plan nr 1.

Mimo wszystko życie zaskoczyło, że jest w pierwszej lidze aż tak ciężko? Że odnieśliście ledwie 5 zwycięstw w 20 meczach, ani razu różnicą większą niż jednej bramki?

Rafał GÓRAK: Szału nie ma. Mamy za sobą trudny rok, w szczególności – półrocze w pierwszej lidze. Uważam, że poziom w niej podnosi się w odniesieniu do wcześniejszych sezonów. I to bardzo mocno.

OK, ale patrząc na papier, macie w ofensywie kawałek piłkarzy. Szwedzik, Szymczak, Błąd… Czy nie ma poczucia, że z tą grupą ludzi szłoby ugrać więcej niż 23 punkty?

Rafał GÓRAK: Niedosyt na pewno mam. Zdaję sobie sprawę, że nasz dorobek mógł być okazalszy. Jeśli miałbym teraz analizować to wszystko, rozdrabniać każdy mecz, to zdecydowanie powiem, że bliżsi byliśmy zrobienia czegoś więcej niż uzyskaliśmy wynik ponad stan. W odniesieniu do wielu spotkań mam odczucie, że mogliśmy wygrać – ale zarazem zdaję sobie sprawę, że choćby u siebie z Podbeskidziem i Zagłębiem równie dobrze mogłoby skończyć się zdobyciem 1 punkty, a nie czterech. Bilans jest, jaki jest. Można mówić o niedosycie, trzeba być pokornym względem tego, czego się dokonało. Realizujemy się z młodymi ludźmi. Tych doświadczonych aż tylu u nas nie ma, chociaż ci, których mamy są bardzo ważni. Ta liga moim zdaniem bardzo potrzebuje doświadczenia. Wydaje mi się, że sobie poradziliśmy.

Tak skonstruowaliście kadrę, że najstarszy jest 31-letni Arkadiusz Woźniak. Na mecz z Koroną Kielce wyszliście pięcioma zawodnikami urodzonymi po 1999 roku.

Rafał GÓRAK: Nie zakładamy batalii o Pro Junior System, bo i takie ambicje w niektórych klubach są. Nami kieruje tylko i wyłącznie chęć szukania dość młodych ludzi, umiejętne wprowadzanie ich do zespołu, dawanie szansy nie tylko doświadczonym i czerpanie satysfakcji z tego, że kogoś rozwiniemy. Taką ogromną satysfakcję daje Patryk Szwedzik. Jest z nami od początku, sukcesywnie wprowadzamy go do grania i cieszymy się z efektów. Filip Szymczak to zawodnik Lecha, ale teraz rozwija się u nas. Wiemy, że opinia z Poznania odnośnie naszej pracy jest pozytywna. To dla nas ważne. Mamy chłopaków z rocznika 2000, którzy młodzieżowcami byliby jeszcze tylko w ekstraklasie, ale oni też nadal robią progres. To nie są znane nazwiska. Jakaś idea w tym wszystkim jest. W tabeli PJS skończyliśmy jesień na czwartym miejscu, co jeszcze niedawno trudno było sobie w Katowicach wyobrazić. Nie było mowy, by grało tu tak wielu młodych ludzi.

Co nie zmienia faktu, że gdy do Poznania wróci Szymczak, a ze statusu młodzieżowca wyrośnie za kilka miesięcy Szwedzik, to z młodzieżowcami znów będzie problem.

Rafał GÓRAK: I to duży. Ma go nie tylko nasz klub, bo tak dzieje się też w wielu innych miejscach. Do tego, by sukcesywnie wprowadzać na tym poziomie wychowanków do pierwszego zespołu – nawet mając najlepszych fachowców i stając na głowie – potrzebna jest infrastruktura. To rzecz nr 1. Wiadomo, że my na tę infrastrukturę dla młodzieży musimy jeszcze poczekać. Mam nadzieję, że się doczekamy. Teraz musimy dbać o ludzi w zakresie szkolenia. Wiem, że dyrektor Pańpuch i dyrektor Góralczyk bardzo mocno nad tym pracują.

