„Górale” wyszarpali punkt

Podbeskidzie choć przegrywało do przerwy 0:2 zdołało zremisować w Gdyni z Arką.


Atrakcyjny i ciekawy mecz. Tak można w telegraficznym skrócie napisać o tym, co działo się na stadionie w Gdyni. Postronni obserwatorzy tego spotkania byli z całą pewnością ukontentowani. Poziom zadowolił nawet najbardziej wybrednych, choć zaznaczmy, że chodzi jedynie o rozgrywki zaplecza naszej ekstraklasy.
Pierwsza połowa zdecydowanie należała do gospodarzy. Omran Haydary i Karol Czubak siali wręcz spustoszenie w defensywnych szeregach Podbeskidzia i na efekty nie trzeba było długo czekać. W 10 minucie Matvei Igonen zatrzymał jeszcze strzał drugiego z wymienionych, ale kilkadziesiąt sekund później nie miał już estoński golkiper nic do powiedzenia. Świetne dośrodkowanie Kacpra Skóry trafiło wprost do Czubaka – krycie w tej sytuacji zupełnie zgubił Daniel Mikołajewski – i Arka uzyskała zasłużone prowadzenie.

Bielszczanie trochę chaotycznie rzucili się do odrabiania strat. Niedługo po stracie gola przeprowadzili kilka akcji ofensywnych, ale w żadnej z nich nie było konkretów. Przede wszystkim brakowało dokładności. Na domiar złego przychylny nie był drużynie spod Klimczoka VAR. Sędzia Krzysztof Jakubik w pierwszym momencie nie dopatrzył się zagrania piłki ręką Mikołajewskiego, ale po wideoweryfikacji musiał podyktować rzut karny dla Arki, który na gola zamienił Hubert Adamczyk.

Arka na przerwę zeszła zatem w komfortowej sytuacji przy prowadzeniu 2:0. Wydawało się, że nic nie odbierze jej w tym meczu zwycięstwa, ale na drugą połowę „górale” wyszli zupełnie odmienieni. Nie wiemy, jakich słów w szatni użył trener Dariusz Żuraw, ale gdy tylko rozbrzmiał pierwszy gwizdek w II połowie, zespół z Bielska-Białej robił na boisku, co chciał. Kibice Arki przecierali oczy ze zdumienia. Warto podkreślić, że jeszcze w I połowie trener Podbeskidzia zdecydował się na dość radykalne posunięcie. Zdjął z boiska Dawida Polkowskiego, a w jego miejsce wpuścił Krzysztofa Drzazgę. Nie to jednak zadecydowało o zmianie oblicza tego spotkania.

Kamil Biliński, zupełnie przed przerwą niewidoczny, wykorzystał błąd defensywy Arki i w tempo podał piłkę Goku Romanowi. Hiszpan przymierzył po długim słupku i bielszczanie złapali kontakt. Wspomniany Drzazga mógł wyrównać, ale przegrał pojedynek z Kacprem Krzepiszem. Ten sam zawodnik, na nieco ponad dziesięć minut przed zakończeniem spotkania, poszedł na przebój i został sfaulowany w polu karnym. Tym razem sędzia Jakubik nie miał najmniejszych wątpliwości i od razu wskazał na 11 metr. Do piłki ustawionej na „wapnie” podszedł Biliński i pewnym strzałem zamienił doskonałą okazję na bramkę. Punkt w tym spotkaniu, za postawę w II połowie, na pewno się Podbeskidziu należał.


Arka Gdynia – Podbeskidzie Bielsko-Biała 2:2 (2:0)

1:0 – Czubak, 12 min, 2:0 – Adamczyk, 33 min (karny), 2:1 – Roman, 50 min, 2:2 – Biliński, 80 min (karny).

ARKA: Krzepisz – Tomal, Marcjanik, Dobrotka, Stolc – Skóra (65. Stępień), Milewski (76. Purzycki), Gol, Adamczyk, Haydary (65. Żebrowski) – Czubak. Trener Ryszard TARASIEWICZ.

PODBESKIDZIE: Igonen – Bonifacio, Mikołajewski, Wypych, Markow (76. Scalet), Simonsen – Janota, Polkowski (38. Drzazga), J. Bieroński (46. J. Willmann), Roman (90. Bernard) – Biliski. Trener Dariusz ŻURAW.

Sędziował Krzysztof Jakubik (Siedlce). Żółte kartki: Milewski, Purzycki, Gol – Janota, Wypych, Markow, Drzazga.


Na zdjęciu: Druga połowa meczu w Gdyni pokazała, że Podbeskidzie potrafi grać w piłkę. Szkoda tylko, że przed przerwą „górale” o tym zapomnieli.
Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus