„Górale” wyrwali trzy punkty! No i ten Biliński…

Do 79. minuty spotkania Podbeskidzie przegrywało u siebie z Górnikiem. Bohaterem końcówki meczu został jednak napastnik bielszczan, Kamil Biliński.


Wygrana sprzed tygodnia w meczu z Legią Warszawa rozochociła nieco Roberta Kasperczyka, który postanowił w meczu z Górnikiem Zabrze zagrać nieco bardziej ofensywnie. Na ławce rezerwowych „górali” pozostał Karol Danielak, a w jego miejsce do składu wskoczył drugi napastnik, Kamil Biliński.

Na papierze wyglądało to jednak tak, że „Bila” istotnie ustawiony był na szpicy, a Marko Roginicia, który taką rolę pełni w starciu z mistrzem Polskim, ustawiono na skrzydle.

Tymczasem trener Górnika, Marcin Brosz, dokonał dwóch roszad w wyjściowy składzie, w stosunku do pierwszego w tym roku meczu z Lechem Poznań. Przemysław Wiśniewski zastąpił Aleksandra Paluszka, a Alassana Manneh zagrał w miejsce Norberta Wojtuszka.

Głowa Koja

Na początku spotkania dwa razy bielszczanom wydawało się, że powinni otrzymać rzut karny. W pierwszym przypadku chodziło o starcie Adriana Gryszkiewicza z Marko Roginiciem, a w drugim o ewentualne zagranie ręką Przemysława Wiśniewskiego.

W obu sytuacjach, drugą konsultując z VAR-em, sędzia Paweł Raczkowski słusznie nie wskazał na 11 metr, bo przewinień w zachowaniach zabrzańskich piłkarzy się nie dopatrzył. Górnik postanowił jednak nie kusić losu i chwilę później objął prowadzenie. Piłkarze Marcia Brosza bardzo pomysłowo rozegrali rzut rożny, czym zaskoczyli rywala.

Ostatecznie piłkę w pole karne dostarczył Erik Janża, a Jakub Bieroński źle przypilnował znajdującego się pięć metrów od bramki Michała Koja. Piłka spadła wprost na głowę obrońcy przyjezdnych, który nie miał najmniejszych problemów z pokonaniem bezradnego w tej sytuacji Michala Peskovicia.

Przed przerwą korzystniejsze wrażenie sprawiali goście. Zespół trenera Brosza lepiej operował piłką, a zagrożenie sprawiał po stałych fragmentach gry. Piłka, w 26. minucie spotkania, drugi raz wpadła do bramki Podbeskidzia, ale uznana nie została. Najpierw arbiter odgwizdał przewinienie, którego… nie było. Ale zabrzanie przewinili w inny sposób, bo jeden z nich, w momencie dośrodkowania z rzutu wolnego, był na minimalnym spalonym.

Tak niewielkim, że sprawdzenie tej sytuacji na wideo trwało kilka minut. Bielszczanie w pierwszej połowie nie zagrozili bramce strzeżonej przez Martina Chudego. „Górale” nie oddali ani jednego celnego strzału przez 45. minut i jeśli myśleli o tym, by cokolwiek w tym meczu zmienić, to musieli poważnie porozmawiać między sobą w szatni.

Biliński razy dwa

Po pierwszych minut drugiej odsłony widać było, że do takiej rozmowy doszło. Podbeskidzie może nie rzuciło się ochoczo na rywala, ale przejęło inicjatywę. Górnik, z kolei, postanowił poczekać na przeciwnika. Chyba niepotrzebnie, bo w ten sposób zabrzanie kusili los. Dwa razy uśmiechnęło się do nich szczęście.

Najpierw przy rykoszecie po strzale Jakuba Hory, który wszedł na boisko z ławki i rozruszał nieco ofensywne poczynania swojej drużyny. Futbolówka nieznacznie minęła bramkę przyjezdnych. 10 minut później wszyscy widzieli już piłkę w siatce Górnika. Strzelał Gergoe Kocsis, ale fantastycznie zachował się Janża, który zatrzymał uderzenie Węgra na linii bramkowej. Bielszczan momenty, w których brakowało bardzo niewiele, nie zraziły. A na dodatek rywal podał im pomocną dłoń.

Erik Janża, który mocno pracował na miano piłkarza meczu, był spóźniony, kiedy próbował powstrzymać szarżującego na skraju pola karnego Kamila Bilińskiego. Najpierw arbiter podyktował za ten faul rzut wolny, ale sygnał z VAR-u przesądził o tym, że przewinienie nastąpiło już w szesnastce. Sam poszkodowany ustawił piłkę na jedenastym metrze i uderzył… źle. Chudy odbił futbolówkę, ale tak dla siebie niefortunnie, że ta trafiła pod nogi strzelca, który nie mógł drugi raz się pomylić. Dopiero po stracie gola Górnik postanowił zaatakować. Miast jednak wrócić na prowadzenie, zabrzanie mecz… przegrali!

Już w 90. minucie „górale” krótko rozegrali rzut rożny, a piłkę w pole karne dośrodkował Karol Danielak. Michał Koj i Daniel Ściślak nie zdołali upilnować Bilińskiego, który przesądził o losach spotkania. Co ciekawe chwilę wcześniej napastnik Podbeskidzia był opatrywany poza boiskiem i wydawało się nawet, że doznał poważnego urazu barku.

Zresztą tuż po zdobyciu gola opuścił plac gry ostatecznie. Ale już z mianem bohaterem tego spotkania. W ostatniej doliczonej minucie zdobywcy dwóch bramek dorównał kolega z zespołu, Michal Pesković, który w świetnym stylu obronił strzał Romana Prochazki. Słowacki pomocnik Górnika miał stuprocentową szansę na wyrównującego gola.


Podbeskidzie Bielsko-Biała- Górnik Zabrze 2:1 (0:1)

0:1 – Koj, 10 min (głową, asysta Janża), 1:1 – Biliński, 79 min, 2:1 – Biliński, 90 min (głową, asysta Danielak).

PODBESKIDZIE: Pesković – Modelski, Janicki, Rundić Mamić – Bieroński (46. Frelek), Kocsis – Marzec (66. Danielak), Ubbink (46. Hora), Roginić – Biliński (90+1. Miakuszko niesklas.). Trener Robert KASPERCZYK. Rezerwowi: A. Leszczyński, Sierpina, Rzuchowski, Baszłaj, Sitek.
GÓRNIK: Chudy – Wiśniewski, Koj, Gryszkiewicz – Massouras, Manneh (85. Krawczyk), Kubica, Nowak (72. Prochazka), Janża – Sobczyk (53. Wojtuszek), Jimenez (85. Ściślak). Trener Marcin BROSZ. Rezerwowi: Kudła, Paluszek, Evangelou, Rostkowski, Eizenchart.
Sędziował Paweł Raczkowski (Warszawa). Żółte kartki: Bieroński (17. faul), Kocsis (30. faul), Biliński (69. faul), Roginić (85. faul) – Wiśniewski (36. faul).
Piłkarz meczu – Kamil BILIŃSKI.



Na zdjęciu: Kamil Biliński (w środku) został bohaterem Podbeskidzia. Górnikowi strzelił dwa gole w końcówce spotkania.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus