Górni Zabrze. Poobijani obrońcy

Michał Koj trenuje z zespołem, z kolei przy Adrianie Gryszkiewiczu znak zapytania, czy jutro zagra z Wisłą.


W ostatnim ligowym spotkaniu zabrzan z Legią na Stadionie im. Ernesta Pohla piłkarze nie szczędzili sobie razów. Mecz był ostry, a sędzia Bartosz Frankowski miał pełne ręce roboty, pokazując m.in. siedem żółtych kartek.

Co oczywiste cierpieli piłkarze. Po ponad godzinie gry boisko w asyście masażystów musiał opuścić kontuzjowany Adrian Gryszkiewicz. Mięśniowy uraz sprawił, że nie był w stanie kontynuować gry. W samej końcówce urazu doznał z kolei Koj. Jak to w jego wypadku często bywa, doznał urazu głowy. Była to sytuacja, która zmroziła obserwatorów. Koj wyskoczył do powietrznego pojedynku razem z Artemem Szabanowem, po czym obaj bezwładnie upadli na murawę. Koledzy natychmiast wzywali pomoc medyczną. Przerwa w grze trwała około dwóch minut. Bezkompromisowo grający w powietrzu obrońca boisko opuszczał z olbrzymim krwiakiem na czole. Jako że zdarzenie miało miejsce w końcowych minutach, zmiana nie była potrzebna.

W poniedziałek i Koj i Gryszkiewicz byli na badaniach. Ten pierwszy wrócił już do normalnych treningów. Dla jego bezpieczeństwa trenował jednak w specjalnym kasku ochronnym. To dla niego nie nowość, w takim kasku grał przez długi czas w Ruchu Chorzów po tym, jak doznał fatalnego urazu w spotkaniu z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza we wrześniu 2016 roku. Pauzował wtedy prawie pół roku. Głowę rozbił też w starciu z Tadeuszem Sochą z Arki Gdynia w sierpniu 2017 roku. Z kolei jesienią doznał fatalnej kontuzji złamania nosa w starciu z kolegą z zespołu Stefanosem Evangelou. Potrzebna była nawet operacja. Po niej, w niewiele ponad dwa tygodnie ponownie już grał! Teraz Koj, kapitan zespołu, z pewnością będzie brany pod uwagę przed najbliższym meczem z Wisłą w Krakowie w piątek. Inaczej wygląda sytuacja z Gryszkiewiczem. Tutaj jest znak zapytania, czy młodzieżowiec Górnika wystąpi z dobrze grającą ostatnio „Białą gwiazdą”, czy raczej potrzebny będzie wypoczynek. W bieżącym sezonie 21-letni zawodnik nie wystąpił tylko w meczu 10. kolejki na początku listopada ze Śląskiem we Wrocławiu. Tak grał we wszystkich ligowych meczach i tylko ostatnio z powodu kontuzji został zmieniony. Alternatywa za niego na lewą stronę w środkowym bloku trzech defensorów?


Czytaj jeszcze: Tracą dystans

Być może do grania wróci Evangelou. Kapitana greckiej młodzieżówki zabrakło w ostatnim meczu z legionistami z powodu drobnego urazu. Teraz trenuje już na sto procent. Pod uwagę może też być brany Aleksander Paluszek, który ostatnio zastąpił Gryszkiewicza. Brak Gryszkiewicza to ból głowy jeżeli chodzi o młodzieżowca, choć ostatnio sporo gra 20-letni Krzysztof Kubica, więc raczej nie powinno być kłopotów.


Nie ma dzwonka!

W Górniku Zabrze trwają poszukiwania dzwonka, którym od niemal 40 lat zagrzewał piłkarzy na stadionie jeden z bardziej charakterystycznych kibiców Stanisław Sętkowski, słynący z wręczania zawodnikom po meczach kogutów z własnej hodowli. 82-letni sympatyk zabrzan witał dzwonieniem wychodzących na murawę zawodników i obwieszczał również w ten sposób zdobycie przez gospodarzy gola. Jego dzwonka, używanego od 1982 roku, zabrakło podczas sobotniego meczu ekstraklasy z Legią Warszawa, przegranego przez gospodarzy 1:2. Śląski klub zwrócił się do kibiców o pomoc w znalezieniu innego „instrumentu”, też związanego z Górnikiem lub Zabrzem. Dodajmy, że kilka lat temu dzwonek też na jakiś czas zniknął, po czym się znalazł. Być może teraz będzie podobnie. Oby tak było!


Na zdjęciu: Michał Koj trenuje w specjalnym ochronnym kasku.

Fot. gornikzabrze.pl