Skoro o oczekiwaniu na infrastrukturę – na ile obchodzi pana temat nowego stadionu, którego budowa rozpoczęła się w październiku, a na ile ma pan chłodne podejście i myśl: „Nie no, trenerzy tak długo nie pracują…”?

Rafał GÓRAK: Już teraz czuję się trenerem długo pracującym w GKS-ie. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by dalej pracować… To, czy doczekam nowego stadionu, nie zajmuje mojej głowy. Biorę życie tak, jak trzeba. Nie lubię funkcjonować z dnia na dzień, w sporcie lubię planować pracę, ale nad swoim zespołem. Na wszystko to, co wokół mnie, wpływ mają już inni. Jeśli dane mi będzie pracować do momentu otwarcia stadionu (2025 rok – dop. red.), to wtedy powiem, że widocznie tak miało być.

Kibiców irytowała dość często powtarzana przez pana fraza, że uczycie się tej ligi. Jak to tak, GieKSa? Pierwszej ligi?

Rafał GÓRAK: Kibice muszą zdawać sobie sprawę, że nie zawsze będę mówił te rzeczy, które oni akceptują i lubią. Jeśli od czas do czasu czymś ich zdenerwuję, to… dobrze, bo będzie znaczyło, że nie jestem jakąś marionetką do mówienia tylko fajnych rzeczy. Ja ich bardzo cenię, oni o tym doskonale wiedzą, ale też nie muszę nikomu nic na siłę udowadniać.

Ale de facto ludzi niegrających wcześniej co najmniej w pierwszej lidze nie ma w waszej kadrze zbyt wielu. Pawłas, Wojciechowski, Rogala, Szwedzik…

Rafał GÓRAK: I jeszcze paru bez problemu by się znalazło. Jakbyśmy się zaczęli tak rozdrabniać i porównywać drobiazgi z innymi zespołami, to wcale nie wyglądamy za bogato. Gdyby policzyć, ile nasi zawodnicy spędzili w ekstraklasie i pierwszej lidze, to w porównaniu z innymi naprawdę nas nie ma. W tej materii jest blado, ale na boisku tak blado nie było. Bo ważne jest to co jest tutaj i teraz, a nie to, co było kiedyś. To jest najważniejsze.

Latem mówił pan, że w drużynie zostają zawodnicy, co do których ma pan poczucie, że każdego można rozwinąć. Dalej ma pan takie poczucie?

Rafał GÓRAK: Weszliśmy na wyższy poziom rozgrywkowy, a poziom treningowy i tego, co klub daje zawodnikom, pozwala im się rozwijać. Zagraliśmy 20 meczów ligowych, dwa pucharowe, sparing z Banikiem Ostrawa. To były 23 kapitalne momenty weryfikacji. Swoje wnioski mamy, bo musimy. Niektórzy sprawdzili się bardziej, inni mniej, jedni dali nam więcej w jednym systemie, inni w drugim. Mamy mnóstwo informacji. Jako zespół rozwinęliśmy się. Rozwinęli się nawet ci zawodnicy, którzy grali mniej, ale nie każdy spełnia kryteria, by rozwijać się dalej w poczuciu naszych wymagań (wolną rękę na poszukiwanie nowych klubów otrzymali Paweł Gierach i Szymon Kiebzak, skrócono wypożyczenie Piotra Samca-Talara ze Śląska – dop. red.).

Jeśli drużyna w przyszłym sezonie ma walczyć o coś więcej o utrzymanie, to jak ważne w tym kontekście będzie zimowe okno transferowe?

Rafał GÓRAK: W tym sezonie zostało nam 14 kolejek. Musimy zapewnić sobie to, co najważniejsze w naszym planie, czyli utrzymanie. To rzecz podstawowa. Jednocześnie chciałoby się, byśmy zakończyli rundę rewanżową wnioskiem, że mamy na przyszły sezon już mocniejszy zespół. Po pierwsze – czeka nas praca nad tą ekipą, która będzie wiosną. Po drugie – dopiero poznamy odpowiedź na pytanie, czy my w tym okienku będziemy w stanie dokonać takich transferów, by dany zawodnik stał się na dłuższy czas ważnym ogniwem GKS-u? To ogromna praca do wykonania – moja, ludzi nade mną. Myślimy, rozmawiamy, ja w tym planie skautingowym oczywiście uczestniczę. Okienko zimowe jest bardzo trudne. Jeśli nie nadarzy się okazja taka, jakiej by się chciało – to nic na siłę. Być może po prostu trzeba będzie poczekać na pewnych zawodników do lata – gdy tym, których byśmy oczekiwali, skończą się kontrakty.

