„Górale” żegnają ekstraklasę

Piłkarze Podbeskidzia nie stanęli na wysokości zadania. Przegrali w Warszawie z mistrzem Polski i spadli do I ligi.


Kiedy w siódmej minucie spotkania Śląska Wrocław ze Stalą Mielec gracz drużyny gospodarzy, czyli Krzysztof Mączyńśki, strzelił bramkę, zaczął spełniać się korzystny dla Podbeskidzia scenariusz. Przypomnijmy, że by zachować ekstraklasowy byt „górale” musieli wygrać przy Łazienkowskiego i liczyć na to, że Śląsk pokona Stal.

Zespół Jacka Magiery bardzo szybko wysłał do stolicy pokrzepiającą dla bielszczan wiadomość. Sęk jednak w tym, że piłkarze trenera Roberta Kasperczyka zupełnie nie wzięli jej sobie do serca. Zresztą przed meczem sam szkoleniowiec zachował się nieco dziwnie.

Otóż na spotkanie o życie nie wystawił najskuteczniejszego piłkarza sezonu, czyli Kamila Bilińskiego. Była to co najmniej dyskusyjna decyzja, po której można było nawet odnieść wrażenie, że opiekunowi drużyny spod Klimczoka niespecjalnie na utrzymaniu zależy. A przecież to absurd.

Bardzo szybko okazało się, że mecz ten będzie dla Podbeskidzia szalenie trudny. Przed spotkaniem Kasperczyk mówił o tym, że by myśleć o pokonaniu Legii, nie można pozwolić tej drużynie na swobodne granie. Mówi się jednak łatwo, a dużo trudniej takie założenie zrealizować. Mistrz Polski wcale nie forsował jakiegoś nadzwyczajnego tempa, ale utrzymywanie się przy piłce wychodziło podopiecznym trenera Czesława Michniewicza nadzwyczaj łatwo. I bardzo szybko pojawiły się klarowne sytuacje bramkowe.

W 19. minucie spotkania Bartosz Kapustka, po ładnie zagranej kontrze, znalazł się „oko w oko” z Michalem Peskoviciem, ale ten pojedynek przegrał. Dwie minuty później niemal identyczną okazję miał Filip Mladenović, ale boczny obrońca nie tylko przeniósł piłkę nad słowackim golkiperem bielskiego zespołu, ale również ponad bramką.

„Wojskowi” dopięli swego w 24. minucie meczu. Legia przeprowadziła akcję, jak na mistrza Polski przystało. Artur Jędrzejczyk znalazł się z futbolówką na prawym skrzydle. Podniósł głowę i rozejrzał się, co okazało się kluczowe dla losów tej akcji. I miast centrować w pole karne zagrał do lepiej ustawionego Josipa Juranovicia. Ten, z kolei, zaadresował futbolówkę wprost na głowę Rafaela Lopesa, który dał swojej drużynie prowadzenie.
Które, do przerwy, powinno być wyższe. Kacper Skibicki nie wykorzystał jednak znakomitej szansy, a chwilę później Bartosz Kapustka trafił w słupek.

Gdyby po pierwszej połowie Podbeskidzie przegrywało przy Łazienkowskiej różnicą 3-4 bramek, to nikt nie miałby prawa mieć o to pretensji. W przerwie trener Kasperczyk wymienił dwóch piłkarzy, ale nic to nie dało. Legia nadal dominowała na placu gry, a „górale” nie byli w stanie przejąć inicjatywy. We Wrocławiu ciągle utrzymywał się korzystny wynik dla Podbeskidzie. Cóż jednak z tego, skoro bielszczanie byli zupełnie bezradni? W 55. minucie Legia miała kolejną szansę na to, by zdobyć drugą bramkę. Znów przed szansą stanął bardzo aktywny w tym spotkaniu Mladenović, ale jego strzał został zablokowany.

W 80. minucie spotkania Podbeskidzie stworzyło pierwszą klarowną szansę na gola, ale płaski strzał Karola Danielaka okazał się nieznacznie niecelny. Najskuteczniejszy strzelec Podbeskidzia w poprzednim sezonie szukał drogi do siatki na dalszym słupku, ale ostatecznie jej nie znalazł. Kibice Legii, którzy kilka minut wcześniej odpalili race, nie przejęli się zbytnio okazją dla Podbeskidzia.

Chwilę później spotkanie, z powodu zadymienia, zostało przerwane na kilkanaście minut, a zawodnicy zeszli z boiska. Gdy sytuacja się unormowała gracze obu drużyn wrócili do rywalizacji, ale nie miało to już większego znaczenia. Tym bardziej, że Stal strzeliła we Wrocławiu wyrównującego gola. Mistrz Polski wygrał spotkanie przekonująco, będąc zespołem znacznie lepszym od Podbeskidzia.

Bielszczanie zajęli w ten sposób ostatnie miejsce w klasyfikacji ekstraklasy i po jednym sezonie elitę opuszczają. Chyba, że odwołanie Stali Mielec w sprawie nie przyznania tej drużynie licencji na kolejny sezon nie przyniesie skutku.


Legia Warszawa – Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:0 (1:0)

1:0 – Lopes, 24 min (głową, asysta Juranović).

LEGIA: Boruc (46. Cierzniak) – Jędrzejczyk, Wieteska, Hołownia (59. Wszołek) – Juranović (64. Lewczuk), Kapustka, Martins, Mladenović (65. Veszović) – Muci, Skibicki (58. Kisiel) – Lopes. Trener Czesław MICHNIEWICZ. Rezerwowi: Astiz, Cholewiak, Włodarczyk, Cielemięcki.

PODBESKIDZIE: Pesković – Modelski, Janicki, Rundić – Niepsuj (61. Biliński), Bieroński (46. Sitek), Marco Tulio, Mamić (67. Danielak) – Hora – Wilson (46. Rzuchowski), Roginić (68. Miakuszko). Trener Robert KASPERCZYK. Rezerwowi: Polaczek, Baszłaj, Osyra, Frelek.

Sędziował Bartosz Frankowski (Toruń).

Piłkarz meczu – Rafael LOPES.


Fot. Adam Starszyński/PressFocus