Przy reszcie kraju jesteśmy biedakami

MACIEJ GRYGIERCZYK: Za co najbardziej lubi pan naszą grupę trzeciej ligi?
KRZYSZTOF GÓRECKO: Za to, że jest tak wyrównana. Ostatni zespół w tabeli może punktowo odbiega od czołówki, ale patrząc na poziom poczynań na boisku, różnica nie jest wcale tak duża.

O tym, że każdy z każdym może wygrać, mówi się w kontekście praktycznie każdej polskiej ligi.
– Ja akurat mogę o tym powiedzieć dość dużo. Spójrzmy na tabelę: w meczach z pięcioma ostatnimi zespołami straciliśmy 11 punktów! Gdyby ta ostatnia piątka była naprawdę megasłaba, to pewnie byśmy zwyciężali i Polkowice nie miałyby nad nami 13 punktów przewagi, a tylko dwa. One wygrały z ostatnią piątką wszystko.

Ten wyrównany poziom to oznaka siły czy słabości?
– Zespoły na dole są naprawdę niezłe, ale też nie ma co się głaskać. Mimo że staramy się bardzo mocno mobilizować, samo podejście do takich meczów chyba nie jest z naszej strony 100-procentowe. A skoro rywale nie są dużo gorsi, to w takiej sytuacji po prostu urywają punkty. Mam nadzieję, że to poprawimy. W tej lidze nie ma takiego meczu, na który wyjeżdżałbym z domu z przekonaniem, że będzie łatwe zwycięstwo.

Czy w tej lidze opłaca się prowadzenie ataku pozycyjnego?
– Gdy awansowaliśmy do trzeciej ligi, większość rywali przyjeżdżała i rzucała się na nas, dzięki czemu mieliśmy wiele miejsca, by kontrować. Dziś jest inaczej. Teraz zespoły zazwyczaj ustawiają się w meczach z nami w strefie niskiej. Ciężko się gra. Próbujemy pracować nad atakiem pozycyjnym, ale to z punktu widzenia szkoleniowca najtrudniejsze. Tu trzecia liga, czyli bardzo dużo walki. Poziom wyszkolenia zawodników odbiega od ligowców. Taktyki jest trochę mniej. Im wyższa liga, tym jest tego więcej. Gdy przeżywam w środku dany mecz, to nieraz wydaje mi się, że było super. Dopiero później, na chłodno, oglądając w domu zapis z kamery widzę, jaka jest „łupanka” i ile rzeczy trzeba poprawić.

Jaką rolę pełni w polskiej piłce trzecia liga?
– To najniższy poziom futbolu zawodowego. On tu się powoli zaczyna. Wiele klubów trzecioligowych jest już prowadzonych zawodowo. Piłkarze nie pracują, dla trenerów to też jedyne zajęcie. Nie jest tak wszędzie, ale dość duża część klubów tak funkcjonuje. Sam fakt, że nastąpiła redukcja z ośmiu do czterech grup pokazuje, że w tych miejscach, które się ostały, musi być jakiś pieniądz. Kosztuje sama organizacja, wyjazdy, nie mówiąc o wypłatach. A jaka jest rola? Obserwuję od wielu lat to, co dzieje się z młodzieżowcami. Niestety, nie ma dobrych informacji. Rzadko zdarza się, że chłopak, który grał 2-3 lata w trzeciej lidze, nagle trafi do ekstraklasy.

Jak na tle reszty kraju wypada nasza – trzecia – grupa?
– Od roku jestem na kursie UEFA Pro. W Szkole Trenerów na roku jest ze mną kilku chłopaków pracujących w trzeciej lidze. Sławek Majak jest w Sokole Aleksandrów Łódzki, Tadek Żakieta – w Gwardii Koszalin, Bodzio Jóźwiak długo prowadził Lechię Tomaszów Mazowiecki, Ariel Jakubowski przeszedł do Wigier Suwałki z Ursusa Warszawa… Mógłbym wymienić jeszcze kilku. Czasem siedzimy sobie i rozmawiamy, jak to wygląda. Gdy słyszę, jakie w innych miejscach są budżety, nakłady na zespół i sztab, to konkluzja nasuwa się prosta: my tu jesteśmy biedni. Różnica w zarobkach jest niekiedy czterokrotna. W naszej trzeciej lidze – w przypadku Pniówka czy Gwarka – płacimy 2000 złotych gościowi, który ma dawać jakość. W klubach „w Polsce” są to śmieszne pieniądze. Tam niektórzy zarabiają po 6-8 tysięcy. Młodzieżowcy u nas dostają często tylko „na bilet”.

Z czego to wynika?
– W regionie śląskim historia tak poukładała nasze życie, że nie ma już przemysłu, kopalń, dużych zakładów utrzymujących kluby. Pracuję w Tarnowskich Górach, ale jestem mieszkańcem Zabrza. Kilkanaście lat temu – gdy jeszcze sam kopałem piłkę – był ekstraklasowy Górnik. trzecioligowa Walka, czwartoligowa Sparta, między czwartą ligą a „okręgówką” obijała się Gazobudowa, w tej „okręgówce” grała Pogoń. Zawsze można było iść na jakiś mecz. Dziś? Został Górnik, poza tym nie ma nic. Totalne amatorstwo. Walka jest w B-klasie. Kluby bazują tylko na miejskich pieniądzach, a te – czemu trudno się dziwić – idą na Górnika. Bardzo mnie to boli, bo zawsze powtarzam, że gdy upada klub, to my – trenerzy – tracimy kilka miejsc pracy. Nie tylko w pierwszej drużynie, ale też rezerwach, grupach juniorskich, trampkarskich. Mogłoby tam działać dziesięciu szkoleniowców. Nie ma klubu – nie ma pracy. Trzecioligowcy w innych miejscach Polski mają mocniejszych sponsorów, większe firmy. My cieszymy się w Gwarku, gdy pozyskamy sponsora, który da na klub 1000 złotych miesięcznie. Gdzie indziej nie brakuje takich, którzy dają 10 razy tyle, albo i więcej. Z drugiej strony – na Śląsku mamy o tyle łatwiej, że jest wielu zawodników. Ruch Chorzów, Stadion Śląski, GKS Katowice, Gwarek Zabrze, Górnik – klubów jest sporo, jest skąd chłopaków kaperować.

Jak mają się zarobki do poziomu sportowego?
– Niedawno graliśmy sparing z Hutnikiem Kraków. Świetny zespół! W IV grupie jest liderem, u nas też byłby w gronie faworytów i biłby się o awans. U siebie wyprzedza Motor Lublin czy Stal Rzeszów. Gdy jadą tam wybijający się chłopcy ze Śląska, to dostają po 6-7 tysięcy i mogą dobrze żyć. Grzegorz Goncerz w Rzeszowie zarabia pieniądze, za które u nas utrzymalibyśmy pewnie połowę szatni.

Aż tak?
– Jestem w Tarnowskich Górach od kilku lat. Klub się rozwija, organizacyjnie idzie do przodu, budżet na zespół w tym czasie został chyba potrojony. Nie ma co narzekać. Zawsze mówię chłopakom: „Wiem, że każdy chciałby zarabiać, ale ludzie! Spójrzcie na kobiety, co siedzą na kasie w Tesco po 10 godzin dziennie, tydzień w tydzień, a dostają takie pieniądze, jakie wy, którzy przychodzicie na trening i robicie to, co lubicie”. Bo nie wyobrażam sobie, że ktoś w trzeciej lidze robi to z musu, a nie miłości do sportu. My akurat trenujemy zwykle o 17.00, dlatego zawodnicy mają możliwość pracy i zarabiania także w drugim miejscu. Prócz uczniów, wszyscy pracują. Nie ma u nas zawodowego piłkarza. Większość jest na kartach amatora, potrzebnych, by zgłosić do rozgrywek. Grzesiu Fonfara wchodzi w świat „menedżerki”, ktoś pracuje na magazynie, inny jeździ wózkiem widłowym… Wykonują przeróżne prace. Jedni przy komputerze, inni – fizyczne. Jak to w życiu, nie każdy może być prezesem. To czasem odbija się na treningu. Gdy widzę, że ktoś się męczy, podchodzę i pytam, czy w pracy było ciężko. Jeśli ktoś wcześniej kilkaset razy schylał się i dźwigał 20-kilogramowy pakunek, to trudno, żeby nie był zmęczony.