Z drugiej strony istotne jest też utrzymanie obecnej kadry, a Szymczaka czy Szwedzika wkrótce może nie być.

Rafał GÓRAK: Dlatego trzeba dbać o to, co się ma. Jesteśmy w klubie już po 2,5-letnim okresie wspólnej pracy. Znamy się, wiemy, gdzie są zagrożenia i szanse na wzmocnienie kadry. Uważamy, by czegoś nie przespać. To normalne tematy. Drużyna piłkarska i to, co wokół niej, to gra – nie tylko na boisku, ale i w gabinetach dyrektorów, menedżerów, prezesów. To wyścig, podczas którego każdy chce podjąć dobrą decyzję. Jesteśmy w ciągłym ogniu. Wynik weryfikuje potem, kto jest oceniany jako skuteczny, a kto nie.

Gdyby zapytać bywalca Blaszoka, gdzie potrzebne są wzmocnienia, to natychmiast odpowie, że na środku obrony. Przytaknąłby pan?

Rafał GÓRAK: Po pierwszych 10 meczach, w których straciliśmy 23 bramki, to i ja bym w takie coś uwierzył. Później zawodnicy też uczyli się tej ligi, w jakiś sposób nieraz obrywali, ale nie było już ta źle. Wydaje mi się, że nie jesteśmy aż tak przyparci do muru, by mówić, że na pewno musimy wzmocnić środek obrony i bez tego sobie nie poradzimy. Szukamy zawodników w różnych miejscach i na różne pozycje.


Bywają w czasie spotkań GKS-u momenty, gdy Rafał Górak ustępuje miejsca przy linii asystentowi Tomaszowi Włodarkowi, odpowiedzialnemu za stałe fragmenty gry.
Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus

Sporej grupie zawodników GKS-u 30 czerwca kończą się kontrakty. To dla pana problem czy wręcz przeciwnie?

Rafał GÓRAK: Dyrektor Góralczyk ma w swoich rękach wiele kart. Wreszcie mamy ten komfort, że to my możemy decydować – a nie decyduje ktoś inny, podczas gdy my możemy tylko bezradnie wzruszyć ramionami. Taki stan zastaliśmy, przychodząc do klubu. Teraz zapanował porządek w papierach. Wydaje mi się też, że jesteśmy coraz lepiej postrzegani na rynku piłkarskim. Dla zawodników, menedżerów, jesteśmy solidnym partnerem.

Nie tylko dobrze płacącym, ale takim, u którego można się rozwinąć?

Rafał GÓRAK: Na pewno nie płacimy dziś najlepiej w swojej lidze, ale jesteśmy szalenie solidni. Nie rzucamy słów na wiatr. Nie sądzę, by ktoś przez ostatnie 2,5 roku mógł narzekać na solidność organizacyjno-finansową GKS-u.

Niekoniecznie chcecie kontraktować obcokrajowców i zawodników powyżej 26. roku życia. Tak będzie nadal?

Rafał GÓRAK: Jakość w stosunku do ceny! Tego szukamy. Nie zamykamy drogi dla obcokrajowców czy zawodników starszych niż 26 lat. Najważniejsza jest jakość i cena, tego twardego szkieletu nic nie może nam wywrócić. Obraliśmy drogę nie maksymalnej oszczędności, ale racjonalizacji.

Gdyby zimowe okienko udało się w 100 procentach, to ilu nowych zawodników dołączy do GKS-u?

Rafał GÓRAK: Nie chcę mówić w taki sposób. Jeśli się uda w 100 procentach, to powiemy o tym już w styczniu.

Podobno latem do GieKSy wrócić chciał Tomasz Hołota, ale dopóki Rafał Górak będzie w Katowicach, to nawet nie ma co podejmować tematu.

Rafał GÓRAK: Tomek tak powiedział? Ciekawe, czemu!

