Górnik Zabrze: Adaptacja – słowo kluczowe

Wiktor Biedrzycki – 72 minuty, Adam Ryczkowski – 143  i najbardziej okazały wynik, Jesus Jimenez – 209. Tak wyglądają dotychczasowe statystyki nowicjuszy. A przecież dwaj pierwsi byli w ub. sezonie wyróżniającymi się postaciami swych pierwszoligowych klubów (odpowiednio – Stomilu i Chojniczanki); wydawało się więc, że wystarczy zrobić niewielki krok do ekstraklasowego składu.

Sprawa jednak nie jest wcale tak prosta, na jaką wygląda – a przekonali się już o tym wcześniej inni. Damian Kądzior – który przecież ostatecznie został jednym z najlepszych „górników” w ub. sezonie, zapracowując na miano reprezentanta i wyjazd do Dinama Zagrzeb – zaczynał też od 60-minutowych występów w szeregach zabrzan. – Żeby się w grze Górnika odnaleźć, trzeba go dobrze poznać. A no potrzeba kilku tygodni, może paru miesięcy na adaptację. Potrzebuje ich i Jimenez, i Ryczkowski, zanim staną się „ligowcami pełną gębą”, skrojonymi na miarę potrzeb ekipy z Roosevelta. – Daniel Smuga potrzebował siedmiu miesięcy wspólnych treningów – trener Brosz przywołuje nazwisko bohatera potyczki z Koroną, który – ćwicząc z zabrzanami już w listopadzie ub. roku – ekstraklasowy debiut zaliczył w kwietniu, a pierwszego gola w oficjalnym występie zdobył dla Górnika w ub. czwartek w Kiszynowie, „poprawiając” snajperski dorobek w niedzielę. Tyle czasu zabrało mu wdrożenie się w reżim treningowy – i taktyczny, w trakcie meczów – szkoleniowca zabrzan.

Nic dziwnego, że dziś – kiedy sezon już się rozpoczął, a Górnik gra na razie co trzy dni – tematu uzupełnienia obecnej kadry pucharowicza nawet się specjalnie nie podnosi. – Piłkarzy na rynku jest wielu. Ale i tak trzeba byłoby poczekać, aż się „nauczą” zespołu i jego gry – przypomina opiekun Górnika. Tymczasem zabrzańscy nastolatkowie – Kacper Michalski, Przemysław Wiśniewski, Daniel Liszka i inni – ów półroczny okres „terminowania” mają za sobą. I to ich ogromna przewaga nad potencjalnymi „ludźmi z zewnątrz”.