Góralczyk: GieKSa wciąż ma siłę przyciągania

Jak definiuje pan stanowisko dyrektora sportowego?
Robert GÓRALCZYK: – To człowiek, który musi czuwać nad tym wszystkim, co stanowi o budowaniu zespołu i jak najlepszym funkcjonowaniu klubu – ale patrząc przez pryzmat drużyny, sztabu i działań, które się wokół nich toczą. Często jest tak, że to dyrektor wybiera trenera. W GKS-ie kolejność była inna, ale gdy decydowałem się na objęcie tego stanowiska, wiedziałem, że przyjdzie mi współpracować z Rafałem Górakiem. To było bardzo istotne. Znamy się, nasze spojrzenie na piłkę, jeśli nie jest spójne, to co najmniej bliskie. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że warto. Kiedyś działaliśmy z Rafałem na innych stanowiskach.

Był pan drugim trenerem w sztabie Rafała Góraka.
Robert GÓRALCZYK: – To była siła. W GieKSie przed laty nie zakończyło się to co prawda najlepiej, ale wiem, jak wiele dobrego wtedy zrobiliśmy. W Katowicach został wtedy (2013 rok – dop. red.) zbudowany dobry zespół. Chciałbym teraz zapewnić trenerowi to wszystko, co odciąży go i pozwoli skoncentrować się na pracy trenerskiej. Po odejściu z GKS-u współpracowaliśmy w BKS-ie Stali Bielsko-Biała. Potem również byliśmy w bliskich realiach. Wiem, że Rafał w BKS-ie czy Elanie Toruń był nie tylko trenerem, a kimś więcej; może nie dyrektorem, lecz miał wpływ na wiele działań. Sporo spraw konsultowaliśmy, rozmawialiśmy o nich. Za mną 20 lat pracy trenerskiej. Począwszy od ekstraklasy, do III ligi, przez reprezentację Polski kobiet, a skończywszy na kadrze męskiej. To dało mi ogrom doświadczenia i wiedzy. Nie powiem, że jestem nie wiadomo jak przygotowany do tej roli, ale mam przekonanie, że te doświadczenia będę w stanie wykorzystać do tego, by zapewnić trenerowi i zespołowi jak najlepsze warunki. Zamierzam się realizować, czując się w pełni odpowiedzialny za zespół i klub. Jestem jednym z tych dyrektorów, który wyrósł od innej strony. Kilkanaście dni temu byłem trenerem, teraz jestem dyrektorem. Takich w Polsce może jest jeszcze dwóch albo trzech. Pozostali wyrośli z innych fundamentów. Może bogatszej kariery piłkarskiej, może bogatszej wiedzy organizacyjnej; w każdym razie – z innych sfer działań. Ja wyrosłem z ławki trenerskiej. Wierzę, że to też jest przepis na dobrego dyrektora sportowego – takiego, który rozumie, czego trzeba zespołowi i sztabowi. Wie, do czego może przekonać właściciela klubu. Chcę być też mediatorem i gwarantem jak najlepszego merytorycznego działania dla dobra GieKSy.

To dość niewymierna materia, ale czy jest jakiś dyrektor sportowy, na którym chciałby się pan wzorować?
Robert GÓRALCZYK: – Można podać wiele nazwisk z najwyższej półki, ale nie odwołujmy się. Starajmy się tworzyć swój wizerunek, swoją osobowość. Zweryfikujecie za jakiś czas, jaki będzie efekt tej pracy. Ona została w pewien sposób zdefiniowana przez miasto. Zapewniam jednak, że w każdym meczu będziemy grali o zwycięstwo. Nie zakładamy niczego innego. Każdy kolejny dzień będzie nam pokazywał, na ile jesteśmy mocni i na ile jesteśmy w stanie walczyć o coś. Wierzę, że GieKSa będzie silna.

