Górnik celuje w czwórkę, Gwardia nie zamierza oddać

Od czterech lat podium mistrzostw Polski wygląda tak samo: tytuł dla Vive Kielce, a za jego plecami Orlen Wisła Płock i Azoty Puławy. Zmienia się tylko „czwarty do brydża”, którym w ostatnim sezonie była Gwardia Opole. Teraz, po ostatnich niepowodzeniach, w tym gronie po raz kolejny spróbuje zamieszać NMC Górnik Zabrze, który po raz ostatni walczył o medale – z powodzeniem – w 2014 roku.

Kibicom piłki ręcznej taka stagnacja mogła się już przejeść, ale raczej nie wygląda na to, by trzeci sezon funkcjonowania ligi zawodowej miał ten wierzchołek zburzyć. Co prawda w Kielcach pojawiły się mocne symptomy finansowego kryzysu, czego efektem obniżenie zawodnikom pensji o 25 procent i odejście kilku gwiazd, ale Bertus Servaas już wcześniej zadbał o świeżą krew w zespole, złożoną z mocnych europejskich graczy, na czele z Chorwatem Luką Cindriciem, jednym z najlepszych rozgrywających świata, a także najlepszym polskim skrzydłowym, Arkadiuszem Morytą.

Sabate kontra Jurecki

Tradycyjnie latem do kadrowej rewolucji doszło w Płocku, co nie wróży jej sukcesu w starciu z Vive, a może też zagrozić utrzymaniu pozycji numer 2. Co prawda w zespole wicemistrza Polski zagrają m.in. król strzelców tegorocznych mistrzostw Europy Czech Ondrzej Zdrahala oraz uznany chorwacki obrotowy Renato Sulić, ale liczą sobie już – odpowiednio – 35 i 39 lat. Na dodatek po kontuzjach sezon zaczną później dwaj lewi rozgrywający – Tomasz Gębala i Nemanja Obradović. Przed nowym hiszpańskim trenerem „nafciarzy” Xavierem Sabate spore wyzwanie.

Wydaje się, że dystans Wisły do Vive jest większy niż Azotów do Wisły, choć w Puławach już rok temu zapowiadano atak na pozycję płocczan, a skończyło się tylko na słowach. Teraz kolejną ofensywę ma przypuścić zespół pod wodzą debiutującego w roli trenera Bartosza Jureckiego i wzmocniony dwójką ciekawych Chorwatów, rozgrywającym Ante Kalebem i prawoskrzydłowym Jerko Matuliciem.

Rewanż Górnika?

Na rynku transferowym nie szalała Gwardia, ale za Wiktora Kawkę musiała Stali Mielec zapłacić odstępne. 22-letni rozgrywający ma być brakującym ogniwem na rozegraniu po nieudanym roku z Siergiejem Dementiewem. W Opolu postawili na ugruntowanie składu, w którym na razie wciąż brakuje rasowego dublera po drugiej stronie rozegrania dla leworęcznego Przemysława Zadury. Ale można być pewnym, że sprawdzony duet Rafał Kuptel – Michał Skórski wymyśli coś mądrego.

Tradycyjnie medalowe aspiracje ma Górnik, który w poprzednim sezonie – po świetnej fazie zasadniczej – niespodziewanie odpadł już w ćwierćfinale, wyeliminowany przez Gwardię. – Pokazaliśmy nową jakość w lidze, graliśmy ciekawą piłkę ręczną, która podobała się kibicom, ale przed play offem straciliśmy obu reprezentacyjnych bramkarzy. Teraz nie możemy już rozciągać celu jak guma do żucia, choć na pewno nie będzie łatwiej. Mamy ogranych zawodników, dobrego trenera i płacimy stabilnie – czego więcej trzeba? – retorycznie pyta prezes NMC Górnika Bogdan Kmiecik, który na wszelki wypadek zakontraktował… czterech golkiperów.

Kto oprócz wspomnianej piątki może uzupełnić czołową ósemkę? Wzmocniła się, już niezła w poprzednich rozgrywkach, siódemka z Kalisza. W Kwidzynie opanowano odpływ graczy i z kilkoma nowymi „starymi” (Robert Orzechowski) MMTS będzie chciał szybko zapomnieć o ostatnim 7. miejscu. Play offu oczekują w Lubinie, Głogowie i Gdańsku. Po „frycowym” beniaminka ciekawe zakupy poczynił klub z Gdyni, który na „Arce” zamierza popłynąć w górę tabeli – czy jednak wystarczy to do wygrania rywalizacji z ekipami z Mielca, Szczecina i Piotrkowa?

Jedna tabela

Po dwóch latach eksperymentów władze superligi postanowiły uprościć system rozgrywek, w których weźmie udział 14 drużyn – o dwie mniej niż w poprzednim sezonie – i bez podziału na grupy. Zniknie zatem czwarty punkt, przyznawany za wygraną z drużyną z tej samej grupy, zamiast trzech tabel, będzie jedna. Najlepsza ósemka zagra o medale w rundzie finałowej systemem pucharowym, pozostała szóstka powalczy o utrzymanie – najsłabsza drużyna spadnie do I ligi, przedostatnią czeka baraż.

– Zmiana jest podyktowana wolą kibiców, którzy są dla nas najważniejsi. Usunęliśmy punkt bonusowy i podział na grupy, który wprowadzał spore zamieszanie wśród kibiców. Wracają spadki, a najlepsze drużyny z pierwszej ligi mogą zagrać w superlidze – podkreśla prezes PGNiG Superligi Marek Janicki.

– Cieszy powrót do jednej tabeli, od razu każdy wie, gdzie jest. Dwie grupy nie miały sensu, ale trzeba pamiętać, że na końcu i tak zawsze jest play off. Powrót spadków to też dobra wiadomość, bo przecież ostatecznie chodzi o rywalizację – zauważa Kmiecik.