W trudnych czasach zdarzyło mu się czmychnąć z prowadzonej przez pana GieKSy do Polonii Warszawa.

Rafał GÓRAK: Jeśli tak myśli to widocznie tak. Jeśli potrzebowałby ode mnie odpowiedź, to może zadzwonić. Numer do mnie pewnie ma, a jeśli nie – łatwo zdobędzie. Nie ma to nic wspólnego z przeszłością.

Oglądając wasze mecze rzuca się w oczy, że przy każdym stałym fragmencie gry przy linii zespołem dyryguje nie pan, a asystent Tomasz Włodarek. To oczywiście nie przypadek?

Rafał GÓRAK: Zawsze byłem orędownikiem podejścia, że sztab nie jest od tego, by wyskakiwać do linii i stawać się widocznym, gdy sędzia popełni błąd. Postarałem się to odwrócić. Gdy mamy zastrzeżenia do decyzji arbitra, ingeruję ja – choć nie lubię się w ten sposób zachowywać – a sztab ma rozdzielone zadania. Darek Okoń większość rundy spędził na trybunach, patrząc na nasze mecze z góry. Tomek Włodarek jest odpowiedzialny za pilnowanie ustawienia taktycznego przy stałych fragmentach gry w ofensywie i defensywie. Ja wtedy mogę trochę odetchnąć. Pierwszemu trenerowi jest to czasem potrzebne, by na chwilę zejść do bazy. Tak jak miałem zaufanie do Dawida Szwargi (latem odszedł z GieKSy do Rakowa Częstochowa – dop. red.), tak mam i to totalnie do Tomka. To fajni, ambitni, młodzi ludzie. Trzeba dawać im się wykazywać.

Po zakończeniu rundy zawsze indywidualnie rozmawia pan z każdym z zawodników. Jak ksiądz na kolędzie!

Rafał GÓRAK: Fajnie, gdyby wszyscy wyszli z rozgrzeszeniem, ale nie dla każdego mam dobrą nowinę… Lubię z zawodnikami porozmawiać po rundzie, podsumować. Na bieżąco nie są informowani o ocenie czy tym, co się wokół nich dzieje. Nie każdy wychodzi z mojego pokoju zadowolony, ale najważniejsze jest nie to, a doprecyzowany plan na przyszłość. Robimy to w dobrej wierze, ale niekiedy słowo trenera jest dość cierpkie, ostre. Trudno – nie jestem od tego, by głaskać. W sezonie staram się, by było merytorycznie, a nie „kijem”, ale po rundzie nieraz trzeba zawodnikowi powiedzieć dosadniej, żeby się wziął do roboty.

Zimą czekają was dwa zgrupowania w Bielsku-Białej.

Rafał GÓRAK: Pierwsze – krótkie, od czwartku do soboty, z kultową „akcją Klimczok”. Mam nadzieję, że warunki będą na tyle dobre, byśmy mogli śmiało tam wejść – a na tyle trudne, by zdobycie tego szczytu było dla zawodników na jakiś czas wydarzeniem. To naprawdę wysiłek, 22 kilometry z hotelu na obiekcie Rekordu aż na samą górę i z powrotem. Trzeba najpierw wbiec przez Dębowiec na Szyndzielnię, stamtąd na Klimczok, a potem jeszcze wrócić. Fajna wyprawa.

Nie kusiło, by polecieć gdzieś za granicę?

Rafał GÓRAK: To nie ten moment. Mamy założone, kiedy taki wyjazd nadejdzie. Przyjdzie na to czas.

Pamiętając, że Stomil ma jeszcze do rozegrania zaległy mecz z GKS-em Jastrzębie, wasza przewaga nad strefą spadkową wynosi 7 punktów. To tyle, co strata do strefy barażowej. I co wy na to?

Rafał GÓRAK: (śmiech). Ale nie jesteśmy w połowie rundy tylko dalej, dlatego najpierw oglądajmy się za siebie. Jedziemy mocno do przodu, zerkając jednak raczej do tyłu niż wypatrujemy tych, którzy jadą przed nami… Na to też przyjdzie czas.


Fot. Tomasz Kudala/PressFocus