Waldemar Bojarun, wiceprezydent Katowic, przyznał wprost, że GKS nie musi za wszelką cenę awansować do I ligi już po roku.
Robert GÓRALCZYK: – Myślę, że w sportowcach zawsze będzie chęć gry o zwycięstwo. W każdym meczu. Będziemy budowali właśnie taki zespół. Kierujemy się w stronę młodych zawodników, mających przed sobą przyszłość. Taki trend już został wyznaczony przez dokooptowanie do zespołu pięciu chłopaków z akademii. Rozmawiamy też o zawodnikach, którzy będą w stanie dać nam dużo jakości. Wierzę w pracę trenera i sztabu. Powtarzam: będziemy robić wszystko, by być przygotowanym do gry o zwycięstwo w każdym meczu. Jaki będzie globalny bilans? Na co to nam pozwoli? To już inna sprawa. Nie wyobrażam sobie jednak, by ktoś pomyślał, że GieKSa będzie sobie po prostu grała w II lidze. Nie! Będziemy grali, by wygrywać, a jeśli będziemy wygrywać, to droga do celu w miarę upływu czasu będzie się klarowała. Mamy możliwości, by sprowadzić zawodników, którzy dadzą jakość. Może nazwiska nie są już tak głośne, jak tu bywały, ale one nie zawsze warunkują sportowy sukces. Czasem buduje się go na sile zespołu, na duchu zespołu. Nieraz jak się dobrze zacznie, to już pójdzie. Albo odwrotnie – będąc silnym, nie wyjdzie ci jeden i drugi mecz, a wtedy wszystko jest w stanie diametralnie się odwrócić. Skoro zaczęliśmy okres przygotowawczy z 29 zawodnikami, to nie pozostaje nam nic innego, jak przekuć ilość w jakość. Musimy walczyć o zwycięstwa i cele, które będą napędzać zespół, sztab, nas wszystkich.

W klubie nie ma w tej chwili prezesa. To problem?
Robert GÓRALCZYK: – Uspokoję wszystkich. Pewnego rodzaju dyskomfort może i jest, ale została zachowana pełna decyzyjność. Pierwsze kontrakty – jak wiemy – zostały podpisane. Jesteśmy władni, ten stan nie zaburza naszego funkcjonowania.

W mieście wiele mówi się o tym, że GKS musi postawić na młodych. Co dla pana oznacza to pojęcie?
Robert GÓRALCZYK: – Jest ono względne. Młodość… Ktoś może za młodego uważać 17-latka, ktoś powie, że młodzi są jeszcze – jako najstarsi młodzieżowcy – 20-latkowie. Dla innych młody będzie 24-latek, a nawet gracz 27-letni nie będzie jeszcze stary i ciągle może mieścić się w kryteriach młodości. Mówiąc o stawianiu na młodych, być może ktoś miał na celu wykluczenie skrajności. Bardzo doświadczone ogniwa niekoniecznie stanowiły ostatnio w większym wymiarze o sile GieKSy. Nawet jeśli w kadrze będzie dominowała względna młodość, będą zawodnicy 20-kilkuletni, to też będziemy potrzebować kogoś, kto będzie nimi dowodził. I prowadził przez tę drogę rywalizacji; czy to na Bukowej, gdzie dawno nie było zwycięstwa, czy w innych miejscowościach, w niekoniecznie popularnych dla wielu zawodników warunkach. Przed nikim nie zamykamy drogi, mając jednak z tyłu głowy słowa, które padły w mieście. Akceptujemy je i bierzemy pod uwagę, że tak ten zespół będzie budowany.

Czy jest granica wieku, ponad którą nie przeskoczycie, kontraktując nowych zawodników?
Robert GÓRALCZYK: – Nie mówiłbym w ten sposób. Poczekajmy trzy tygodnie, a potem chętnie wrócimy do tematu. Wszyscy będą widzieli, w jaki sposób to wszystko poukładaliśmy. Doświadczenie nie będzie dominowało w tym zespole. Nawet jeśli będzie – to dlatego, że już w kadrze jest. I nie będziemy go rozszerzać.

W GKS-ie zostało 17 zawodników z czasów I-ligowych. Czy może dojść do tego, że budżet płacowy na tę grupę zostanie obniżony i będziecie renegocjować kontrakty?
Robert GÓRALCZYK: – Takie działania podejmujemy. Mamy pełną świadomość tego, w czym się musimy obracać. Poza pewne ramy nie możemy wychodzić.

Bez rozgrzewki. Przypadek Rafała Góraka i nie tylko

Czy zawodnicy chcą grać w GieKSie? A może II liga zamyka niejedne drzwi?
Robert GÓRALCZYK: – Chcą grać w GieKSie. Trzeba mieć jednak racjonalne podejście do tematu. Trudno nam teraz mówić o młodych zawodnikach z ekstraklasowym potencjałem. Spoglądamy na rynek rozsądnie. Mamy to ułożone pozycyjnie. Zawodnicy wykazują zainteresowanie, choć spotkałem się już z głosami typu: „Kurde, gdyby ta GieKSa była w I lidze, to nawet byśmy nie rozmawiali, a już podpisywali kontrakt”. GKS cały czas jest jednak marką, która stanowi siłę przyciągania. Nie jest tak, że wszyscy mówią: „Nie zagram w II lidze!”. Też mamy swoje atuty i ambicje. To będzie widoczne.