Jakie ma pan zdanie o klasyfikacji Pro Junior System, zdominowanej przez zespoły rezerw klubów ekstraklasowych? Nie powinny być wyłączone z tej rywalizacji?
– Gdy PJS weszło do trzeciej ligi, już przed sezonem powiedziałem prezesowi, jaka będzie pierwsza czwórka. Ja generalnie jestem strasznym przeciwnikiem przepisu o młodzieżowcu i wręcz zły, że funkcjonuje. Kiedy 16 czy 17 lat temu zaczął obowiązywać, idea – chęć zrobienia czegoś dla polskiej piłki, obrania drogi wprowadzania młodzieży – była fajna. Ci ludzie zazwyczaj tracą jednak wiek młodzieżowca, a wraz z nim – miejsce w klubie. Dziwi mnie i zastanawiam się, dlaczego prezesi klubów nie sprzeciwią się wreszcie temu przepisowi. Co roku trzeba kogoś transferować, zapłacić odstępne, wydać kasę na wyrejestrowanie, zarejestrowanie. Ludzie mówią: „Trzeba szkolić swoich!”.

I co pan odpowiada?
– Stawiam pytanie, jak to robić w Tarnowskich Górach? W ostatnim roku kalendarzowym dziewięciu najlepszych chłopaków przeszło do Górnika Zabrze. To zupełnie logiczne, bo jeśli ktoś wybija się w małym klubie, to nie ma szans go zatrzymać. Mało tego – wręcz nie wolno, bo musi iść w środowisko rówieśników, którzy są na jego poziomie. Musi grać z najlepszymi. Skoro u nas jest najlepszy, to go oddajemy. Potem przychodzi temat pozyskania młodzieżowca z zewnątrz i każdy chce pieniądze. 1000, 2000 złotych za wypożyczenie to norma. W niższych ligach ten przepis nie przyniósł żadnej korzyści. Nie dotarły do mnie żadne podsumowania, żadne statystyki, w których pokazano, co to dało dobrego. Wad można wymieniać mnóstwo, począwszy od klosza ochronnego dla takich chłopaków, którzy wiedzą, że i tak dwóch z nich musi grać. Niech pan pokaże mi jednego trenera na świecie, który posadzi lepszego zawodnika na ławce? Gdy robiliśmy awans z czwartej do trzeciej ligi, grało u nas ośmiu młodzieżowców. Bo byli dobrzy, bo mieliśmy superrocznik 1996. Guzik mnie obchodziło, czy gramy szóstką, czy dwójką młodych. Po prostu byli lepsi – to grali. Przepis o młodzieżowcu powoduje brak możliwości zbudowania zespołu.

Czyli?
– Zespołu nie buduje się w 1-2 miesiące. Ten proces trwa rok, półtora. Niedawno oddałem pracę dyplomową, pisząc we wnioskach, że zespół Gwarka Tarnowskie Góry jest w ciągłej budowie wskutek przepisu o młodzieżowcu. Przecież nie wiem, czy latem dostanę lewego obrońcę, czy prawego pomocnika. Kogo uda się pozyskać, kto będzie lepszy – ten do nas przyjdzie, a potem będziemy przemeblowywać zespół. Miałem fajnego zawodnika, Remka Curyłę. Na trzecią ligę – bardzo dobry prawy obrońca. Na tę pozycję trafił się jednak młodzieżowiec. Powiedziałem Remkowi zimą, że by szukał sobie klubu, bo szkoda go na ławce. Poszedł do Szombierek. Jestem ciekaw, jak przepis o młodzieżowcu sprawdzi się w ekstraklasie, ale nie rozumiem jednej rzeczy.

