„Górale” stracili zwycięstwo w… 10 doliczonej minucie!

Podbeskidzie, choć dwukrotnie obejmowało prowadzenie, tylko zremisowało z sosnowieckim rywalem.


Po tym, co kibice Podbeskidzia zobaczyli w wykonaniu swoich ulubieńców w pierwszej połowie meczu z Zagłębiem Sosnowiec, to śmiało można powiedzieć, że były to jedne z najlepszych, a może nawet najlepsze 45. minut „górali” w tym sezonie. Sympatycy klubu spod Klimczoka zobaczyli zespół dominujący na boisku, próbujący grać nietuzinkowo, a przede wszystkim ofensywnie, i stwarzający sytuacje pod bramką przeciwnika. Aktywni byli szczególnie Ezequiel Bonifacio, Jeppe Simonsen, Goku Roman i Michał Janota, a rywala – tradycyjnie – straszył Kamil Biliński. I to właśnie kapitan dał zupełnie zasłużone prowadzenie swojej drużynie w 14. minucie spotkania.

Zaczęło się od świetnej wymiany piłki Simonsena z Romanem. Hiszpan odegrał Haitańczykowi futbolówkę piętą, a ten doskonale widział ustawionego w polu karnym, tam gdzie trzeba, Kamila Bilińskiego. Obrońcy Zagłębia nie zauważyli tymczasem w tym miejscu kapitana Podbeskidzia, który takich sytuacji z reguły nie marnuje i po raz ósmy w tym sezonie wpisał się na listę strzelców.
Gospodarze chcieli pójść za ciosem. Ciągle niezwykle aktywny był Goku Roman, który czy to z Bonifacio, czy też z Simonsenem, starał się rozmontować obronę Zagłębia po raz kolejny. Kilka razy był blisko, ale sosnowiczanie byli nieco bardziej czujni, bo przy pierwszym golu wyraźnie dali się zaskoczyć. Kolejny raz udała się taka sztuka bielszczanom pod koniec pierwszej połowy. Tym razem faulowany w polu karnym był Michał Janota i sędzia, bez wahania, wskazał na jedenasty metr. To byłaby pewna jedenastka, ale okazało się chwilę wcześniej jeden z „górali” zagrał w tej akcji ręką i arbiter, po analizie VAR, cofnął decyzję o karnym, choć prowadzenie 2:0 do przerwy na pewno się bielszczanom należało.

Dlatego niebywałe było to, że w pierwszej akcji drugiej połowy Zagłębie… wyrównało! Tym razem bielszczanie wyraźnie się zdrzemnęli, a do siatki trafił Szymon Sobczak, który chwilę wcześniej pojawił się na plascu gry. Po szybko strzelonym zespół z Sosnowca wyraźnie odżył, a spotkanie się wyrównało. „Górale” potrzebowali kilku minut, by się otrząsnąć i na szczęście dla swoich sympatyków doszli do siebie bardzo szybko. W 60. minucie spotkania piłka wpadła do siatki po strzale – a jakże – Kamila Bilińskiego, ale chorągiewka asystenta powędrowała w górę. Napastnik „górali”, tak się wydawało, był na spalonym, ale sędzia postanowił sprawdzić, graczem zagrywającym piłkę nie był zawodnik Zagłębia.

VAR nie pozostawił wątpliwości, że właśnie tak było i bielszczanie wrócili na prowadzenie, a „Bila” już po raz dziewiąty w sezonie wpisał się na listę strzelców. Chwilę później gracz ten ucierpiał w starciu z rywalem i nie obeszło się bez pomocy medycznej. Napastnik wrócił do gry jeszcze na kilkanaście minut, co nie udało się następnie Tomaszowi Jodłowcowi, który zmieniony został z powodu kontuzji. W końcówce spotkania gra się zaostrzyła. Z czerwoną kartką do szatni pomaszerował Bonifacio, choć drugi żółty kartonik obejrzał za bezsensowne odkopnięcie piłki. Zagłębie postanowiło do końca poszukać szansy na remis i wykorzystało ją w… 10 doliczonej minucie! Dominik Jończy, były gracz bielskiej drużyny, trafił po rzucie rożnym

Podbeskidzie Bielsko-Biała – Zagłębie Sosnowiec 2:2 (1:0)

1:0 – Biliński, 14 min
1:1 – Sobczak, 46 min
2:1 – Biliński, 60 min
2:2 – Jończy, 90+10 min

PODBESKIDZIE: Igonen – Simonsen, Mikołajewski, Wypych, Markow – Bonifacio, Jodłowiec (73. Polkowski) – Roman (90+5. Milaszius), Misztal, Janota (79. Celtik) – Biliński (79. Drzazga). Trener Dariusz ŻURAW.

ZAGŁĘBIE: Gliwa – Ziółkowski (72. Borowski), Jończy, Bykow, Gojny – Bryła (46. Masłowski), Rozwadowicxz, Szumilas, Pawłowski, Banaszewski (79. Kulawiak) – Fabry (46. Sobczak). Trener Artur SKOWRONEK

Sędziował: Patryk Gryckiewicz (Toruń). Widzów 3699. Żółte kartki: Markow, Misztal, Janota, Bonifacio, Simonsen, Jodłowiec – Bykow, Masłowski, Jończy.


Fot. Łukasz Sobala / PressFocus