Wierzy pan w stwierdzenie, że można zbudować zespół wokół jednego zawodnika? I czy może być nim w GieKSie czołowy I-ligowiec z poprzedniego sezonu, a więc Adrian Błąd?
Robert GÓRALCZYK: – Nie chciałbym, abyśmy o tym mówili. Wolałbym, by był tu zespół. Niesamowicie zaangażowany, zdeterminowany, charakterny, dobry piłkarsko.

Jednak musi mieć liderów.
Robert GÓRALCZYK: – Tak jest! Niech oni wykreują się w silnym zespole. Adrian dał w ostatnim sezonie potwierdzenie swojej wartości. Dzisiaj z pewnością wiąże się z nim duże nadzieje, ale nie chciejmy obarczać go takimi obowiązkami i zadaniami. Niech każdy będzie silnym ogniwem na swój sposób. Ważni będą też zawodnicy o statusie młodzieżowców. Przypomnę, że w II lidze trzeba mieć ich dwóch, a nie jednego – jak szczebel wyżej. Oni również będą musieli udźwignąć ten ciężar.

Wiecie już, na jakich pozycjach będziecie „budować” młodzieżowców?
Robert GÓRALCZYK: – Nie będzie to za chwilę tajemnica. Zakładamy, że jeden stanie w bramce, a drugi będzie grał na prawej obronie. To będzie widoczne w naszych ruchach transferowych. Nie wykluczamy oczywiście występów zawodników młodzieżowych na innych pozycjach. Tacy również będą się pojawiać – choćby po to, byśmy mieli alternatywę. Nie będzie nic złego w tym, gdy w pierwszym składzie będzie wychodzić trzech albo i więcej młodzieżowców. Jeśli będą stanowili taką siłę w rywalizacji z zawodnikami starszymi, to tylko się cieszyć.

Do Katowic trafił pan po ośmiu miesiącach spędzonych w Motorze Lublin, z którym zajął pan 3. miejsce w IV grupie III ligi. Czy namawiano pana na pozostanie na Lubelszczyźnie?
Robert GÓRALCZYK: – Tak. Motor był bardzo zdeterminowany, bym został. Szło to w takim kierunku. Dałem jednak pewne wytyczne do działań, które w mojej ocenie musiałyby zostać podjęte, bym mógł zagwarantować bezwzględną walkę o awans. Trochę zbyt wolno i opieszale się to toczyło. Moja decyzja była zatem odmowna. Podkreślam jednak, że nie było tak, iż odszedłem do GieKSy, będąc jeszcze niezdecydowany w Motorze.

Czyli niezależnie od oferty z GKS-u – czy też jej braku – i tak wyjechałby pan z Lublina.
Robert GÓRALCZYK: – Zgadza się. Prowadziłem zespół do końca sezonu, ale podejmowane w klubie działania były zbyt wolne, zbyt mało wyraziste. Na pożegnanie z Motorem usłyszałem wiele miłych słów. Moje miejsce jest jednak w Katowicach. Co prawda zmieniłem stanowisko, ale to dla mnie nic strasznego. Chcę budować silny zespół blisko swojego domu.

Czy – jako były selekcjoner – będzie też pan partycypował w działaniach wokół drużyny żeńskiej?
Robert GÓRALCZYK: – Mam to zapisane w obowiązkach. Sekcja piłki nożnej naturalnie zawiera w sobie drużynę piłki nożnej kobiet. W ścisłym porozumieniu z dyrektorem Mariuszem Polakiem będę się starał wesprzeć ten zespół, który dobrze funkcjonuje.
Jako beniaminek zajął 6. miejsce w ekstralidze. Poczuwam się do obowiązku, by o tę kwestię również zadbać.

Przez wiele lat pracował pan w zakładzie piłki nożnej na katowickiej AWF. Czy w najbliższym czasie studenci będą mogli na pana liczyć?
Robert GÓRALCZYK: – Niestety, nie wydaje mi się. Były takie okresy mojego życia zawodowego – czy to w reprezentacji Polski, czy na dalekim wyjeździe do Lublina – kiedy tylko akcentowałem swój udział. W pracy na uczelni istotnym dniem był często poniedziałek. Oceniam, że teraz będzie to najważniejszy dzień tygodnia w pracy GKS-u. Zaangażowanie na tak absorbującym stanowisku musi być pełne. Od rana do… rana.

 

Na zdjęciu: Robert Góralczyk mógł zostać w Lublinie, ale wskazuje, że jego miejsce na ziemi to Katowice.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