To znaczy?
– Dlaczego zrezygnowano z Młodej Ekstraklasy? Mieliśmy tydzień w tydzień przegląd najlepszej młodzieży. Do zespołów Polonii Bytom czy Górnika pchała się rzesza młodych ludzi. Wyselekcjonowanie dwudziestu było problemem, bo przyjeżdżała na testy setka. Gdy się wyselekcjonowało – to były same perełki! W ME byłoby 16 zespołów, po 20 młodzieżowców w każdym. Gdy dany kończyłby wiek młodzieżowca, mógłby próbować łapać się do ekstraklasy. Jeśli nie dałby rady – schodziłby niżej i dalej się rozwijał. Teraz takiego przeglądu nie mamy. Jeden z lepszych polskich trenerów – mniejsza o nazwisko – kiedyś zapytał mnie: „Krzysiek, czego ty się spodziewasz? Że jakich ty młodzieżowców dostaniesz do trzeciej ligi?”. Zdradzę, że gdy ustawiam taktykę na dany mecz, bardzo ważnym elementem jest to, gdzie u rywali gra dwóch młodzieżowców. O, albo już w czasie spotkania zauważymy, że ktoś w przeciwnej drużynie jest słaby. Bywa, że patrzymy – a to młodzieżowiec. Zmieniamy ustawienie, rzucamy tam na przykład Przemka Oziębałę i liczymy, że zrobi wiatr.

Oziębała to wasza wartość dodana. A gdyby mógł pan zabrać do swojej drużyny dowolnego zawodnika z trzeciej grupy III ligi, to kto by nim był?
– Pół roku temu odpowiedziałbym bez wahania, ze Damian Niedojad z Lechii Dzierżoniów. Gdy latem zadzwonił do mnie Marek Kolonko z Rozwoju Katowice i zapytał o niego, odparłem: „Nie zastanawiajcie się, bierzcie w ciemno!”. Świetny zawodnik. Pochylić się można nad Dawidem Czaplińskim z Ruchu Zdzieszowice. Nieraz zdarzało się, że świętej pamięci Krzysiu Maj z Górnika dzwonił i pytał, kogo wyróżniłbym w trzeciej lidze. Zawsze mówiłem mu o Czaplińskim, ale widać, że on ze Zdzieszowic chyba nie chce się ruszać. Godny uwagi jest Damian Celuch ze Stali Brzeg. Kilka razy przeciwko nam grał. Silny, fajnie się porusza, ma superstrzał, w polu karnym jest przebojowy, zdobywa sporo bramek.

Czy ktoś będzie w stanie zagrozić Górnikowi Polkowice w drodze po awans do drugiej ligi?
– Gwarek! A tak poważnie – myślę sobie, że nawet jeśli będziemy mieli bardzo udaną rundę i zdobędziemy rekordową liczbę punktów, to Polkowic dogonić już nie damy radę. Górnik zasługuje na awans. Gra najlepiej, imponuje mi, jest też najbardziej przygotowany infrastrukturalnie, organizacyjnie, finansowo. Przeczytałem niedawno, że na to półrocze otrzymał 1,1 miliona dotacji! 800 tysięcy na sport kwalifikowany i 300 tysięcy na młodzież. To są ogromne pieniądze, a do tego dochodzi KGHM, inni sponsorzy. Gdy przyjeżdża się do Polkowic, wszystko jest czyściutkie, zadbane. Aż szkoda, żeby miała to być tylko trzecia liga. Nasz klub ma budżet nieco powyżej miliona, ale musimy pamiętać, że nie mamy miejskiego obiektu. Prezes płaci za wszystko – wodę, prąd, pracowników. Gwarek robi milowe kroki. Celem nadrzędnym w tym roku jest to, by powstało jedno sztuczne i jedno naturalne boisko. Jedyna naturalna treningowa murawa jest w beznadziejnym stanie, a trenują na niej dzieci, których mamy coraz więcej, bo już prawie 300. Projekt jest, idziemy do przodu. Górna część naszego budynku klubowego została niedawno wyremontowana. Jest super. Tego nie powstydziłby się żaden klub ekstraklasowy!

 

Na zdjęciu: Krzysztof Górecko